Rodowicz podczas koncertu TVP mówiła o litewskich korzeniach. Wytknięto jej hipokryzję

Joanna Stawczyk
03 maja 2023, 16:07 • 1 minuta czytania
2 maja obchodzony jest Dzień Flagi Rzeczpospolitej Polskiej, a także Dzień Polonii i Polaków za Granicą. Z tej okazji Telewizja Polska zorganizowała w Wilnie koncert "Polska w sercu". Nie zabrakło na nim Maryli Rodowicz, która nieraz wspominała o swoich litewskich korzeniach. Tym razem też tak było. Jej wypowiedź niektórzy potraktowali jako przejaw hipokryzji.
Maryla Rodowicz o litewskich korzeniach. Internauci wytknęli jej hipokryzję Fot. Instagram.com / @mary_la_la

Maryla Rodowicz o litewskich korzeniach. Internauci wytknęli jej hipokryzję

Maryla Rodowicz jest królową polskiej piosenki. W jej repertuarze znajduje się kilkadziesiąt przebojów. Największe z nich to "Jadą wozy kolorowe", "Małgośka," "Sing-Sing", "Dziś prawdziwych cyganów już nie ma", "Kolorowe jarmarki", "Niech żyje bal". Ma na koncie dziesiątki złotych i platynowych płyt, tysiące koncertów oraz wiele nagród i wyróżnień.

W oficjalnych dokumentach wokalistka występuje jako Maria Antonina Rodowicz. Gdy przyszła na świat (8 grudnia 1945 r. w Zielonej Górze) rodzice zdecydowali się nazwać ją imieniem patronki dnia jej urodzin.

W przeszłości Maryla naturalnie stanowiło pewnego rodzaju zdrobnienie, zaczerpnięte właśnie od Marii. Tak też nazywała ją pochodząca z Białorusi babcia.

W latach 60. ubiegłego wieku Rodowicz zaczynała swoją karierę. To właśnie wtedy przyjęła pseudonim artystyczny - Maryla. Nigdy jednak nie zdecydowała się skorzystać z możliwości zmiany imienia urzędowego na to, którym się posługuje.

Piosenkarka przyszła na świat siedem miesięcy po zakończeniu II wojny światowej. W jednym z wywiadów mówiła, że to dzięki swojemu kuzynowi Żilvinasowi Radaviciusowi poznała swoje korzenie.

– Uparł się, żeby znaleźć dokumenty Rodowiczów. Jeździł po kościołach, aż się dogrzebał do XVI czy XVII wieku. (...) Moja druga babcia, czyli matka mojego ojca pochodziła z Tuły. Była Rosjanką, więc jedna czwarta mojej krwi jest rosyjska. Z kolei dziadek, ojciec mojego ojca, był Żmudzinem – tłumaczyła.

W 1944 roku, kiedy Armia Czerwona wkroczyła do Wilna, rodzice artystki byli zmuszeni do wyjazdu do Zielonej Góry. Ojciec Maryli, Wiktor Rodowicz trzy lata później został aresztowany. Skazano go na więzienie w procesie politycznym. Piosenkarka z mamą wyjechały do Włocławka.

Maryla nawiązała do swojej rodzinnej historii w wywiadzie, tuż przed występem na koncercie TVP. "Moja rodzina wywodzi się z Wilna. Ja jestem pokoleniem, chciałam powiedzieć uchodźców, ale właściwie wypędzonych, bo komuniści dali takie ultimatum, że albo zostajecie w związku radzieckim, albo proszę bardzo, wagony bydlęce są podstawione" – powiedziała.

"Czuję się dzieckiem wypędzonych. Ilekroć jestem w Wilnie, czuję całą sobą związek z tym miastem, bo po prostu kocham to miejsce i bardzo pozdrawiam wszystkich Polaków, którzy tu mieszkają i wszystkich Polaków, którzy mieszkają za granicą. Często gram dla was koncerty. Z przyjemnością zawsze przyjadę" – zaznaczyła.

Niektórzy internauci stwierdzili, że to zaskakujące, co powiedziała Rodowicz, wobec tego, jak prowadziła swoją karierę - wskazno, że swego czasu nie miała nic przeciwko komunistom, bo romansowała z synem Jaroszewiczów i podróżowała u boku Jerzego Urbana.

"'Komuniści wypędzili rodzinę z Wileńszczyzny', mówi Rodowicz. I nie przeszkadzało to jej romansować z synem swego czasu najważniejszego komunisty w Polsce? Przecież to jest chore!" – komentowano na Twitterze.

"Maryla Rodowicz, wspomina komunistów, którzy podstawili wagony i wygnali jej rodzinę z Wilna. A ja zastanawiam się, co ona wie o komunie? Robiła karierę, nigdy nie dostała odmowy wydania paszportu. Była pieszczochą komunistów, jeździła po świecie i obściskiwała się. Zawsze na fali?" – zwrócił uwagę inny internauta.