Ważą się losy Szydło i Kościelnika. Sąd ujawnił, kiedy ogłosi wyrok ws. wypadku
- 6 lat temu kolumna rządowa przewożąca Beatę Szydło zderzyła się z Sebastianem Kościelnikiem, który kierował seicento.
- W 2020 roku sąd uznał Sebastiana Kościelnego za winnego spowodowania wypadku, jednak umorzył postępowanie na okres roku
- Ruszyła więc sprawa odwoławcza. Po latach obie strony wreszcie wygłosiły mowy końcowe, a za dwa tygodnie zapadnie oficjalny wyrok w sprawie
To koniec sprawy Beaty Szydło. Sąd za dwa tygodnie wyda ostateczny wyrok
W 2017 roku media rozpisywały się o wypadku z udziałem Beaty Szydło i Sebastiana Kościelnika, do którego doszło w Oświęcimiu. Trzy rządowe samochody mijały fiata seicento. Kierowca przepuścił pierwszy pojazd, gdy usłyszał sygnał uprzywilejowania.
Później rozpoczął manewr skrętu w lewo i doszło do zderzenia z drugim rządowym wozem. Pojazd, w którym znajdowała się polityczka Prawa i Sprawiedliwości zjechał z drogi i uderzył prosto w drzewo.
W wyniku zdarzenia nikomu nic się nie stało, jednak do dziś trwa proces, który ma wyjaśnić, kto jest odpowiedzialny za spowodowanie wypadku.
Sprawa nabrała wymiaru politycznego. Opozycja zarzuca bowiem rządowi skierowanie ogromnych środków na udowodnienie winy Kościelnika. Szydło zaś uważa się za "ofiarę kampanii nienawiści".
Sąd w 2020 roku uznał Kościelnika za winnego, jednak sprawa doczekała się apelacji. Co ciekawe, w międzyczasie doszło do zniszczenia ważnego dowodu, jakim był monitoring.
Mógł on rozstrzygnąć kwestię, czy – jak utrzymywał rząd – pierwszeństwo miała kolumna wioząca premier Beatę Szydło. Byłoby tak, gdyby limuzyny dawały sygnały świetlne i dźwiękowe. Tych ostatnich według części świadków jednak nie było.
14 lutego odbyła się ostatnia rozprawa odwoławcza. Tuż przed rozpoczęciem posiedzenia w rozmowie z mediami mecenas Władysław Pociej wyjaśnił, że domaga się uniewinnienia Sebastiana Kościelnika. Podkreślił, że kierowca seicento nie jest odpowiedzialny za wypadek. – Oczekujemy na sprawiedliwy wyrok. W przekonaniu mojego klienta i moim nie ponosi on żadnej odpowiedzialności za to zdarzenie, z uwagi na sposób jazdy w wykonaniu funkcjonariusza BOR – powiedział, cytowany przez Onet. – To zwykły wypadek komunikacyjny i z praktyki wiemy, że tego typu sprawy kończą się w pół roku, rok. Jednak wiemy, jakie siły i środki zostały zaangażowane przez państwo, by udowodnić winę Sebastiana Kościelnika – dodał.
Prokurator Rafał Babiński wniósł zaś o karę ograniczenia wolności, prac społecznych i obciążenia Kościelnika kosztami procesu. W mowie końcowej zarzucił oskarżonemu wielokrotne zmienianie wersji wydarzeń.
– W 2018 roku można było sprawę zakończyć, ale oskarżony był słuchany kolejny raz i zmienił wersję zdarzeń – zarzucił, po czym stwierdził: – Czy przez sześć lat pokrzywdzeni usłyszeli słowo "przepraszam, żałuję tego, co się stało"? Nie.
Sąd oficjalnie ogłosi wyrok 27 lutego.