Oni mają nie pojawić się na pogrzebie Kamilka. Boją się linczu
O sprawie informuje "Fakt", który powołuje się na informacje przekazane przez wujostwo dzielnicowemu. Policjant miał usłyszeć, że rodzina chłopca nie będzie uczestniczyć w ceremonii pogrzebowej Kamilka "ze względu na reakcje ludzi".
Wujek i ciotka Kamilka nie chcieli skorzystać z ochrony
Sprawa śmierci Kamila wzbudziła ogromne poruszenie, więc obawy mogą być zasadne. Wujostwu przysługuje jednak możliwość zawnioskowania o ochronę w czasie pogrzebu. "Fakt" podaje jednak, że ani Wojciech J., ani Aneta J. nie zawnioskowali o to.
Wuj i ciotka mieszkali z rodziną Kamila w jednym, dwupokojowym mieszkaniu przy ul. Kosynierskiej w Częstochowie. Wypowiedzieli się oni w materiale telewizji TVN, gdzie uzasadnili, dlaczego nie wezwali pomocy.
Wujek powiedział, że widział, że chłopiec miał "czerwoną twarz", ale uwierzył jego matce, że dziecko poparzyło się wrzątkiem. Miał także nie zdawać sobie sprawy z tego, że Kamilek jest cały poparzony, bo miał na sobie ubrania, a także nie skarżył się i nie płakał.
Wojciech J. deklaruje także, że w czasie, w którym dziecko zostało skatowane, przebywał w pracy. W domu była natomiast jego żona. Jak twierdzi kobieta, ona jednak również nie wiedziała, że chłopcu stała się krzywda, bo "była w swoim pokoju". Oboje usłyszeli prokuratorskie zarzuty, że nie udzielili Kamilkowi pomocy.
"Super Express" dotarł także do sąsiadów rodziny, których zapytano, czy oni również nie zdawali sobie sprawy z dramatu dziecka. Jak wyjaśnili sąsiedzi, rodzina była dysfunkcyjna, zza drzwi często dobiegały hałasy i krzyki, na które już nikt nie reagował.
Pogrzeb Kamila odbędzie się 13 maja na cmentarzu Kule w Częstochowie. Udział w nim ma wziąć biologiczny ojciec chłopca oraz jego przyrodnia siostra. To właśnie ojciec miał wezwać pogotowie do syna. Ten natychmiast po interwencji trafił do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka.
Lekarze walczyli o życie Kamilka przez 35 dni. Ostatecznie jego stan się pogorszył, a chłopiec zmarł. Jak powiedział w materiale "Uwagi" telewizji TVN lekarz chłopca dr Andrzej Bulandra, Kamil może mógłby przeżyć, gdyby jego organizm działał poprawnie. Na to jednak nie było szans, bo dziecko było skrajnie zaniedbane, w tym w tym odwodnione i niedożywione.
– Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy zrobić, organizm tego nie wytrzymał. Natomiast gdyby był zdrowym dzieckiem, leczonym od samego początku, powinien przeżyć. To, że on był zaniedbany (...) i nie tylko chodzi o to, że leczenie od oparzenia było opóźnione, ale jego organizm był słaby. Był odwodniony, niedożywiony... Prawdopodobnie miał różnego rodzaju niedobory, które sprawiły, że nie miał siły na tę walkę – wskazał.