Kuria szuka ponad 80 ofiar księdza-pedofila. "Pali im się grunt pod nogami"
- Sprawa ks. Stanisława P. jest głośna, bo choć miała miejsce w 2002 roku, to zamieszany miał być w nią także abp Wiktor Skworc, który przenosił pedofila z parafii na parafię
- Zajmuje się nią prokuratura, która miała ustalić, że wśród pokrzywdzonych jest blisko 100 osób
- Kuria ma próbować dotrzeć do ofiar samodzielnie, bo dzięki temu może uniknąć masowych procesów – uważa jeden z pokrzywdzonych
O księdzu Stanisławie P. pisaliśmy w naTemat między innymi w kontekście arcybiskupa Wiktora Skworca. Nad hierarchą wisiało podejrzenie, że również on może usłyszeć zarzuty w sprawie związanej z pedofilią, bo miał pomagać byłemu proboszczowi m.in. w Woli Radłowskiej w przeniesieniu do innych parafii. Teraz na jaw wychodzą nowe fakty. Jak ustalił Onet, kuria tarnowska ma na własną rękę prowadzić poszukiwania ofiar księdza-pedofila.
Po co kuria szuka ofiar?
Szymon Piegza z Onetu dotarł do jednego z pokrzywdzonych przez Stanisława P. mężczyzn, który powiedział, dlaczego jego zdaniem władze kościelne zdecydowały się na taki ruch.
– Kuria próbuje dotrzeć do pokrzywdzonych, bo dobrze wie, że pali im się grunt pod nogami. W ten sposób kuria sonduje, ile pozwów może w tej sprawie wpłynąć. Jeśli pokrzywdzonych było ponad 90 osób, to skala zasądzonych zadośćuczynień przez sądy może być gigantyczna. Dlatego właśnie kuria robi ruch wyprzedzający, żeby do tego nie dopuścić – ocenia mężczyzna, cytowany przez Onet.
Jak dodaje, pomoc oferowana przez tarnowski Kościół nie obejmuje zadośćuczynienia finansowego. – Jest propozycja pomocy psychologicznej albo modlitwy. Ale o jakichkolwiek finansowych zadośćuczynieniach kuria nie nawet chce słyszeć. (...) To dobry kierunek, ale zdecydowanie za późno – ocenia i dodaje, że zadośćuczynienie jest koniecznością.
Jak działał Stanisław P.?
Onet dotarł także do dokumentacji śledczych, którzy pracują nad sprawą czynów pedofilskich księdza Stanisława P. Prokura napisała:
"Sposób jego zachowania polegał na wybieraniu wśród grupy chłopców, 'ulubieńców' reprezentujących określony typ wyglądu, spokojnych, pokornych, uległych, względnie takich, którzy zwracali na siebie uwagę katechety i skłanianie ich do zajęcia miejsca na kolanach sprawcy bokiem do niego, a następnie przytrzymywanie jedną ręką w taki sposób, który uniemożliwiał natychmiastowe opuszczenie miejsca, a drugą dotykanie w okolice pleców, ud, pośladków, krocza aż do genitaliów — gładzenie ich poprzez odzież, ale także bez: z włożeniem dłoni pod bieliznę, ściskaniu, co niejednokrotnie powodowało znaczny ból".
To jedynie fragment tego, co zdecydowali się opublikować dziennikarze. Ofiary księdza Stanisława P. były w wielu miejscowościach, w których pracował, a do których przenosili go biskupi. Abp Wiktor Skworc, który może odpowiadać za to, że nie reagował na czyny pedofilskie i przenosił księdza P., przeprosił za swoje zachowanie w specjalnym oświadczeniu. Jak czytamy, te sytuacje uznał za niedopuszczalne.
"Jak każdy podejmujący decyzje, [abp Skworc – red.] czuje się odpowiedzialny za ich konsekwencje, również wówczas gdy decyzje te podejmowane są w dobrej woli, ale ze względu na niewłaściwą ocenę przesłanek, okazują się błędne. Jednocześnie przeprasza ofiary za krzywdy wyrządzone przez podległych mu duchownych" – podano do publicznej wiadomości. Więcej o sprawie pisaliśmy tutaj.