Lewicka: Człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja, do złodziejskiej władzy widać też
W piątek rano spojrzałam na analizę zawartości sieci, czyli tego, czym żyli poprzedniej doby internauci, przygotowaną przez Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych. Temat willi był już letni: "znaczny spadek dynamiki nowych wzmianek (…) prawdopodobny dalszy spadek dynamiki".
Zatem beneficjenci łaski ministra edukacji weekend mogli już przepędzić w spokoju ducha, sprawa dosłownie za chwilę umrze i zniknie, a nieruchomości zostaną. Nie pierwszy to skandal, afera, które żyją tyle, co jętka jednodniówka. PKN Orlen łupił nas przez wiele miesięcy, ale noworoczne wzburzenie oklapło niczym nieudany suflet już po tygodniu.
I tak się to kręci już od ośmiu lat – kolejne dramaty mają postać jednoaktówek, stąd i strzelba, zawieszona w pierwszym akcie, nie wystrzeli w ostatnim, bo sztuka już dawno skończona. PiS zatem stale bulwersuje i niemal nigdy na tym nie traci. Jak do tego doszło, że nic nas nie rusza?
Za dużo tych skandali – słyszymy od ekspertów. Afera aferę aferą popycha, nic więc dziwnego, że zostaliśmy przygnieceni, przytłoczeni i zobojętnieliśmy. Człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja, do aroganckiej i złodziejskiej władzy widać też.
Poza tym pamiętać trzeba, że duża część społeczeństwa żyje sobie szczęśliwie poza kulturą druku – nie czytając prasy, portali informacyjnych, trudno się zorientować, co też znowu ci na górze ukradli. Części to w ogóle nie zajmuje, nie czują związku przyczynowo – skutkowego, że jeśli góra kradnie, to dołom się gorzej wiedzie.
Innym z kolei towarzyszy przekonanie, że władza zawsze kradnie, więc cóż w tym dziwnego, że i obecna władza uwłaszcza się na potęgę na państwowym majątku? Śledzimy zatem ten serial, jeśli w ogóle śledzimy, bez szczególnego napięcia i wzruszeń.
Czy Polska jest "normalnym krajem"?
Nie bez znaczenia jest krótka pamięć wyborców i mediów, wynikająca znowuż z nasycenia, wręcz przesycenia rzeczywistości skandalami. Palec Lichockiej, respiratory Szumowskiego, biznes męża Beaty Szydło, śmigłowce Macierewicza, dwie wieże Kaczyńskiego, loty Kuchcińskiego, hotel na godziny Banasia, działka Morawieckiego, asystentki Glapińskiego – można tak wyliczać w nieskończoność i trudno to wszystko ogarnąć.
Nowe afery przykrywają stare, czasem w jednym tygodniu pojawia się aż kilka skandali, niemal każdy mający potencjał obalenia rządu czy zesłania w polityczny niebyt jakiegoś polityka. Pod warunkiem jednak – ta fraza zawsze pada wówczas z ust komentatorów wydarzeń politycznych – że żylibyśmy "w normalnym kraju". Czy zatem Polska nie jest "normalnym krajem"?
Od wielu już lat zaskakuje nas swą nader bogatą biografią i spektakularną karierą od wójta do milionera "człowiek z aurą", czyli Daniel Obajtek. Kiedy półtora roku temu eksperci Fundacji Batorego analizowali w raporcie "Obajtekgate czy Obajtekland?" jego poczynania i społeczną reakcję na nie, zwrócono uwagę na ryzyko upodabniania się społeczeństwa do władzy.
Możemy mieć do czynienia, pisano, "nie tylko z degeneracją elit politycznych, ale też postępującą demoralizacją części społeczeństwa, które zacznie być wrażliwe ba korupcję dopiero wówczas, gdy całe państwo pogrąży się w kryzysie politycznym i gospodarczym".
A może wolimy obojętność i święty spokój?
Czyżby wylazł z nas jakiś "homo sovieticus", ponoć już dawno pogrzebany? A może reagujemy wzruszeniem ramion, bo czujemy, że jesteśmy bezradni, że nie sposób tej władzy ukarać, wszak wyłączyła wszystkie bezpieczniki? A może wolimy być obojętni, bo to nam gwarantuje święty spokój? Ileż się przecież można denerwować, unosić, tracić zdrowie z powodu polityki? Wszyscy mamy swoje problemy, każdy z nas dość, by nie brać jeszcze na barki problemów ogólnopolskich.
Jest też inne wytłumaczenie – w swej społecznej masie rozumiemy to, co robi władza. Załatwia krewnym posady? A cóż w tym dziwnego, wszak od dawna panoszy się na Wisłą kumoterstwo i nepotyzm, nie ufamy obcym, zatrudniamy po znajomości, wierzymy tylko rodzinie i krewnym – reszta to obcy, podejrzani.
Rozdaje sobie wille? Skoro może, to grzech nie skorzystać z okazji. Jest chamska? A przyjemnie jest móc pokazać innym swoją wyższość, wyżyć się. To by jednak oznaczało, że ta władza jest emanacją narodu, a przynajmniej znakomitej jego części. Byłoby to zatem wytłumaczenie obecnego stanu rzeczy najboleśniejsze, najbardziej dojmujące.
Dziwi tylko, że przecież jeszcze kilka lat temu było inaczej. Afera z ośmiorniczkami wywołała stosowne oburzenie, którego skutki odczuła na swej skórze Platforma Obywatelska. Był gniew społeczny, była niezgoda na zachowania niemające przecież charakteru kryminalnego. Odium afery podsłuchowej ciążyło na PO długo, a afery PiS-u odklejają się od PiS-u natychmiast, po czym giną w mrokach niepamięci.
Jest to fenomen społeczno-polityczny wciąż do wyjaśnienia, bo na razie nadal trudno objąć go rozumem.