Jak wiele zawdzięczamy roślinom? Fragment książki „Wizje roślin…” Roberta Rienta

Artykuł promocyjny wyd. Świat Książki
07 kwietnia 2023, 13:30 • 1 minuta czytania
Nominowany do Nagrody Literackiej NIKE, Robert Rient powraca z niesamowitą książkę pt. „Wizje roślin, czyli 50 roślin leczniczych i jeden grzyb”. Pisze m.in. o wynikach badań i eksperymentach w leczeniu nowotworów, cukrzycy, chorób skóry, serca, układu pokarmowego i nerwowego oraz wielu innych dolegliwości. Do tego dodaje baśnie, autorskie legendy, zalecenia zielarek i zielarzy połączone z literaturą, mitami, niekiedy poezją.
Fot. materiały prasowe / Świat Książki

WSTĘP

Nie pamiętam, kiedy roślina odezwała się do mnie po raz pierwszy. Pamiętam, gdy pierwszy raz usłyszałem. Szedłem lasami Białowieży i przywołał mnie dąb. Stanąłem jak wryty. Rozejrzałem się dookoła. Nie dostrzegłem ludzi, nie usłyszałem ich głosów. Poszukiwałem śladów ludzkiej obecności nie dlatego, że zwątpiłem w głos dębu. Jak wielu, zostałem wytrenowany w racjonalnym myśleniu, ocenianiu innych i siebie. Zamiast słuchać dębu, nasłuchiwałem zatroskanego umysłu, który chciał skontrolować moją reakcję, a pragnąłem uklęknąć. Umysł sugerował, że nadszedł odpowiedni czas, by zadzwonić do szpitala psychiatrycznego. Spojrzałem na grubą korę, gęste konary i koronę górującą nad innymi drzewami. Zbliżyłem się do dębu przyciągany siłą, której nie chciałem ignorować. Obszedłem drzewo, budziło zachwyt. Byłem przekonany, że doświadczam obecności drugiej istoty, chociaż umysł szalał. Dotknąłem twardej, spękanej, sinoantracytowej kory. Zadarłem głowę, gęstwina liści zatrzymała promienie słońca. Zacząłem zadawać w duchu pytanie: Czego ode mnie chcesz? Dąb z Białowieży powiedział, żebym wziął kawałek jego kory. Wyszukałem odstający niewielki twardy fragment.


– Co teraz? – chciałem wiedzieć.

– Zjedz mnie – odpowiedział dąb.

Umysł był niepocieszony, gdy wziąłem kawałek kory do ust. Pokłoniłem się i ruszyłem dalej przez gęsty las. Po powrocie do cywilizacji zacząłem czytać naukowe opracowania o korze dębu i jej właściwościach. Okazało się, że jest naturalnym źródłem ściągających i przeciwzapalnych substancji – lekarstwem, którego w tym czasie potrzebowałem. Przez kolejne tygodnie wywar z kory dębu leczył moje ciało. A ja dla magazynu „Przekrój” stworzyłem cykl artykułów zatytułowany Wizje roślin. I tak, co miesiąc przedstawiałem jedną roślinę wraz z wizją, legendą podsłuchaną od roślin. Pierwszy był dąb.

-----

Jeszcze do niedawna za najstarszą żyjącą roślinę uważano sosnę, która od ponad pięciu tysięcy lat rośnie w Górach Białych w stanie Kalifornia. Wygląda jak postać z baśni. W połowie uschnięta – piaskowoszara, z wijącymi się długimi, srebrzystymi korzeniami, w połowie żywa – z gałązkami pokrytymi cienkimi zielonymi igłami. Cedr Jōmon Sugi z japońskiej wyspy Yakushima jest młodszy od sosny zaledwie o około 60 lat. Chociaż niektórzy twierdzą, że cedr dawno temu skończył sześć tysięcy lat. Ale to jeszcze nic. W 2008 roku w Szwecji na górze Fulu odkryto niepozorny z wyglądu świerk Old Tjikko liczący 9550 lat. Aby przetrwać tysiące lat w trudnych i zmiennych warunkach klimatycznych, roślina poradziła sobie, wypuszczając z obumarłego pnia nowy pęd. W okolicy góry Fulu naukowcy z Uniwersytetu w Umeå znaleźli zresztą około dwudziestu innych świerków, których wiek ocenili na ponad osiem tysięcy lat. Wszystkie stosowały tę samą strategię przetrwania. Przekazywały swój kod genetyczny, wypuszczając nowe pędy. Na podobny pomysł wpadł dąb z gór Jurupa w Kalifornii, który przekroczył 13 tysięcy lat. Drzewo zrzuca na ziemię żołędzie, zanim dojrzeją, a zatem nie mogą z nich wyrosnąć nowe siewki, więc klonuje się, tworząc kolonię drzew, które mają wspólny system korzeniowy.

Jeśli chodzi o krzewy, to za najstarszy uważa się klon żyjący w południowo-zachodniej Tasmanii. Roślina przestała wytwarzać nasiona co najmniej 43 600 lat temu i na tyle określa się jej wiek. Jednak badacze uważają, że może być nawet dwa razy starsza. Rozmnaża się wegetatywnie – od rośliny matki odpada kawałek gałęzi, który się ukorzenia.

Obecnie za najstarszą istotę w świecie roślin uznaje się gaj Pando z Utah w Ameryce. Na pierwszy rzut oka topole osikowe o białych pniach, rosnące blisko siebie, wyglądają jak młody las. Tworzą jednak osobny organizm, który liczy 80 tysięcy lat. Naukowcy uważają, że to jeden z największych organizmów żyjących na Ziemi (pierwsze miejsce zajmuje licząca ponad dwa tysiące lat kolonia opieńki miodowej z Gór Błękitnych w Oregonie zajmująca 890 hektarów). Pando, prastary gaj topolowy składa się z 47 tysięcy drzew, porasta 43 hektary i waży ponad 6 tysięcy ton. Wszystkie topole mają wspólny system korzeniowy i takie same geny. Pando nazywany jest też Drżącym Gigantem, Drżącym Olbrzymem.

Rosnące obok nas dęby, które mogą dożyć tysiąca lat, są krewnymi dębu z gór Jurupa. A gaje brzóz i buków są rodziną prastarych topól z gaju Pando. Mają swoje upodobania, nawyki, nastroje. Tak jak my, by żyć, potrzebują określonych warunków. Znają jednak Ziemię miliony lat dłużej niż my, są świadkami ewolucji i wymierania gatunków. Opanowały niezliczone strategie przetrwania.

To ja, wraz z całym moim gatunkiem, wkroczyłem do istniejącego od setek tysięcy lat świata roślin, zajmując go, zjadając, obserwując, badając, opisując. Słowa mogą okazać się potrzebne roślinom, jeśli dzięki nim wzrośnie nasza świadomość o nich. Pytanie o to, kim są rośliny, jest znacznie pojemniejsze od pytania o to, do czego mogą nam służyć, przydać się, jak smakują i co leczą. Jestem również przekonany, że celem nie jest znalezienie odpowiedzi, nie wydaje mi się to możliwe. Celem jest zadawanie sobie tego pytania za każdym razem, kiedy staję przed rośliną.

-----

„Nie maią mocy dobrowolnego poruszania się. Słowem mówiąc: są to Ciała organiczne, ale bezduszne” – napisał polski przyrodnik i ksiądz katolicki Krzysztof Kluk w Dykcyonarzu roślinnym wydanym w 1788 roku. I chociaż Kluk uznał, że rośliny „żyią z nieiakim podobieństwem czułości”, to wiemy, że się pomylił. Filmowanie roślin metodą poklatkową w miejscu pozbawionym ruchu powietrza udowadnia, że prężą się, wyginają, pędami kreślą tylko sobie znane figury przypominające elipsy, kręgi, gwiazdy. Film, zdjęcie, mikroskop zdolne oszukać postrzegany przez człowieka czas, zatrzymać go, wydłużyć, rozciągnąć, potwierdziły, że rośliny poruszają się, same z siebie. Ludzkie oko nie jest zdolne dostrzec tych mikroruchów, umysł okazuje się znudzony czasem roślin, więc wolimy uznać je za zatrzymane w miejscu, ewentualnie poruszane wiatrem. Ale rośliny tańczą już od chwili narodzin, gdy rozrywają nasiono albo wypuszczają młode pędy z macierzystego korzenia. Co więcej, reagują na niezwykle słabą grawitację księżycową. Łodygami, liśćmi, konarami wybiją rytm zgodny z pełnią i nowiem, spójny z rytmem przypływów i odpływów znanym oceanom. Dowiódł tego profesor Peter Barlow z Uniwersytetu w Bristolu, a jego badania pogłębiła profesor Urszula Zajączkowska ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Zaobserwowała, że mięta pieprzowa w odpowiedzi na zbliżający się lub oddalający Księżyc kreśli łagodne figury geometryczne. Roślina, a konkretnie wierzchołek łodygi odpowiadał na siłę grawitacji satelity. Jakby chciała się dostosować do oddalonego o 384 399 kilometry Księżyca. A może mięta i inne rośliny nie tylko odpowiadają na energię i światło, do których wyciągają swoje ciała, ale również coś w ich stronę wypowiadają, wyrażają? A jeśli tak – jak odczytać ten komunikat?

Postrzeganie żywej istoty wyłącznie przez pryzmat jej składu chemicznego czy właściwości leczniczych przypomina postrzeganie człowieka wyłącznie przez pryzmat pracy, jaką wykonuje, albo koloru skóry, wzrostu czy wagi. To znaczy dostrzec fragment, ale nie rozpoznać całości. Nie chcę w opozycji do Krzysztofa Kluka, który uważał rośliny za bezduszne, uznać, że posiadają duszę. Mogę porzucić to słowo, a kolejne przykładać ze świadomością, że najprawdopodobniej i ja mylę się, uwięziony w ludzkiej percepcji. Nie muszę dopasowywać do roślin słów, poszukiwać w ich sposobie życia oznak współpracy lub rywalizacji, by uznać je za podobne ludziom, a tym samym godne prawa do życia w pełni, zasługujące na starość i naturalną śmierć na dzikich łąkach, bagnach, w wolnych lasach. Nie muszę też poszukiwać kształtu ludzkich oczu na korze buka i zarysu twarzy nakreślonej przez biało-czarną korę brzozy, by wzruszyć się i uznać rośliny za bliskie. Na ten moment wystarczy mi świadomość, że żyją, a ja nie wiem jak.

Gwóźdź wbity w pień dębu może uszkodzić przepływ wody i doprowadzić do uschnięcia gałęzi rosnącej w koronie. Zerwanie liścia jest odczuwane przez roślinę. Udowodniły to eksperymenty polegające na odcięciu fragmentu rzodkiewnika, rośliny modelowej w badaniach laboratoryjnych. W miejscu zranienia pojawił się impuls elektryczny, który z prędkością jednego milimetra na sekundę rozprzestrzenił się po całym ciele rośliny. Ruch ten był analogiczny do impulsów wędrujących po naszym układzie nerwowym w odpowiedzi na zranienie. Nie podlega dyskusji, że rośliny żyją, jednak czynią to inaczej niż my. Najbardziej szanujący życie czy uduchowieni przedstawiciele naszego gatunku muszą je odbierać, by istnieć. Zjadamy rośliny, żeby pozyskać cukier, witaminy i wiele innych istotnych substancji. A rośliny żywią się promieniami słońca, które zmieniają w składniki odżywcze. Nawet wody nie piją, nie sączą, nie poją się. Nauczyły się praw rządzących światem, które określamy takimi słowami, jak fizyka czy chemia. Drzewa pobierają wodę przez najbardziej bezbronne wypustki korzeni zwane włośnikami, które nie są pokryte korą ani warstwą tłuszczu, zanurzają się zupełnie nagie w podziemny świat. Woda przeciska się przez nie, i dalej, wzdłuż pnia lub łodygi, dociera aż do najwyższych liści znajdujących się niekiedy sto metrów nad poziomem gruntu, jak to bywa u sekwoi.

Przez to, że nie mają oczu, rąk, łap albo skrzydeł czy płetw, rośliny są tak inne od nas, zwierząt, wszelkich istot zaopatrzonych w ciało zdolne do ruchu, że przywykliśmy uznawać je za tło naszego życia. Goździk w butonierce ma podkreślić uroczystość zaślubin, lecz historia życia goździka, tak jak jego łodyga i korzenie, nie zmieściła się w kadrze. Lilie na grobie, chociaż ścięte, wciąż wydzielają intensywny zapach, w którym może ktoś z żałobników znajdzie ukojenie. Droga do szkoły wzdłuż alei lip – trzeba nią przejść, by poznać przyjaźń czy odrzucenie w grupie. Są góry porośnięte zielenią i łąki pełne kwiatów, o ile ktoś ich nie skosił, po których wędrujemy, doświadczamy na nich uniesień czy rozpaczy. Czasami zdarza się drzewo, na które główna bohaterka powieści wdrapuje się, by uciec albo podziwiać świat, drzewo, z którym rozmawia. Jednak rośliny współczesnego świata zazwyczaj są milczącymi statystkami, ewentualnie trzecioplanowymi bohaterkami.

O tym, że kiedyś, w różnych częściach świata było inaczej, świadczą chociażby powstałe na początku średniowiecza celtyckie nazwy liter alfabetu ogamicznego, będące nazwami drzew. Ale również mitologie i religie świata. W ogrodzie oliwnym Jezus Chrystus spędził swoją ostatnią noc. Mojżesz usłyszał boski głos, patrząc na gorejący krzew, którym mógł być gązewnik akacjowy albo dyptam jesionolistny. Akacja podarowała Egipcjanom pierwszą parę bogów. Pod figowcem pagodowym Budda miał osiągnąć oświecenie. W mitologii nordyckiej prarodziców zwano Jesionem i Olszą. W kosmologii Słowian i rdzennych mieszkańców Ameryki rośliny ustalały nie tylko rytm życia, ale również wyznaczały to, co święte. A według jakuckich szamanów Aał Łuuk Mas, czyli modrzew, mieści w sobie cały wszechświat.

A przecież współcześnie, bardziej niż kiedykolwiek, mamy dostęp do roślin z całego świata. Zapach kawy i poranny rytuał jej picia, herbata zielona, czerwona, biała, a w końcu czarna z różaną konfiturą, kakao i czekolada, bawełniana koszula i lniane spodnie, chleb, zasmażana kapusta, soczyste jabłka, czereśnie, truskawki, papryka chili, szałwia, goździki, cynamon, drewniane domy, progi i futryny w tych domach, stojące w nich stoły i krzesła, maść na hemoroidy z kasztanów i kwas acetylosalicylowy z wierzby, zwany aspiryną, nie wspominając o tlenie, bez którego ani rusz – to wszystko od roślin.

Wiemy również, że rośliny świetnie rozpoznają otoczenie, w którym rosną. Zrzucając liście i igły, tworzą wokół siebie, w ziemi, odżywcze warunki dla swego gatunku. Czasami, jak w przypadku orzecha włoskiego, szkodliwe dla innych gatunków. Gdy niecierpek otoczony jest niespokrewnionymi ze sobą roślinami, przekierowuje więcej zasobów do liści niż korzeni, by zapewnić sobie dostęp do światła słonecznego. Natomiast jeśli rośnie w towarzystwie innych niecierpków, dba najpierw o korzenie i nie rozpycha się liśćmi na powierzchni.

Buki komunikują się między sobą za pośrednictwem korzeni i dzielą się pokarmem, zwłaszcza gdy któryś z nich został zraniony, a nawet ścięty. Pozbawione korzeni mchy stykają się listkami, aby dzielić się wodą z rosnącymi obok krewnymi. Rzodkiewnik pospolity rozpoznaje wibracje wywołane przez gąsienice i niepokojony zaczyna wydzielać substancje, które odstraszają szkodniki. Kwiaty storczyków niekiedy udają owady, by zachęcić prawdziwe owady do kopulacji, a tym samym zebrać z ich ciała pyłek. Ślazówka kornwalijska jeszcze w ciemnościach zwraca się w stronę, z której pojawi się światło. Liczne eksperymenty z zamykaniem jej w ciemnych pomieszczeniach oraz przenoszeniem z miejsca na miejsce wykazały, że roślina zdobywa informacje, monitoruje cykl dzienny i nocny, przetwarza dane, zapamiętuje je i wykorzystuje, by znaleźć najlepsze miejsce do wzrostu. Puszysta kula zawierająca owoce mniszka lekarskiego, zwana potocznie dmuchawcem, może wędrować na odległość 150 kilometrów. Powietrze przepływające między włoskami puchu formuje nad dmuchawcem wir, który unosi go w powietrzu. Mimoza wstydliwa składa liście, gdy czuje się zagrożona. Pokrzywa, jak i szereg innych roślin zaopatrzonych w kolce, wysyła wyraźny sygnał mający powstrzymywać intruza przed dotykaniem, którego rośliny zazwyczaj bardzo nie lubią. Dotyk często uruchamia mechanizmy obronne. To tylko przykłady obserwacji świadczące bardziej o granicach naszego poznania oraz narzędziach, które posiadamy, niż wiarygodna opowieść o roślinach.

Jesteśmy na samym początku odpowiadania na pytanie: kim są rośliny? Chociaż najstarsze udokumentowane opracowania dotyczące roślin sięgają 2700 roku przed naszą erą. W Zielniku sporządzonym przez legendarnego chińskiego cesarza Shennonga znalazł się opis 252 gatunków roślin leczniczych i receptury około 365 lekarstw. Kolejny był Papirus Ebersa z XVI wieku przed naszą erą odnaleziony w Egipcie, a w nim około 900 receptur. Następnie Asyria i Słownik Asurbanipala, Indie i ajurwedyjski traktat Sushruta Samhita dotyczący chirurgii, a w końcu Corpus Hippocraticum przypisywany Hipokratesowi z Kos.

-----

Zdaniem niektórych wierzeń w centrum świata rośnie praroślina, królowa lasów, matka dżungli. Pramatka. W relacji dziecka z mamą istnieje pewna forma zaślepienia na jej potrzeby, historię, niezależność, a w końcu prawo do szczęścia. Przecież zawsze była, nie tylko dała życie, ale również zaspokajała potrzeby. Bywa i tak, że dała życie i odeszła (jednak wciąż trudno wskazać dar większy od daru życia). Dopóki dziecko rośnie i jest głodne eksplorowania świata, zawsze może do mamy wrócić. Nasza relacja z roślinami przypomina tę łączącą dziecko z tą, która karmi, leczy, utrzymuje przy życiu. Tymczasem przygoda dojrzałego życia rozpoczyna się od rozpoznania roli mamy, Ziemi nie jako istoty dającej, tylko tej, która – nie tracąc tej roli – ma historię, pragnienia, zachcianki, plany, strategie, prawa.

-----

Rośliny mają jeszcze jedną umiejętność niedostępną dla ludzi. W tym samym czasie znajdują się w trzech światach, znanych z najstarszych szamańskich podań: podziemnym, zwanym dolnym, ziemskim, zwanym środkowym, i niebiańskim, zwanym górnym. Łączą w sobie mrok dostępny ślepym zwierzętom, ziemię zroszoną deszczem oraz ptasie przestworza pełne wiatru i słońca. W wielu kosmologiach dęby, lipy, jesiony, modrzewie i inne drzewa są osią świata (axis mundi) umożliwiającą wędrówkę pomiędzy światami tym wszystkim, którzy przekroczą opowieści umysłu.

Porozumienie z roślinami wydaje mi się jednym z najcenniejszych doświadczeń bycia na Ziemi. Wpisana jest w nie konieczność odpuszczenia opowieści, które w sobie noszę. Tych wszystkich, które mnie ukształtowały i tych, które sam tworzę. Niekiedy wystarczy usłyszeć wołanie starej sosny, wiechliny łąkowej, miodunki plamistej. Albo wnikliwie obserwować: nie wiem. Innym razem pomocny jest post, odosobnienie, vision quest, czyli wyprawy w poszukiwaniu wizji, szamański rytuał z użyciem określonej rośliny albo chwila wdzięczności z gorącym naparem dziurawca w dłoni.

Porozumienie międzygatunkowe to rozpoznanie w szacunku części wspólnej, do której dostęp ma i roślina, i człowiek. Nie chodzi wyłącznie o kojącą świadomość współzależności od światła, wody, ziemi, powietrza. Ale wewnętrzne, niemożliwe do ubrania w obrazy czy słowa rozpoznanie tego samego życia, które jest we wnętrzu moim i we wnętrzu rośliny. Tak znika oddzielenie człowieka od świata natury, z rozpoznaniem, że człowiek i natura są jednym.

***

Czytaj całość w książce „Wizje roślin, czyli 50 roślin leczniczych i jeden grzyb” autorstwa Roberta Rienta.