Zapytaliśmy kobiety, czego żałują. "Tego, jak wychowałam dzieci"
Ewa, 73 lata: Żałuję i jednocześnie nie żałuję… Całe moje życie było pogonią za miłością drugiego człowieka. Za miłość mogłam oddać wszystko: stanowisko, pieniądze. Wszystko za miłość.
Doszłam do punktu, w którym mieszkam w piwnicy. Nie wzięłam nic. Żałuję tego i jednocześnie nie żałuję. Gdyby pojawiła się miłość, to pewnie poszłabym w tym kierunku. Ale już bym nie wierzyła, że jest taka czysta. Katarzyna, 33 lata: Żałuję, że wcześniej nie byłam tak otwarta na życie. Jestem osobą z niepełnosprawnością, mieszkam na wsi. Przez długie lata nie widziałam innych możliwości. Rodzice bardzo mnie wspierali, żeby normalnie funkcjonować, ale brakowało mi odwagi. Nie wychodziłam ze swojej strefy komfortu. Nie potrafiłam opanować wewnętrznego strachu. W zeszłym roku sama poleciałam do Barcelony, kilka lat temu nie zrobiłabym tego. No bo jak, skoro jestem osobą niesamodzielną? Żałuję, że za późno się na to odważyłam. 10 lat temu nie widziałam możliwości, a jestem pewna, że je miałam.
Bożena, 55 lat: Żałuję tego, jak wychowałam swoje dzieci. Byłam młodą matką, mocno ograniczoną finansowo i z głową pełną lęków. Kłótnie z mężem, teściową – to wszystko odreagowywałam na dzieciach. Zupełnie nieświadomie robiłam im krzywdę. Ale to dotarło do mnie dopiero po latach. I bardzo żałuję, że nie mogę już tego wyprostować. To teraz już dwie dorosłe osoby, które niestety pamiętają tamte dni i tamte chore relacje. Czasu nie da się cofnąć. Niestety.
Katarzyna, 37 lat: Żałuję, że zbyt długo żyłam tak, jak mi kazało społeczeństwo. Moje pragnienia i marzenia były zależne od tego, co powiedzą inni, co powiedzą moi rodzice. Żałuję, że długo żyłam według schematu: jeśli nie mam pracy na etat, to jestem bezrobotna, jeśli nie mam kredytu w wieku 30 lat, to chu***o, jeśli nie mam dzieci, to jestem beznadziejna, jeśli nie mam chłopaka, to olaboga.
Iga, 35 lat: Żałuję, że nie miałam typowych, a wręcz stereotypowych – banalnych, nudnych – nastoletnich doświadczeń. Byłam tak zwanym late bloomerem, czyli dojrzałam później niż inni i tak samo później przeżywałam wszystkie pierwsze razy. A do tego byłam grzeczną dziewczynką, która była uczona, że ma być miła, subtelna, mieć dobre oceny i nie włóczyć się sama po mieście.
W rezultacie moje nastoletnie lata były dość ubogie w emocje czy przygody. Zero chłopców (a jak jeden się pojawił, gdy byłam już pełnoletnia, to zniszczył mnie psychicznie na lata), zero imprez, zero papierosów, zero dziwacznych, dorywczych prac, zero głupot. Nie chodzi o to, że zabraniali mi tego rodzice, po prostu taka byłam: zamknięta w swoim świecie. Nie czułam wówczas potrzeby nastoletnich szaleństw. Zaczęłam doświadczać życia dopiero na studiach.
Chyba dopiero wtedy zaczęłam być nastolatką, ale niestety inni przeżyli to wszystko już wcześniej, dlatego byłam w tym nieco osamotniona. Wydaje mi się, że bycie poważną nastolatką – a do tego znęcanie się nade mną w szkole, zaburzenia odżywiania i pierwsza miłość, która powinna być beztroska i niewinna, a była traumatyczna i przemocowa – odarły mnie z dobrego dorastania i zaowocowały jakimś brakiem, który chyba wciąż staram się zapełnić.
Wiem, że wiele osób wcale nie miało beztroskiego dojrzewania i uroczych pierwszych miłości, ale po prostu za tym tęsknię. Wciąż uwielbiam filmy, seriale i książki dla nastolatków, mimo że mam 33 lata, może właśnie dlatego? Sporo rzeczy w życiu żałuję, ale to jest na czele mojej listy, bo ten brak doświadczeń mocno się odznaczył na moim życiu. I wciąż odznacza.
Agata, 32 lata: Żałuję strasznie wielu rzeczy. Od wszystkich ciętych ripost, których nie powiedziałam, przez pocałunki, których nie dałam, po krzyk, który z siebie wydobyłam, by zostać wysłuchaną przez dzieci czy męża.
Żałuję, że nie byłam dłużej z moim pierwszym chłopakiem i że go rzuciłam jak gówniara, bo spieszyło mi się żyć i wszystkiego próbować. A on jakoś mi wtedy do tego planu nie pasował. Żałuję, że wyrzuciłam moje spodnie w panterkę za namową męża. Jemu się nie podobały, a ja strasznie za nimi tęsknie, chociaż minęło 7 lat.
Żałuję, że nie mam w sobie determinacji, by wklepywać w siebie balsam co wieczór i mieć gładką skórę jak z reklamy. Żałuję, że nie mogę znaleźć czasu na napisanie książki, bo wątpię w siebie, a czasem szkoda mi też drzew na moje wypociny. Czasem żałuję, że nie otworzyłam swojego biznesu, a czasem, że nie wybrałam innego zawodu. Żałuję, że wybrałam złe buty albo nie dałam dzieciom czapki do przedszkola.
W niektóre dni żałuję, że się obudziłam, a w inne, że wstałam za późno. Czasem szlag mnie trafia, że dziecko mnie woła albo mąż nie może czegoś znaleźć, choć 5 minut temu podałam mu tę rzecz do ręki. Czasem żałuję, że skreśliłam złe numerki w Eurojackpota. Nie, tego żal mi zawsze. Mogłabym płakać za tym wszystkim, siedząc w luksusowym mercedesie.
Kinga, 24 lata: Wydaje mi się, że każdy czegoś żałuje... A ja chyba żałuję decyzji, które zostały podjęte pod wpływem impulsu, takie, które później rzutowały na moje życie. Żałuję czasu zmarnowanego na bezpodstawne zamartwianie się, bo zwykle po czasie okazywało się, że to, co było dla mnie wielkim problemem, tak naprawdę nie miało znaczenia. Tak naprawdę więcej jest tych dobrych dni, niż tych złych.
Kinga, 31 lat: Żałuję, że bardziej nie szalałam, więcej nie wyjeżdżałam, nie uczestniczyłam w Erasmusie, mówiłam "nie", zamiast dać się ponieść nurtowi i zobaczyć, dokąd by mnie to "tak" zaprowadziło.
Z drugiej strony - lubię siebie teraz i lubię miejsce, do którego dotarłam, czy więc naprawdę mogę żałować czegokolwiek poza sytuacjami, w których głupio kogoś krzywdziłam (Ola, przepraszam, że w czwartej klasie posmarowałam Ci krzesło klejem!)?