Matki kupują psa pod dziecko. Szkoda, że zapomniały, by wychować dziecko pod psa [FELIETON]

Agnieszka Miastowska
05 marca 2023, 14:14 • 1 minuta czytania
Za chwilę zostanę prześmiewczo nazwana psią matką. Za moment usłyszę też, że nie mam dzieci, więc nie powinnam się wypowiadać. A na koniec ktoś uświadomi mnie, że mój "psynek" to nieprawdziwe dziecko. Tyle że ja dokładnie zdaje sobie z tego sprawę – zgadzam się, że opieka nad psem nie równa się odpowiedzialności opieki nad małym człowiekiem. Tym bardziej zaskakuje mnie brak empatii matek, które spotykam na co dzień – ludzkie dziecko gładzą po głowie, a to psie skazują na cierpienie w roli żywej zabawki swojego "bombelka".
Pies to nie zabawka dla dziecka. Mam dosyć oglądania cierpiących psów Marek BAZAK/East News

Piesek dla dziecka – koszmar dla zwierzęcia

Mówi się, że żeby poznać inne matki, młoda mama powinna udać się na osiedlowy plac zabaw lub do pobliskiej piaskownicy czy na trawnik pod blokiem. W podobne miejsca musi udać się psiarz, żeby poznać innych psiarzy i ich pupilów. Nic więc dziwnego, że na spacerach z psem najczęściej widzę właśnie mamy z dziećmi, a także z dziećmi i psami.

I ta grupa w tej historii będzie kluczowa. Od razu mówię – nie przeprowadziłam badań, które udowodnią, że matki są grupą, która czworonogi dyskryminuje. Ale podejrzanie często, gdy spotykałam właściciela nieodpowiedzialnego, jest to matka z dzieckiem.

Weźmy pierwszą z brzegu sytuację. Dwie matki przy moim osiedlowym placu zabaw rozmawiały, a dwójka ich kilkuletnich dzieci, korzystając z nieuwagi, bawiła się psem. Tak dobrze przeczytaliście – nie Z PSEM, a psem. Zabawa polegała na uderzaniu psa (nawet słusznej wielkości, w typie owczarka, ale jednak "misia") po pysku i głowie, i zaśmiewania się z jego zdezorientowanej miny.

Matki się zamyśliły? Nie, później właściwie beznamiętnie spoglądały, jak dzieci bawią się w ten sposób. Okej, oddajmy im punkt – co jakiś czas któraś z nich mówiła "nie męcz pieska", ale bez przesady, żeby były na tyle zmotywowane, by realnie zatrzymać rękę Jasia, która po raz kolejny podnosiła się na psa.

Czworonóg wykazywał się anielską cierpliwością. Pytanie, co byłoby, gdyby pies zachował się... jak pies i najzwyczajniej w świecie po ostrzeżeniu warczeniem, zębami wytłumaczył dziecku, że nie wolno było go dotykać. Wtedy zapewne zostałby uśpiony.

Mały pies, bo i dziecko małe?

Sytuacja numer dwa dotyczyła za to pieska małego niczym zabawka, bo Yorka. I faktycznie był traktowany jak zabawka. Kilkuletnia dziewczynka w parku prowadziła z dumą swojego pieska na smyczy – gdybym tak to ujęła, to byłby jedynie eufemizm od szorowania czworonogiem nim po ziemi.

I tutaj dochodzimy do mojego ulubionego na świecie mitu na temat psów – "małe dziecko powinno mieć małego psa, bo duży pies mógłby mu zrobić krzywdę". Mamy ukochały więc Yorki i Chihuahua jako rasy, które przecież mają zbyt małe ząbki i krótkie łapki, żeby zrobić ich dziecku krzywdę. Zapomniały tylko zadać sobie inne ważne pytanie – czy to dziecko nie zrobi psu krzywdy?

Bo drogie mamy, małe dziecko od małego psa różni się tym, że 5-latek waży około 20 kilogramów, psie dziecko, które jest przerażone, bo ciągnie się je na smyczy na siłę tak, że prawie kładzie się na ziemi, waży jakiś kilogram.

I zapewne jest przerażone pastwiącym się nad nim olbrzymem. Tej mamie zwróciłam już uwagę, że mały piesek chyba jest za mały na jej "małe" dziecko. Pani dziwnie speszona wytłumaczyła, że to tylko zabawa, a jej York uwielbia się bawić.

Inna "znajoma", której wolałabym nie poznać, swojemu 6-letniemu synkowi kupiła za to psa Chihuahua. Piesek był na tyle mały, że idealnie wpasował się w małe rączki chłopca, który znudzony zabawą potrafił dosłownie zrzucić psa na podłogę czy łóżko tak, że ten doznał złamania łapy.

Matczyne wnioski? Piesek został oddany do innego "dobrego domu", a potem dowiedziałam się, że kochająca dzieci (ale nienawidząca psów) mama kupiła kolejnego. Synek starszy – może więc nowa żywa zabawka przeżyje dłużej...

Duże psy jednak również nie są bezpieczne – na własne oczy widziałam jak mama na Dogue'a de bordeaux (nazwa brzmi egotycznie, ale Śliniaka z "Rodziny Zastępczej" kojarzycie, prawda?) wkładała swojego uchachanego synka, by ten chwilę "pojeździł" sobie na psie. Zwierzę oczywiście czuło się niekomfortowo i uciekało, ale było karcone, by stać w miejscu. W końcu bombelek chce, mama zapewnia, pies cierpi.

Jaka rasa psa? Taka ładna!

Innym razem wychodząc z moim psem, spotkałam młodą mamę z dwójką dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Na krótkiej smyczy trzymała Jack Russel Teriera, który wręcz się na niej zawieszał, biegając szaleńczo dookoła właścicielki i szczekając. Chociaż sama wychodzę z psem minimum 4 razy dziennie, zawsze mówiłam sobie, że nigdy nie kupiłabym terriera, bo to prawdziwe wulkany energii, które potrzebują nawet kilku godzin wzmożonego ruchu w ciągu dnia, a ja wolę raczej długi spacer niż intensywny aerobik.

Zagadałam "mamę", że ze swoim Jackiem na pewno muszą wychodzić na niezłe maratony. Dziewczyna była w szoku i musiałam wyjaśnić jej, że mam na myśli Jack Russel Terriera. Też nic jej nie zaświtało. Powiedziała, że pies jest kupiony bez rodowodu, a na rasę nie patrzyła, chciała tylko, żeby był mały, bo do dzieci. No i ładnie wyglądał. Ręce mi opadły.

Okazało się, że pies z domu wychodzi dwa razy dziennie – gdy dzieci do szkoły wyprowadza i z nimi wraca. Na siku i do domu. Zwróciłam jej uwagę, że pies wymaga raczej niezłej przechadzki po lesie niż tylko obsikania drzewek dookoła bloku. Mama uznała, że być może jest to powód, dla którego gryzie on wszystko w domu i "dostaje za to po d*pie". Poza tym pies dnie i noce spędza na posłaniu w pokoju dzieci. Nie wiadomo dlaczego tyle skomle, wyje i wygryza dziury w ścianach...

Pies cierpiący w dziecięcym pokoju

O labradorach, które las i rzekę widziały co najwyżej w telewizorze, także słyszałam nieraz. Rodzinka kupuje "świetnego psa do dzieci", zapomina jednak by wychować "świetne dzieci do psa". Na moich oczach kilkunastoletnie dzieci kłóciły się z rodzicami, że nie chce im się wyjść z psem, do czasu aż czwórnóg swoje potrzeby załatwił pod drzwiami. A potem i tak nikt z nim nie wyszedł! Po co? Przecież już nie potrzebuje!

Drogie mamy – pies nie musi być bity, głodzony, przywiązany łańcuchem do budy czy zamknięty w kojcu, żeby cierpieć. Podobnie, jak dziecko nie musi być wychowywane w alkoholowej rodzinie, żeby być nieszczęśliwe.

Dbacie o to, by wasze pociechy miały zapewnioną naukę i rozrywkę, chodziły na place zabaw, dodatkowy angielski i miały najnowszego iPhone'a. Jednocześnie nie pamiętacie, że w domu z nimi przebywają istoty równie zależne od was, z których często robicie jedynie zabawkę dla dzieci.

Pies kupiony dla urody bez zapoznania się z potrzebami rasy, pies kupiony ze względu na wielkość, żeby nie zrobił krzywdy dziecku, pies, który ogląda cztery ściany, bo nie ma z nim kto wyjść, a jednocześnie ma znosić bycie zabawką "bombelka" nie jest w swoim życiu szczęśliwy. I mam dla was dość mocne porównanie – pies ma umysł około 3-letniego dziecka. Nie traktujcie futrzanych dzieci tak, jakbyście nie chciały, żeby były potraktowane te ludzkie.