"W Kościele obecne jest przekonanie, że to można przemodlić". Ksiądz o swojej walce z depresją
- Coraz więcej duchownych przyznaje się do problemów psychicznych i depresji, czego dowodem jest przykład polskiego biskupa Edwarda Dajczaka, który w styczniu ustąpił z funkcji
- Księża dotknięci depresją często mają słyszeć, że "ten stan trzeba przemodlić"
- Duchowni, którym nie udziela się pomocy, często popadają w nałogi
Dom Księży Emerytów to tylko nazwa. W pojedynczych kawalerkach, między pełnymi wigoru panami przed siedemdziesiątką i schorowanymi seniorami, mieszkają oni – często młodzi i na pierwszy rzut oka energiczni księża... z problemami.
Bez wsparcia
Marek (imię zmienione) jest księdzem po trzydziestce. Oprócz tego, że pełni posługę, z wykształcenia jest terapeutą. Przez lata zresztą chorował na depresję, która wpędzała go w myśli samobójcze. Ponieważ jednak interesował się psychologią i psychoterapią, wiedział, że depresję można skutecznie leczyć. Samodzielnie poszukał pomocy i rozwiązania dla swojego problemu. Przeszedł przez terapię, która pomogła mu wrócić do normalności. O jego depresji nie wiedział jednak prawie nikt.
Miałem świadomość, jak w środowisku księży podchodzi się do tematu. Co prawda chciałem powiedzieć proboszczowi, ale zrezygnowałem po tym, jak usłyszałem przy posiłku, jak z gospodynią wyśmiewają chorych psychicznie parafian. Powiedziałem za to jednemu koledze księdzu, który zapewnił mnie o swoim wsparciu i zaznaczył, że będzie utrzymywał ze mną kontakt. Nigdy się nie odezwał.
Marek za terapię płacił z pensji zarobionej na stanowisku wikarego oraz katechety. Z plebanii wychodził zawsze o tej samej porze. Mówi, że proboszcz nigdy nie zapytał go, dokąd idzie. Zupełnie jakby nie chciał wiedzieć, co w tym czasie robi – ocenia.
Marek był świadomy tego, że jeśli nie zrobi czegoś ze swoją chorobą, to prędzej czy później "zniknie". Przyznanie się do choroby psychicznej, szczególnie gdy mieszka się w małej wiosce, w której każda choroba jest stygmatyzowana, to jednak niełatwe zadanie. Do tego dochodzi ograniczony dostęp do specjalistów i świadomość, że każdy wie wszystko o każdym.
Dom księży z problemami
Według Marka, jeśli ksiądz z problemami psychicznymi nie weźmie swoich spraw we własne ręce, ma niewielkie szanse na leczenie. Jak mówią nam terapeuci blisko związani z instytucjami kościelnymi, wielokrotnie oferowali swoją pracę np. w Domach Księży Emerytów, ale zawsze słyszeli to samo – nie ma takiej potrzeby.
Czy faktycznie?
W takich domach, obok księży z czynami pedofilskimi na koncie, skonfliktowanymi z prawem, czy takich na emeryturze, są właśnie księża z problemami psychicznymi i nałogami, które idą zwykle w parze. Podobnie jak reszcie, daje im się azyl, jedzenie i opiekę medyczną. Z resztą, jak twierdzi Marek, zostawia się ich samym sobie.
– Żeby mieć pieniądze, taki ksiądz musi znaleźć sobie pracę. To konieczne, chociażby do tego, żeby móc opłacić sobie terapię, jeśli faktycznie chce się wyjść z depresji czy załamania nerwowego – tłumaczy.
Terapia wymysłem szatana?
Na pytanie, skąd taki stosunek do terapii w Kościele, Marek mówi: – Oprócz podejścia, że depresję powinno się "przemodlić", ciągle pokutuje podejście, że terapia ma związek z działaniem złego ducha. Wielu twierdzi, że psychoterapia ma powiązanie demoniczne i "miesza w głowie".
W walce ze słabościami ma nie pomagać też środowisko księży. To, bardziej niż zgraną drużynę piłkarską, ma zdaniem naszego rozmówcy przypominać szkołę baletową. – Jest więcej rywalizacji i konkurowania ze sobą niż wsparcia i pomocy. Jeden lepiej śpiewa, inny ma lepsze kazania, a jeszcze inny jest bardziej lubiany w parafii. Zazdrość daje sporo powodów, które odbierają przestrzeń do tego, żeby w ogóle dzielić się problemami, nie mówiąc o wsparciu w ich rozwiązywaniu – tłumaczy Marek.
To zresztą, jak tłumaczy, zaczyna się już w seminarium. Jako przykład podaje kleryka ze swojego roku, który borykał się z depresją. Początkowo zapewniano go o wsparciu, jednak później miano nakłonić do rezygnacji. Usłyszał od przełożonych, że "taka tendencja później może być problemem".
Alkohol – tak, depresja – nie ma mowy!
W sierpniu media donosiły, że pijany ksiądz w białostockim kościele nie był w stanie wcelować z komunią do ust wiernych, a w grudniu media i sieć obiegło nagranie innego, który z tego samego powodu, w trakcie pogrzebu, przewrócił się na grób.
Problem z uzależnieniem, który pojawia się u księży, zwykle nie bierze się jednak znikąd. Alkohol jest po prostu dla nich najbardziej dostępną opcją "radzenia sobie" z problemami emocjonalnymi. Jak wyjaśniał w naTemat.pl terapeuta leczenia uzależnień Piotr Nowak-Kormendy, źródłem uzależnień nie są bowiem używki, lecz niezaspokojone potrzeby, które ludzie koją nałogami.
– Bez względu na to, czy mówimy o uzależnieniu od alkoholu, pornografii czy przeglądania sieci, "używka" ma nam pomóc zaspokoić potrzebę i ukoić emocje – tłumaczył terapeuta, wyjaśniając, że dobrostan jest podstawą prawidłowego funkcjonowania organizmu. A że najbardziej dostępny dla księży jest alkohol, to właśnie na niego zwykle pada wybór.
Zdaniem Marka, alkoholizm wśród księży to problem bardzo powszechny: – Statystyki mówią o dziesięciu procentach, ale z własnej obserwacji obstawiam, że problemowo pije przynajmniej trzykrotnie więcej. Pamiętam zresztą, jak miałem praktyki jako kleryk i nie byłem w stanie "nadążyć". Na plebanii, na którą trafiłem, piło się codziennie. Jednocześnie zwłaszcza na wioskach ciągle panuje przekonanie, że ksiądz, który pije, jest "swój".
A mury runą
W styczniu media obiegła informacja, że z posługi rezygnuje biskup diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej Edward Dajczak. Powodem, który podał, była depresja. Biskup udzielił wielu wywiadów, w których opisał swoje zmagania z chorobą.
Na zewnątrz niewiele widać. Szedłem do ludzi, uśmiechałem się. To nie jest tak, że człowiek chodzi cały czas zasmucony, zasępiony. Kiedy widziałem, że to stan, który się powtarza, a ja nie jestem w stanie sobie z nim poradzić, poszedłem na rozmowę, zacząłem przyjmować leki, które stonowały sytuację. Ale trzeba sobie też pomagać, uciekać od skrajnych sytuacji powodujących stres. U mnie on pogłębiał zły stan (...) To jest tak, że boli dusza, przedziwny stan. Ciężko to samemu opisać.
W archidiecezjach, które oferują duchownym pomoc psychologiczną, księża, zakonnice i zakonnicy mogą zostać skierowani na terapie lub skorzystać z pomocy pracujących przy Kościele specjalistów. System pomocy nie jest w tej kwestii jednak scentralizowany, lecz ustalany indywidualnie przez jednostki. Na to zwrócił uwagę w udzielonej nam odpowiedzi także rzecznik prymasa Polski, ks. Remigiusz Malewicz:
Z pytaniem o to, jaka pomoc jest świadczona w innych diecezjach, należałoby się zwrócić do innych diecezji. Z pomocy specjalistów pracujących w naszej archidiecezji (...) mogą korzystać osoby zarówno świeckie, jak i duchowne.
Na pytanie o to, czy w archidiecezjach organizowana jest duchownym pomoc psychologiczna, które wysłaliśmy 17 lutego do trzynastu poszczególnych jednostek, odpowiedziało pięć. Wśród nich są wrocławska katowicka, lubelska, gdańska i gnieźnieńska.
Wszystkie zapewniają, że osoby duchowne z problemami mogą kierować się do ich kierownictwa po pomoc, która oferowana jest im w różnym wymiarze.
Duchowni mogą skorzystać z urlopu, pomocy psychologów i psychiatrów, czy wsparcia w leczeniu szpitalnym. Rzecznik archidiecezji katowickiej Ks. dr Tomasz Wojtal wskazał, że wśród księży rośnie odsetek "przyznających się do swojego cierpienia".