Chciała unieważnić ślub. Ksiądz pytał o... pozycję i seks w czasie miesiączki
- 13 lat po ślubie Maja Szwedzińska postanowiła unieważnić swój ślub. Metropolitalny Sąd Duchowny we Wrocławiu w 2010roku przesłuchał kobietę
- Kobieta zarzuciła mężowi stosowanie przemocy fizycznej i psychicznej. Księdza interesowały jednak nie jej krzywdy, a... pożycie seksualne
- – Po prostu czerpał przyjemność ze słuchania o pikantnych szczegółach z mojej sypialni – powiedziała dla TOK FM
Chciała unieważnić ślub. Ksiądz pytał, w jakiej pozycji odbyła stosunek w noc poślubną
Maja Szwedzińska wzięła ślub w 1997 roku. Niestety, padła ofiarą przemocy ze strony męża. I nie chodzi jedynie o podniesiony głos czy wyzwiska. – Miałam połamany palec, złamaną rękę, nogę. Oczywiście byłam mistrzynią wymyślania na SORze, co się stało. Było spadanie ze schodów, szafka w kuchni, nieumiejętne wbijanie gwoździ – powiedziała.
Tuż po trzecim porodzie złożyła sprawę o rozwód, a w 2010 roku postanowiła zgłosić się do sądu biskupiego o unieważnienie małżeństwa. Jej sprawę rozpatrywał Metropolitalny Sąd Duchowny we Wrocławiu.
Największe zainteresowanie przesłuchującego ją księdza wzbudziła nie kwestia traumatycznych doświadczeń, a... seksu w noc poślubną. – Byłam przepytana o to, co się działo w sypialni pod każdym możliwym kątem. I robiłam to pod przysięgą na Biblię – powiedziała dla TOK FM.
Pytania dotyczyły tego, ile trwał seks w noc poślubną oraz w jakiej pozycji współżyli nowożeńcy. – Chciałam zapytać, co cię to, do cholery, obchodzi? Raz już nie wytrzymałam i wskazałam, że nie podnosiłam argumentów dotyczących współżycia. Na to usłyszałam, że to ksiądz jest tutaj pracownikiem sądu i on mnie przesłuchuje – opisała.
"Ksiądz, który mnie przesłuchiwał, miał duże problemy ze sferą seksualną"
Szwedzińska powiedziała, że pytania dotyczące pożycia dotyczyły nie tylko nocy poślubnej, ale i codziennego życia. – XXI wiek, a zostało mi zadane pytanie: "Czy dochodziło do zbliżeń małżeńskich w czasie przypadłości kobiecych?" Udawałam, że nie rozumiem – wspomniała.
Jak stwierdziła, ostatecznie księdzu nie przeszło przez gardło słowo miesiączka. – Dziś myślę, że nie tylko miesiączka, ale samo bycie kobietą jest dla nich "przypadłością" – podkreśliła.
W rozmowie z TOK FM kobieta wyliczyła, że przesłuchanie trwało przez 9 godzin. W tym czasie nie zaoferowano jej nawet herbaty.
Ostatecznie jednak udało się unieważnić małżeństwo. Ksiądz nie stwierdził jednak przemocy ze strony męża a "niezdolność psychiczną do podjęcia przez niego istotnych obowiązków małżeńskich".
Po 12 latach od przesłuchania kobieta mówi wprost: – Sądzę, że zostałam perfidnie wykorzystana i ksiądz, który mnie przesłuchiwał, miał duże problemy ze sferą seksualną.