Co w rodzinnym mieście Witek mówi się o aferze z jej mężem? "Straciła kontakt z rzeczywistością"
- Mieszkańcy Jawora zwrócili uwagę, że Witek zachowała się nieuczciwie wobec innych
- Marszałkini wytknięto sytuację finansową, na którą bezpośrednio wskazuje oświadczenie majątkowe
- Wśród głosów pojawiły się również te broniące polityczkę
Komentarze z sieci na temat Elżbiety Witek i afery z jej mężem mają przełożenie na nastroje mieszkańców 20-tysięcznego, dolnośląskiego Jawora. Te sprawdzili dziennikarze wrocławskiego oddziału "Wyborczej", którzy opisali reakcje, które wywołują pytania dotyczące skandalu wokół marszałkini Sejmu.
Wściekli na nierówność
Obraz, który klaruje się po przeczytaniu wypowiedzi mieszkańców, przede wszystkim wybija niesprawiedliwość. To właśnie takie działanie szczególnie wytykają Witek mieszkańcy Jawora.
– Jak mój przeczytał o tym jej mężu na OIOM-ie od dwóch lat, to ku*wami rzucał przed komputerem. A klął, bo jego ciężko chorego ojca szybko wypisali z OIOM-u, zmarł po trzech dniach – mówiła jedna z napotkanych kobiet. Głosów w podobnym tonie było zresztą więcej.
– Osoba, która na OIOM tak długo blokuje miejsce, powinna zostać przeniesiona do hospicjum, czy zakładu opiekuńczo-leczniczego, gdzie też są respiratory i całodobowa opieka – przekonuje inna mieszkanka.
Witek zbyt bogata na przywileje
Witek wytknięto również, że korzysta z przywilejów, choć stać ją na to, żeby zapłacić. Przepytanych przez "Wyobrczą" Jaworzan uderzyły w związku z tym między innymi ostatnie słowa Elżebiety Witek, które padły przy okazji wywiadu dla "Super Expressu". Marszałkini powiedziała tam, że "nie jest osobą zamożną", twierdząc, że mieszka w bloku bez windy.
Nie ma chyba jednak większego ciosu, który można zadać ludziom w momencie, w którym oświadczenie majątkowe wskazuje na kilkadziesiąt tys. zł oszczędności, 280 tys. zł z marszałkowskiej pensji, blisko 40 tys. zł dochodu z diety parlamentarnej i jeszcze prawie 55 tys. zł emerytury.
Co na to mieszkańcy Jawora? Jak można się domyślić, nie był to dla nich argument, który przemawiał za współczuciem Witek trudnej sytuacji spowodowanej ciężkim stanem zdrowia męża.
– Zarabiam najniższą krajową, to mnie nie stać na prywatną opiekę medyczną. Ale drugą osobę w państwie też na to nie stać? – mówiła jedna z mieszkanek. Inna dodała, że publiczne pieniądze za pobyt męża na OIOM powinna teraz oddać, bo "dla zwykłych obywateli nie ma żadnej taryfy ulgowej", więc dlaczego dla niej ma taka ma być.
Wśród głosów były też takie, które broniły Elżbietę Witek. Mieszkańcy deklarowali, że na polityczce można polegać: – To wspaniała, pobożna kobieta i bardzo boli ją bieda innych – twierdzą dwie kobiety, a inna dodaje, że "złego słowa o marszałek nie powie".
– Kiedy potrzebowałam pomocy, tylko ona mi pomogła. Nie można jej niszczyć tylko dlatego, że jest marszałkiem Sejmu i staje na wysokości zadania – ocenia.
Wśród głosów pojawiły się także te, które wyciągają opinie o marszałkini jeszcze z czasów, gdy była dyrektorką szkoły. Dziennikarze usłyszeli, że "zawsze stała za uczniem".
Mąż Witek od dwóch lat na OIOM-ie
Przypomnijmy, że mąż Elżbiety Witek od dwóch lat przebywa na legnickim OIOM-ie. Sprawa wyszła na jaw po tym jak do prokuratury spłynęło zawiadomienie o tym, że przez blokowanie miejsca przez jednego z pacjentów zmarła jedna z pacjentek.
Na marszałkinię spadła lawina pytań i zarzutów o to, dlaczego mężczyzna nie przebywał np. w prywatnym ośrodku opiekuńczym. Polityczka argumentowała to złym stanem zdrowia męża, który nie może samodzielnie oddychać i musi być podłączony do respiratora. Zapewniła również, że marzy o tym, by jej mąż nie wymagał hospitalizacji.