"The Last of Us" nie było pierwsze. Grzyby straszyły w horrorach już dużo wcześniej

Maja Mikołajczyk
22 lutego 2023, 13:13 • 1 minuta czytania
W "The Last of Us" to grzyby są powodem, dla którego ludzie zmieniają się w śmiercionośne zombie. Choć mogłoby się wydawać, że pasożyty nie brzmią jak najgroźniejsi antagoniści, już wcześniej pojawiały się w filmach grozy, a w ostatnich latach panoszą się w horrorach coraz częściej.

Czy grzybów można się bać?

Grzyby są bohaterami horrorów zdecydowanie rzadziej niż zwierzęta i trudno się dziwić – dopóki nie mamy mykofobii, nieożywione pasożyty nie należą raczej do najpopularniejszych wyzwalaczy niepokoju (choć zdecydowanie potrafią brzydzić, co widać chociażby na przykładzie niektórych charakteryzacji czy elementów scenografii z "The Last of Us").

Horrory o grzybach jednak istnieją (Dolores Quantana na łamach "Fangorii" ochrzciła ten podgatunek mianem "Fungal Horroru", co można przetłumaczyć jako "Grzybowy horror") i wykorzystują ten sam lęk, co filmy grozy o zwierzętach (tzw. Animal Attack Movies), a mianowicie strach przed naturą jako taką.

Podobnie jak w horrorach zwierzęcych, w filmach tego rodzaju zostaje zaburzony "naturalny" porządek rzeczy – to nie my jemy grzyby, ale to one zjadają nas.

Horrory o grzybach

Grzyby z rodziny Ophiocordyceps stały się inspiracją dla twórców gry "The Last of Us", która zadebiutowała na rynku w 2013 roku. Na pomysł wpadli, gdy oglądali dokumentalny serial BBC "Planeta Ziemia".

– Cordyceps wchodzi do mózgu i zaczyna kontrolować mrówkę, poruszać żuwaczką, przedostaje się wyżej, rozrasta się i kiełkuje – mówił Bruce Straley, projektant ze studia Naughty Dog. – W zasadzie używa ich do rozprzestrzeniania infekcji, przejmowania całych kolonii lub czasem zupełnej zagłady – dodał Neil Druckman, jeden z reżyserów gry. – Tylko jak to zobaczyliśmy, zaintrygowaliśmy się pomysłem: co by było, gdyby przeniósł się na człowieka – przyznał.

Co ciekawe jednak, ten podgatunek grzyba zainspirował Inoshiro Hondę (słynnego reżysera "Godzilli") już... pięćdziesiąt lat wcześniej. Fabuła filmu "Matango" z 1963 roku (o wdzięcznym polskim tłumaczeniu "Atak ludzi grzybów") opowiada o rozbitkach, którzy lądują na tajemniczej wyspie, zaludnionej przez ludzi-grzybów, zainfekowanych zarodnikami lokalnego pasożyta.

Jeszcze wcześniej, bo w 1955 roku Val Guest wyreżyserował horror science fiction "The Quatermass Xperiment" na podstawie serialu BBC Nigela Kneale'a. Profesor Bernard Quatermass wraca na Ziemię z jedynie jednym ocalałym z misji. Astronauta choruje jednak na tajemniczą chorobę i nie jest zdolny do komunikowania się.

W filmie Guesta co prawda nigdy nie pada słowo "grzyb", ale głównym zmartwieniem bohaterów jest to, by istota, która była niegdyś Victorem Carroonem, nie wypuściła pod żadnym pozorem zarodników.

W filmie "Cierń" z 2008 roku też wykorzystano podobną koncepcję. W amerykańskim horrorze Toby'ego Wilkinsa ("Grudge 3: Powrót klątwy") tajemniczy grzyb infekuje zwierzęta i ludzi, zabija je, a następnie przejmuje kontrolę nad ich martwymi ciałami.

Grzyby bywają wykorzystywane w horrorach również w inny sposób. W "Lęku" z 2007 roku grupa przyjaciół zażywa grzyby halucynogenne i doznaje przerażających wizji, których konsekwencje są jednak jak najbardziej realne.

Po grzyby chętnie sięgają też twórcy eko-horrorów. W "Anihilacji" Alexa Garlanda na motywach powieści Jeffa VanderMeera grupa naukowców wyrusza, by zbadać strefę kwarantanny zwaną jako Strefa X.

Na miejscu zastają florę i faunę zmienioną w sposób, jaki wymyka się naukowym wyjaśnieniom. W jednej z najbardziej zapamiętywalnych scen biolodzy napotykają na porośnięte grzybami ciało jednego z żołnierzy, którego kości i wnętrzności rozciągnięte są na ścianie (bardzo podobna scena była zresztą w jednym z pierwszych odcinków "The Last of Us").

W rosyjskim lovecraftańskim horrorze "Otchłań" (2020) ogromny grzyb żyje tysiące metrów pod powierzchnią ziemi i zaraża tych, którzy zapuścili się do odwiertu niedaleko Arktyki. Zarażeni gromadzą się wokół niego, tworząc organizm chwytający następne ofiary.

Dwa lata temu pojawiły się dwa grzybowe eko-horrory. Pierwszy to południowoafrykańska "Gaia", opowiadająca o starożytnym lesie, w którym pradawna istota chce się zemścić na ludziach za to, co zrobili naturze.

Z kolei "Na Ziemi" Bena Wheatleya ("High-Rise", "Rebeka") skupia się na naukowcu, udającym się wgłąb bristolskiego lasu, by odnaleźć lekarstwo na śmiercionośnego wirusa. Wkrótce okazuje się, że prześladująca go wśród drzew siła może mieć związek z halucynogennymi grzybami.

Czy grzyby przejmą horror?

Serie filmowe czy seriale nieraz tworzyły trendy, które utrzymywały się parę lat, żeby wymienić, chociażby boom na wampiry po "Zmierzchu" ("Czysta krew" czy "Pamiętniki wampirów") czy na produkcje fantasy po "Grze o Tron" ("Koło czasu", "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy").

"The Last of Us" jest jednak raczej kontynuacją trendu na produkcje postapokaliptyczne, które nie dość, że są modne już od dobrych paru, jak nie parunastu lat, to jeszcze dodatkowo ich pozycja umocniła się przez pandemię COVID-19.

Chociaż grzyby stanowią istotny element fabuły, w ostateczności są jednak raczej elementem dekoracyjnym, który ginie w morzu innych wątków, takich jak relacja Joela z Ellie czy walki pomiędzy poszczególnymi frakcjami.

W serialu HBO Max w ostateczności mniej jest również klasycznego horroru, a więcej akcji. Szanse na to, że "The Last of Us" wygeneruje modę na grzyby w kinie grozy, są raczej niewielkie, choć filmowcy z pewnością powinni się częściej przyglądać tym niepozornym pasożytom, gdyż to wciąż dla gatunku, jakim jest horror terra incognita.