Potrącił nianię z 2-latkiem w wózku, potem kłamał. Ojciec dziecka to znany lekarz, zabrał głos
- Do zdarzenia doszło w środę po południu przy ul. Szeligowskiego w Lublinie.
- Potrącona kobieta w ciężkim stanie trafiła do szpitala
- Do sprawy odniósł się ojciec dziecka, które w momencie potrącenia było pod opieką kobiety
W środę w godzinach popołudniowych, na ulicy Szeligowskiego kierowca auta dostawczego wjechał w kobietę, która prowadziła wózek z dwuletnim dzieckiem. Mężczyzna cofał na przejściu dla pieszych. Potrącona kobieta w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Dziecku na szczęście nic się nie stało, co potwierdziła policja.
Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że kierowca auta dostawczego podczas cofania najechał na - znajdującą się na przejściu dla pieszych - kobietę z dwuletnim dzieckiem - mówi - Dziecko było zapięte w wózku. Nic mu się nie stało. Kobieta odniosła zaś obrażenie i trafiła w ciężkim stanie do szpitala
Zeznania oparte na kłamstwie
Do ustalenia, że kobieta nie była winna temu, że została potrącona, potrzebny był monitoring. Kierowca zeznał bowiem, że musiała ona zemdleć i dlatego przewróciła się na jezdnię. Prawda wyszła jednak na jaw, dzięki interwencji ojca dziecka.
Niania pracowała dla znanego z mediów społecznościowych lekarza Jakuba Kosikowskiego. Jak napisał on na Twitterze, na jego wniosek sprawdzony został monitoring, z którego wynikało, że to nie omdlenie było przyczyną wypadku, ale zachowanie kierowcy.
"Kierowca wątpliwej trzeźwości na wstecznym zmiótł z przejścia mojego syna z opiekunka. Ruszył jak byli w połowie przejścia, jak wchodzili stał. Syn ok, pasy i wózek uratowały mu życie, Niania walczy o życie" – napisał Kosikowski.
Sprawca przyznał się do winy
Ostatecznie sprawca zgłosił się na policję, o czym w TVN24 mówił Kamil Gołębiowski z lubelskiej policji.
– Po pewnym czasie od zdarzenia na komendę zgłosiło się dwóch mężczyzn w wieku 29 i 30 lat, którzy stwierdzili na początku, że byli świadkami tego, jak kobieta przewróciła się na przejściu. Ostatecznie jednak podczas rozmowy z funkcjonariuszami przyznali się, że jeden z nich był kierowcą, a drugi pasażerem i że doszło do potrącenia – relacjonował telewizji Gołębiowski. Obaj mężczyźni zostali przebadani alkomatem. Kierowca był trzeźwy,a drugi z mężczyzn miał nieznaczną ilość alkoholu w wydychanym powietrzu. Od obu mężczyzn została pobrana krew. Na razie Od obu pobraliśmy krew do badań, żeby stwierdzić, w jakim stanie psychofizycznym byli w trakcie wypadku - podkreśla Gołębiowski.
Mężczyźni zostali zatrzymani, ale żaden nie usłyszał zarzutów. Jeśli usłyszy zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem, jakim jest ciężki uszczerbek na zdrowiu, kierowcy grozi kara do ośmiu lat pozbawienia wolności.