Odkremówkowanie Jana Pawła II przekracza możliwości Polaków. Oto dlaczego
W psychologii mówi się o zjawisku pamięci fleszowej - szczególnym rodzaju pamięci autobiograficznej, w ramach której dokładnie zapamiętujemy okoliczności towarzyszące szczególnie poruszającym wydarzeniom. Wiemy, co robiliśmy, gdzie i z kim byliśmy, jaskrawo pamiętamy towarzyszące nam emocje.
Takim wydarzeniem była w Polsce śmierć Jana Pawła II. Tym bardziej że poprzedził ją ponad tygodniowy medialny spektakl. Co dnia dowiadywaliśmy się o kolejnych procedurach medycznych, jakim poddawany był 85-letni Karol Wojtyła. Serwisy informacyjne podawały up-date’y dotyczące jego zmieniającego się z godziny na godzinę stanu zdrowia.
Jak gdyby nie był po prostu umierającym starszym człowiekiem, ale walczył o życie po wypadku samochodowym. Przeżyje? Nie przeżyje? Módlmy się! Trzymajmy kciuki!
Nie liczyło się, czy jest się katolikiem, czy ateistą. Umierał wielki Polak. W dodatku nikt, kto miał wówczas mniej niż 30 lat, nie pamiętał świata, w którym papieżem byłby ktoś inny. Śmierć Jana Pawła II była jak tąpnięcie znanej i oswojonej rzeczywistości.
W takich sytuacjach ludzie mają potrzebę gromadzenia się. Zbieranie się w jednym miejscu, ceremonie i typowanie następców to ryty kulturowe o bardzo starym rodowodzie. Mają za zadanie podtrzymać porządek świata w obliczu katastrofy (tu: czegoś, co uderza w zastany porządek, a więc niepokoi).
Po śmierci Jana Pawła II mogliśmy obserwować ich dużą skuteczność. Poczucie zagubienia po odejściu charyzmatycznego "władcy", zostało złagodzone poprzez natychmiastowe przeniesienie go do panteonu bohaterów narodowych.
Subkultura płaczących po papieżu
Powstał termin "pokolenie JP2", o którym trąbiono w telewizji, a przynależność do niego deklarowało pół Gadu-Gadu. Zasadzało się na marzeniach o duchu (tym razem papieża), który zstąpi i odnowi oblicze społeczeństwa. Tego tu społeczeństwa (a przynajmniej młodego pokolenia).
Wyszło mniej więcej tak, jak z ówczesną zgodą między kibicami Wisły i Cracovii, którzy postanowili się nie napierd*lać i wytrzymali w tym szlachetnym postanowieniu zaledwie kilka dni.
Potem były żądania beatyfikacji. "Santo subito" brzmiało zaklęcie mające dokonać transmutacji Jana Pawła II w superpapieża z ligi superbohaterów. Natychmiast! Całkiem, jak gdyby czas miał uszczknąć coś z jego świętości.
Marta Abramowicz, psycholożka i autorka książek "Zakonnice odchodzą po cichu" i "Dzieci księży" zwraca uwagę na jeszcze inny aspekt pamięci papieskiej.
– Dla osób żyjących w latach 80. i to nawet tych niewierzących papież był symbolem walki z komunizmem i jedną z najważniejszych postaci polskiego życia publicznego, i to mimo że na co dzień w nim nie uczestniczył. Jego przyjazdy do Polski gromadziły tłumy – także ze względu na jego sposób bycia – otwartość, poczucie humoru – mówi.
Jan Paweł II był zupełnie inny od swoich poprzedników. Jego pielgrzymki miały charakter widowiska. Czegoś, w czym fajnie było uczestniczyć.
– Poczucie wspólnoty to dla ludzi jedna z najważniejszych potrzeb, a przy takich wydarzeniach jest szczególnie odczuwalna. W przypadku pielgrzymek nie była to wspólnotowość smutna, ale silne, pozytywne emocje, po których zostają dobre wspomnienia. Przebywanie w dużej grupie, która podziela tego typu emocje, daje nadzieję, energię, poczucie sprawczości. W dodatku papież był postacią, która tę nadzieję umiała skutecznie w ludziach zasiać - zwłaszcza podczas pielgrzymek do kraju przed 1989 rokiem. Później był to do pewnego stopnia również wyraz tęsknoty za wspólnotowością, którą zaczęliśmy wytracać wraz z końcem PRL-u – ocenia Marta Abramowicz.
Grzeszna prezerwatywa
Śmierć Jana Pawła II, w przeciwieństwie do katastrofy smoleńskiej, była wydarzeniem jednoczącym – od prawa do lewa. Może i w 2005 roku mało kto wiedział o tuszowaniu pedofilii. Ale już to, że przyczynił się do śmierci części z niemal 700 tys. osób, które zmarły w wyniku zakażenia wirusem HIV, było powszechnie znanym faktem. W obliczu epidemii AIDS, która przypadała na czas pontyfikatu Jana Pawła II, Kościół z obsesyjnym uporem stał na straży zakazu używania prezerwatyw przez katolików.
Marta Abramowicz: Gdyby przyjrzeć się uważniej poglądom Jana Pawła II, znaleźlibyśmy więcej rzeczy, które prowadziły do ludzkich dramatów. Jan Paweł II chciał Kościoła tradycyjnego, którego siłą jest to, że nie zmienia się ani na jotę. To oznaczało między innymi, że małżonkowie nie mogą używać skutecznej antykoncepcji, a aborcja w każdej sytuacji jest złem. W praktyce oznaczało to, że kobiety umierały przy 10-12 porodzie i umierały, nie mogąc przerwać ciąży. Tak było między innymi w Irlandii, która wcieliła nauki Kościoła w prawo świeckie. Za jego pontyfikatu księża byli zawieszani albo wydalani ze stanu kapłańskiego za zbyt postępowe poglądy. Zbyt postępowe mogło być już mówienie, że Maryja nie mogła być dziewicą w chwili poczęcia. Z drugiej strony ci, którzy dopuścili się czynów pedofilskich, mogli dalej pełnić posługę.
– Sami musimy sobie odpowiedzieć, czym było dobro, a czym zło w tym pontyfikacie. Być może ateistom, którzy przeżywali wówczas te same emocje, jest dziś łatwiej, bo mogą spojrzeć na papieża po prostu jak na polityka, który podejmował decyzje polityczne w określonym kontekście i mogą spojrzeć na niego krytycznie, bez potrzeby wybielania. Natomiast jeśli papież był dla kogoś autorytetem moralnym stojącym na straży dobra i prawdy, trudno mu będzie zrozumieć, jak to się stało, że papież mógł nie wspierać ofiar nadużyć seksualnych, tylko sprawców – dodaje.
Maskotka WIELKIEGO POLAKA
Postać Jana Pawła II po śmierci szybko przeistoczył się w popkulturową maskotkę. Domniemana świętość mieszała się tu z dumą narodową. Papież, którego homilie i Anioły Pańskie przełączało się po pierwszym zdaniu, stał się nagle symbolicznym dziadkiem wszystkich Polaków.
Pytani o autorytety młodzi ludzie - rzekomi przedstawiciele pokolenia JP2, w istocie zaś po prostu milenialsi - mówili najczęściej o mamie i papieżu Polaku. Bezmyślnie? Z braku pomysłu? Oczywiście, że tak. Bo i ile osób zapoznało się naprawdę z nauczaniem Jana Pawła II.
Chodziło raczej o to, że papież wydawał się kimś bliskim, a przy tym powszechnie szanowanym i obecny od zawsze w życiu danej osoby - choćby tylko migając od czasu do czasu na ekranie telewizora. Podejście "do kościoła możesz nie chodzić, ale papieża to ty szanuj" nie było odosobnione.
Silny jak Popeye
Z czasem i kolejnymi publikacjami Jan Paweł II stawał się dla części społeczeństwa symbolem milczenia Kościoła wobec afer pedofilskich, dla innych "świętym Janem Pawłem II". Był oczywiście i "papaj" - bohaterem memów.
Często przedstawiały papieża, do którego doklejano umięśnione męskie ciało - w końcu był superbohaterem. Papaj to zaś nic innego jak spolszczenie imienia Popeye - postaci marynarza z bajek dla dzieci, który po zjedzeniu szpinaku zyskiwał wielką siłę.
Młodsze pokolenie stworzyło przeciwwagę dla nabzdyczonej narracji o Janie Pawle II i tego, że w pewnym momencie papież, choć nieboszczyk, wyskakiwał z lodówki i to coraz świętszy i coraz dzielniejszy. Wszechobecny niczym duch święty w programach telewizyjnych, audycjach radiowych, kolejnych książkach i kolekcjonerskich gazetkach, filmach fabularnych, wreszcie - tysiącach gadżetów. Z czasem również tych ironicznych.
Postać "papieża Polaka" zamieniła się w "papieża supermana". Pierwszym, jeszcze przedmemiarskim zamachem na jego świątobliwość było bodajże hasło "nie płakałem po papieżu", które często było nie tyle stwierdzeniem stanu faktycznego, co pewnej postawy - można powiedzieć, że wówczas kontrkulturowej. Młodzi mieli dość około-papieskiej procesji świętojebliwości.
Papież rozszczepiony
Bywa tak, że jakieś wydarzenie z jednoznacznego i jednoczącego, może zmienić się w dzielące i kontrowersyjne. Tak było z katastrofą smoleńską. W przypadku papieża zastany w czasie pontyfikatu wizerunek rozszczepił się na kilka postaci i narracji.
Nie inaczej jest dziś, gdy fakt, że Jan Paweł II tuszował przypadki pedofilii, jest już powszechnie znany. Tyle że nie wszyscy są skłonni przyjąć tę informację.
- Wszyscy filtrujemy docierające do nas informacje i mamy tendencję do przyjmowania w pierwszej kolejności tego, co jest zgodne z naszymi emocjami i przekonaniami. Tym mechanizmem tłumaczy się zresztą powstawanie uprzedzeń - wybiórczym, zgodnym z negatywnym stereotypem przyjmowaniem informacji. By zmienić optykę, trzeba nowego bodźca np. lektury czy dyskusji. Oczywiście nie każda osoba będzie do tego zdolna czy chętna - mówi psycholożka Marta Abramowicz.
Wybranie postaci, która będzie autorytetem, często pomaga ludziom w trudnych momentach. Jest rodzajem punktu orientacyjnego, do którego można odnieść się, gdy nie wie się, co robić. Autorytet staje się postacią "obecną" w życiu danej osoby, daje oparcie. Tyle że im silniej na nim polegamy, tym trudniej znieść zrzucenie go z piedestału.
– Nie chodzi tu o to, że osoby usprawiedliwiające dziś papieża, nie mają w sobie empatii w stosunku do ofiar pedofilii. Prędzej o to, że ktoś dla kogo Jan Paweł II był autorytetem moralnym, będzie przeżywał silny dysonans poznawczy. Oto pojawiają się sprzeczne wizje papieża i potrzeba czasu, aby sobie to jakoś ułożyć, jakoś od nowa wytłumaczyć świat – mówi Abramowicz.
Inną drogą jest próba utrzymania dotychczasowego wizerunku papieża przez niedopuszczanie do siebie informacji, które mogłyby go zniszczyć. Bywa, że łatwiej odrzucić fakty, niż się z nimi zmierzyć.
Po aferze z księdzem Jankowskim - legendarnym kapelanem "Solidarności", który okazał się pedofilem wykorzystującym seksualnie dzieci co najmniej od lat 60., czy filmach takich jak "Kler" czy "Tylko nie mów nikomu", ufność w stosunku do Kościoła katolickiego zaczęła drastycznie spadać.
Marta Abramowicz: Do tej pory część ludzi tłumaczyła sobie pedofilię w Kościele, że sprawcy są jak pojedyncze zgniłe jabłka, że biskupi może nie mówią mądrze, ale przecież Kościół z naszym papieżem, to był prawdziwy Kościół. Jan Paweł II kojarzył się z cechami chrześcijaństwa, których wielu wiernym brakowało w Kościele na co dzień - dobrem, otwartością, miłością do bliźniego. Stał się też dla ludzi wyidealizowanym obrazem kapłana - takiego, jakiego pragnęliby w swoich parafiach. Wydawał się być "blisko zwykłych ludzi". Co teraz z tym zrobić? Kościół utrudnia sytuację, ukrywając dokumenty dotyczące tamtych czasów. Znów mamy oprzeć się na wierze, że nic takiego nie miało miejsca, a nie na faktach.
Czytaj także: https://natemat.pl/473711,jan-pawel-ii-nieznane-poglady-papieza-o-antykoncepcji-mowil