"#BringBackAlice" nie wypali wam oczu. Ma jednak ten sam problem, co inne polskie seriale

Maja Mikołajczyk
17 kwietnia 2023, 19:51 • 1 minuta czytania
Polskie seriale (szczególnie te produkowane przez duże platformy streamingowe) pod kątem realizacji bywają już nieodróżnialne od tych zagranicznych. Doskonała mimikra pozostaje jednak czasami tylko mimikrą – urok "#BringBackAlice" szybko bowiem pryska.
"#BringBackAlice" – nowy polski serial HBO Max [RECENZJA]. Fot. materiały prasowe

Co się stało z Alicją Stec?

W ostatnich latach Polska nie miała się czego wstydzić w materii serialowej. "Rojst '97" i "Wielka woda" od Netfliksa czy "Odwilż" HBO Max – to produkcje na międzynarodowym poziomie (te dwa ostatnie cieszyły się zresztą popularnością nie tylko w Polsce).

"#BringBackAlice" pod kątem realizacji nie ustępuje wspomnianym tytułom. Chociaż czasami trudno zrozumieć niektóre zagrania operatorskie (jak m.in. nachalne zbliżenia), zdjęcia (odsyłające stylem momentami do kultowego "Miasteczka Twin Peaks"), scenografia czy kostiumy naprawdę cieszą oko i gdyby nie wydobywający się z ust bohaterów ojczysty język oraz swojskie Trójmiasto w tle możnaby zapomnieć, że to polska produkcja.

Fabuła wpisuje się w trendy produkcji (czy literatury) kryminalnej ostatnich lat. Nastoletnia influencerka Alicja Stec (Helena Englert) ginie w tajemniczych okolicznościach po jednej z grubo zakrapianych imprez. Jej przyjaciele zeznają, że dziewczyna w pewnym momencie po prostu rozpłynęła się w powietrzu.

Po roku Stec nagle się odnajduje, jednak niczego nie pamięta. Jej przyjaciele coś wiedzą, ale za wszelką cenę nie chcą dopuścić do tego, by Alicja przypomniała sobie, co zaszło ubiegłego lata. Tymczasem z fragmentów wspomnień, które pojawiają się w głowie nastolatki, zaczyna wyłaniać się przerażający obraz zdarzeń z nocy jej zaginięcia.

Co więcej, tego samego wieczoru przepadła bez śladu również siostra Tomka (Sebastian Dela), który jest przekonany, że zniknięcie dwóch młodych kobiet tego samego dnia nie mogło być przypadkowe. Nastolatek nie cofnie się przed niczym, żeby poznać prawdę.

"#BringBackAlice" mogłoby być bardziej jak "Ostatni komers"

Za kamerą "#BringBackAlice" stanął Dawid Nickel – młody i utalentowany polski reżyser, który zadebiutował w 2020 roku dramatem obyczajowym "Ostatni komers". Film został nagrodzony dwoma Złotymi Lwami na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni jak najbardziej słusznie.

Bolączką polskich produkcji o młodzieży (czy to filmów, czy seriali) często był bowiem nienaturalny język czy zachowania młodych bohaterów. W skrócie: mało miały one wspólnego z rzeczywistym, a więcej z wyobrażonym stylem bycia współczesnych nastolatków.

"Ostatnim komersem" Nickel udowodnił, że ma oko i ucho, którymi potrafi wychwycić, jak w naturalnym habitacie zachowują się młodzi ludzie. Nowego serialu HBO Max tak skomplementować jednak nie można – być może dlatego, że za scenariusz odpowiadał ktoś inny, a nie reżyser (tak jak było w przypadku jego pełnometrażowego debiutu).

Im mija więcej minut serialu (na chwilę obecną na HBO Max dostępne są dwa odcinki), tym bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że sposób komunikacji bohaterów delikatnie rzecz ujmując nie należy do najbardziej naturalnych.

W zasadzie nie chodzi jedynie o to, że twórcy polegli jedynie przy naśladowaniu młodzieżowego slangu – bohaterowie wielokrotnie nie komunikują się jak normalni ludzie. Najlepiej chyba ilustruje to scena, podczas której główna bohaterka pyta swojego rozmówcę przez telefon, czy wciąż znajduje się na linii po tym, jak milczał przez dosłownie pięć sekund.

Najmocniejszym punktem serialu nie jest bynajmniej również aktorstwo. Produkcja zdaje się być kolejnym dowodem na to, że (poza nielicznymi wyjątkami) w naszym kraju nie ma aktorek i aktorów w okolicach 20 roku życia, którzy byliby w stanie przekonać nas, że nie są jedynie androidami udającymi ludzi.

Na ten moment scenariusz także nie zapowiada się solidnie. Znając przynajmniej trzy podobne historie łatwo połączyć wątki i domyślić się, co przydarzyło się Alicji oraz jej przyjaciołom. Być może historia jeszcze nas zaskoczy, ale raczej bym na to nie liczyła, patrząc, jakie klisze zostały odhaczone na ten moment.

Poza tym w fabułę wplecione są naprawdę absurdalne sceny, które podobnie jak dialogi, nie zdarzają się w normalnym życiu – główna bohaterka zaczynająca ni stąd, ni zowąd tańczyć bardziej pasuje do szalonego uniwersum "Riverdale" niż utrzymanego w realistycznej konwencji thrillera.

HBO Max robiło już lepsze polskie seriale

"#BringBackAlice" ma jednak swój urok i wierzę, że znajdzie oddaną widownię. Ba, podejrzewam, że sama nie zakończę swojej przygody na wspomnianych dwóch odcinkach. Pomimo tego, że skręty z żenady są wpisane w jego seans, serial ogląda się przyjemnie ze względu na jego walory wizualne, a sama historia (choć prawdopodobnie generyczna do bólu) wciąga.

Rozczarowanie serialem jest jednak tym większe, że HBO już wcześniej pomogło zrealizować na polskim gruncie naprawdę świetne produkcje. Serial firmowany nazwiskiem Nickela niestety do tego zaszczytnego grona nie dołączy.