Ta postać z "Johnny'ego" jest jak z bajki, ale istnieje naprawdę. Był bandytą, został szefem kuchni

Bartosz Godziński
29 marca 2023, 15:15 • 1 minuta czytania
Aż trudno uwierzyć, że grana przez Piotra Trojana postać Patryka nie została wymyślona na potrzeby filmu "Johnny". Ks. Jan Kaczkowski przyjął pod swoje skrzydła bandytę, a ten został cenionym szefem kuchni? Brzmi jak bajka, ale pozornie nieprawdopodobny wątek jest oparty na faktach.
Piotr Trojan wcielił się w postać Patryka Galewskiego w filmie "Johnny" Fot. Wojciech Strozyk/REPORTER

Dziełem życia ks. Jana Kaczkowskiego było Puckie Hospicjum pw. św. Ojca Pio, które funkcjonuje do dziś. Stacjonarna placówka miała przede wszystkim zapewniać godne warunki umierającym pacjentom, których nie doświadczyliby w zwykłych szpitalach. Obiekt wyróżniał się też tym, że na wolontariat przyjmował m.in. trudną młodzież i osoby skazane. Jedną z nich był Patryk Galewski.

Patryk Galewski trafił do hospicjum ks. Kaczkowskiego "za karę"

Patryk Galewski miał na koncie kilkanaście wyroków - m.in. za kradzież z włamaniem (tą sceną rozpoczyna się film "Johnny"). Nie miał też dobrych wzorców z domu: jego ojciec zapił się na śmierć. Sam również nadużywał alkoholu, trawki, amfetaminy, grzybów, wąchał też klej i benzynę. Kilka razy próbował odebrać sobie życie pod wpływem narkotyków. Na szczęście na swojej drodze napotkał ks. Kaczkowskiego.

W wywiadzie dla "Wyborczej" opowiadał, że ks. Kaczkowski kojarzył go, bo handlował narkotykami w zawodówce, w której był katechetą. Wiedział też, że został skazany na prace społeczne w jego hospicjum, ale nie garnął się do odbębnienia wyroku. Kiedy Patryk Galewski siedział na ławce przy kościele, duchowny podszedł do niego i dał mu do myślenia.

– Zapytał mnie, kiedy w końcu przestanę jarać trawę i przyjdę do hospicjum. Wysłał mi komunikat: chcę ci pomóc, jesteś dla mnie ważny. Poczułem, że mu na mnie zależy, i że chcę tam pójść – wspomina były kryminalista. Był rok 2011, miał 23 lata.

Wiedział, kim jestem, bo wcześniej sąd skazał mnie na odpracowanie godzin społecznych w puckim hospicjum za jazdę po pijanemu na rowerze. Miałem trzy promile i jechałem dokupić alkohol, bo zabrakło na domówce. Patryk Galewski

W końcu zdecydował się przyjść do hospicjum, a historia jego przemiany została pokazana w filmie. Patryk Galewski dopiero później zrozumiał, że ta decyzja sądu oraz spotkanie ks. Kaczkowskiego uratowały mu życie. Opisał to w książce "Kuchnia na pełnej petardzie" nawiązującej tytułem do książki "Życie na pełnej petardzie".

Początki nie były proste, poszukiwałem siebie. Z biegiem czasu przemyślałem wiele kwestii, dotarło do mnie, co tak naprawdę jest w życiu ważne i jakimi wartościami powinienem się kierować. W hospicjum, dzięki pomocy wielu wspaniałych ludzi, odkryłem, że mogę być wartościowym członkiem społeczeństwa i że nic nie stoi na przeszkodzie, abym został zawodowym kucharzem. Zdobyłem doświadczenie, a część moich więziennych fantazji o gotowaniu mogła się wreszcie ziścićPatryk Galewski"Kuchnia na pełnej petardzie"

Z ćpuna i recydywisty stał się szefem kuchni. Pracuje w restauracji na Helu

Z pomocą ks. Kaczkowskiego ukończył liceum wieczorowe i zdał maturę. – Patryk nabierał przy księdzu cech ludzkich. Uczył się empatii, stał się wrażliwy na ludzi. Nie był mu obojętny los drugiego człowieka. Jako matka odczuwałam to i cieszyłam się z tego bardzo – opowiadała w "Dzień Dobry TVN" Urszula Szumańska.

Ks. Kaczkowski odkrył w nim także talent do gotowania i namówił go, by został szefem kuchni – duchowny sam zresztą był smakoszem. Patryk Galewski wspomina, że kiedyś chciał mu zaimponować przygotowaniem jego ulubionej wołowiny. Ksiądz ocenił ją wtedy na 7/10. Teraz to jego popisowe danie.

"Bardzo mi zależało, aby stek wyszedł idealnie, był soczysty, aromatyczny, delikatny, z wierzchu chrupiący. Zadanie było tym trudniejsze, że w jednoosobowej komisji oceniającej moją pracę zasiadał wybitny smakosz wołowiny […] żucie przychodziło mu z trudem. […] Dziś wiem, że tę siódemkę dostałem przede wszystkim za dobre chęci, organizację pracy i ambicję" – wspominał cytowany przez "Vivę" Patryk Galewski.

Patryka Galewskiego obecnie możemy spotkać w renomowanej restauracji Kutter na Helu, gdzie jest szefem kuchni. Ustatkował się też w życiu prywatnym – ma żonę i dwójkę dzieci.

Dziś żyję zupełnie inaczej i moje tatuaże, które pokazują moją historię, też są zupełnie inne. Zamiast HWDP (sic!) na lewym przedramieniu mam wytatuowane cienie mojej rodziny: żony Żanety, syna Jana, Patryka juniora i córki Wiktorii. Nad nimi znajduje się wizerunek idącego drogą księdza Jana Kaczkowskiego, osoby dla mnie wyjątkowo ważnej, i jego wyciągnięta pomocna dłoń. Ten tatuaż pojedynczymi klatkami, jak w filmie, pokazuje to, co wydarzyło się w moim życiu. I ile szczęścia mnie w życiu spotkało, mimo trudnej młodości.Patryk Galewski

Patryk Galewski kontynuuje misję ks. Kaczkowskiego. W ramach projektu "PAKA. Inne garowanie" odwiedza poprawczaki i urządza warsztaty kulinarne. Gotowanie jest jednak tylko pretekstem – chodzi przede wszystkim o rozmowę i niesienie pomocy trudnej młodzieży. Na swoim przykładzie pokazuje, że każdy zasługuje na drugą szansę i tylko od nas zależy, jak ją wykorzystamy.