Szczucie po szczuciu – jak pisowskie media niszczą rodzinę Filiks. "Brak jakichkolwiek hamulców"
Anna Dryjańska: Najpierw rządowe media wskazały 15-letniego Mikołaja Filiksa jako ofiarę pedofila. Teraz, po jego samobójstwie, zrzucają winę na jego matkę oraz, jak wskazała, publikują kłamstwa. Jak nazwać to, co medialnie dzieje się wokół posłanki Filiks?
Marlena Kazoń: Przemoc. To jest po prostu przemoc. Osoby, które publikują takie rzeczy, atakują tę rodzinę, która i tak jest już pogrążona w głębokim cierpieniu. Uruchomiły niekończący się cykl retraumatyzacji.
Co to znaczy?
Śmierć dziecka jest dla rodzica niewyobrażalną tragedią. W psychologii tego typu zdarzenia nazywamy traumą. Po czymś takim potrzebujemy czasu, ale i aktywnych starań o to, by rany się zabliźniły – w jakim stopniu to oczywiście możliwe. Tymczasem w tym przypadku mamy do czynienia z tym, że ta rana nie ma szans zacząć się goić. I chodzi nie tylko o posłankę Filiks, ale i jej dwie małoletnie córki.
Osoby publikujące tego typu treści sprawiają im nieustanny ból. Gdy już wydaje się, że jest trochę lepiej, przychodzi kolejny cios. Rana nie może się zaleczyć.
Bo pisowskie media wkładają w nią palec i posypują solą?
Tak. Okrucieństwo tych ludzi przekracza wszelkie granice.
Skąd się bierze potrzeba dokopania matce w żałobie?
Osoby, które robią inwazję na prywatność tej rodziny, nie postrzegają pani Filiks jako człowieka, tylko jako wroga politycznego, którego należy zniszczyć. Cywilizowane odruchy ustępują miejsca ideologii. Zapiekłość osiągnęła poziom, który pozbawia tych ludzi możliwości ludzkiego zachowania w obliczu tragedii.
Może po prostu łatwiej nam współczuć tym, z którymi się zgadzamy?
Ale tu nie chodzi o gotowość do współczucia, tylko o drugi biegun, czyli gotowość do nienawiści. Mogę się z kimś nie zgadzać w fundamentalnych kwestiach, ale na wieść o jego rodzinnej tragedii poczuję ukłucie smutku. A nawet jeśli nie lubię go aż tak bardzo, że tego nie poczuję, to przynajmniej nie będę hejtować i dokładać mu cierpienia.
Tu mamy do czynienia z brakiem jakichkolwiek hamulców. Puściły one już w momencie, gdy media powiązane z władzą wskazały chłopca jako ofiarę przemocy seksualnej – bez jego zgody. Wśród moich pacjentów jest wiele osób, które zostały skrzywdzone jako dzieci – to temat tak wstydliwy, tak bardzo tabu, że często nie ujawniają się nawet we własnej rodzinie. I nikt nie ma prawa tego zrobić bez ich zgody.
Pisowskie media twierdzą, że w ten sposób walczą z pedofilią.
Jak? Przecież sprawca od dawna siedział w więzieniu. Co oprócz wytykania Mikołaja palcami, plotek i wyśmiewania przyniosła ta publikacja? To było bestialskie wtargnięcie w intymność dorastającego chłopca. Najpierw zrobił to sprawca, potem media.
Nie powinno w ogóle do tego dojść. To się nie mieści w głowie. Nagonka nadal trwa. Ten niestający atak na rodzinę Filiksów to dowód na silne zaburzenia empatii na najbardziej podstawowym poziomie. Mam nadzieję, że przynajmniej część osób, która w tym uczestniczy, nie wie, co robi.
Z całym szacunkiem dla psychologii: to nie jest rocket science. Kopanie leżącej to kopanie leżącej.
Pytanie, co jest motywacją. Bo dla części dziennikarzy może to być pogoń za klikami, cytowaniami, popularnością. Podobnie niektórzy internauci mogą dokładać swoje trzy grosze w sposób bezrefleksyjny, nie zadając sobie pytania: czy chciałbym, aby tak komentowano tragedię w mojej rodzinie?
Dlatego tak ważne jest, że o tym rozmawiamy, bo dzięki temu przynajmniej część osób, które atakują rodzinę Filiksów, zacznie myśleć o konsekwencjach swojego postępowania. Jeśli świadomie dążą do zniszczenia tej rodziny, to żaden argument nie będzie miał znaczenia, ale jeśli nie, to mogą się zatrzymać i zastanowić.
Co by pani powiedziała tym internautom, którzy zarzucają matce, że doprowadziła do śmierci syna?
Czy chcecie, by ta kobieta i jej córki jeszcze bardziej cierpiały? Czy chcecie wpędzić je w depresję? Czy chcecie doprowadzić do zespołu stresu pourazowego? Czy chcecie, by u dzieci rozwinął się lęk społeczny, w tym strach przed wychodzeniem z domu? Tę rodzinę trzeba jak najszybciej wzmocnić i zostawić w spokoju, aby jej członkowie mogli w zgodzie ze sobą przeżyć to, co ich spotkało.
Pojawiają się opinie, że gdyby Magdalena Filiks była dobrą matką, to spędzałaby mniej czasu na polityce, a więcej w domu i wtedy nie doszłoby do molestowania.
Wtedy z kolei pojawiłyby się zarzuty, że jest kiepską posłanką. Cokolwiek by zrobiła, znalazłby się kij do bicia. Poza tym dzieci innych rodziców również padają ofiarami przemocy seksualnej. Taka teza jest więc kompletnie nieprawdziwa i krzywdząca.
Nie ma jakiegoś zestawu zachowań rodzica, które mogą zagwarantować bezpieczeństwo dziecka?
Nie ma. Możemy się starać, ale czasami nic się nie da zrobić. Wtedy kluczowe jest to, byśmy mieli z dzieckiem tak dobre relacje, by nam ufało i opowiedziało o tym, co się wydarzyło. Tak właśnie było w rodzinie Filiksów, to dlatego sprawca tak szybko trafił do więzienia. I choć kara dla molestującego nie mogła cofnąć czasu, to chociaż mogła przynieść Mikołajowi ulgę. Krzywda została zauważona przez państwo, a sprawca poniósł konsekwencje.
Z mojego doświadczenia wynika, że dla ofiar nadużyć jest to bardzo ważne i pomaga sobie radzić z cierpieniem.
Myśli pani, że te wszystkie kłamstwa i hejterskie komentarze są skuteczne i wywołują w matce poczucie winy?
Inaczej: obawiam się, że je pogłębiają i cały czas zaburzają przeżywanie żałoby po zmarłym dziecku. Rodzice, którzy stracili dziecko, mają tendencję do obwiniania się w każdych okolicznościach. Tysiące razy rozpisują różne scenariusze w swojej głowie. Co by było, gdybym nie wyszedł z domu? Co jakbyśmy się nie przeprowadzili? Co, gdybym jeszcze raz porozmawiała z dzieckiem o jakiejś kwestii? Może wtedy to by się nie wydarzyło?
Takie roztrząsanie nie ma sensu – zrobiliśmy tyle, ile mogliśmy. Nie ma 100 proc. sposobu na ochronę dziecka, nawet jakbyśmy stawali na rzęsach. Nie mamy nad wszystkim kontroli. Mamy kontrolę nad tym, jak reagujemy na różne sytuacje. Roztrząsaniem przeszłości tylko okopujemy się w traumie i zaburzamy się jeszcze bardziej.
Według części zwolenników władzy posłanka Filiks niewłaściwie przeżywa żałobę, albo wręcz w ogóle jej nie przeżywa. Ich zdaniem powinna siedzieć cicho, a już z pewnością nie wchodzić na Twittera i nie prostować publikacji pisowskich mediów.
Jedni przeżywają żałobę w ciszy, inni na głos – żadna z tych form nie jest bardziej właściwa od drugiej. Różni ludzie różnie przeżywają żałobę. Ostatnia rzecz, którą powinniśmy robić, to ich pouczać.
Skoro jesteśmy przy pouczaniu... Gdy jeden z internautów skłamał na Twitterze na temat tragedii, Filiks zwróciła się do niego per "gnoju". Pojawiły się głosy, że to niegodne posłanki.
Myślę, że jakby odpisała "proszę pana", toby nie trafiło. Ludzie potrafią się zagalopować przy zwykłej kłótni, silne emocje sprawiają, że nie "kontenerują" złości, mówią, co czują w sposób, który bywa raniący. Skoro tak się dzieje na co dzień, dlaczego oczekujemy od osoby po traumie, że w obliczu ataków na swoją rodzinę będzie miała nerwy ze stali?
Może jednak lepiej by było, by osoba w takiej sytuacji nie korzystała z mediów społecznościowych?
Dlaczego? Źli ludzie wchodzą z butami do jej domu, niszczą jej rodzinę, pamięć o synu, zabierają im prawdę o samych sobie. Skoro hieny atakują publicznie, matka także odpiera ataki publicznie. Obrona prawdy o rodzinie musi być bardzo ważna dla jej córek. Matka – nawet po tak potężnym ciosie – nadal o nie walczy. Dla dorastających dzieci to bardzo ważne. Nie dziwię się, że posłanka broni swoich córek. Korzysta z tych narzędzi, które ma, by ochronić je przed okrucieństwem ludzi.
Czytaj także: https://natemat.pl/474035,adwokat-filiks-zapowiada-kroki-prawne-wobec-tvp-info-i-radia-szczecin