Paul Walker to dinozaur, w którym zakochała się Denise Richards. Taki film istnieje naprawdę

Maja Mikołajczyk
21 maja 2023, 15:32 • 1 minuta czytania
"Park Jurajski", "Frankenstein" i komedia romantyczna dla nastolatków – z tych oto składników narodził się "Młody T-Rex", w którym Denise Richards gra dziewczynę zakochaną w dinozaurze obdarzonym mózgiem... Paula Walkera.
"Młody T-Rex" to komedia science-fiction z Denise Richards i Paulem Walkerem. Fot. kadr z filmu "Młody T-Rex"/ naTemat

Denise Richards zakochana w Paulu Walkerze w ciele... dinozaura

Tammy (Denise Richards) i Michael (Paul Walker) to szalenie w sobie zakochani nastolatkowie. Niestety, na ich drodze stoi pewien zabijaka, który rości sobie prawo do dziewczyny. Kiedy nakrywa ją z rywalem, wpada w szał – spuszcza mu manto i zostawia na pożarcie w parku z dzikimi zwierzętami.

Po bliskim spotkaniu z lwem Michael trafia do szpitala. Stamtąd porywa go Dr Wachenstein oraz jego asystentka Helga. Doprowadzają go do śmierci klinicznej, a jego mózg przeszczepiają mechatronicznemu dinozaurowi.

Kiedy nastolatek budzi się w nowym ciele, zaczyna mścić się na osobach, które doprowadziły go do tego stanu. Kiedy jednoczy się z ukochaną, Tammy postanawia poszukać nowego ciała dla ukochanego.

"Młody T-Rex" ("Tammy & the T-Rex") to film napisany przez Stewarta Raffilla w tydzień, który powstał jedynie dlatego, że reżyser miał dostęp do mechatronicznego prehistorycznego gada. Ponadto w ramach oszczędności, wszystkie kręcone lokacje znajdowały się maksymalnie 25 minut od domu Raffilla.

Wszystkie te ułomności filmu (łącznie z niskim budżetem) są widoczne gołym okiem na ekranie i nie da się o nich zapomnieć podczas seansu nawet na minutę. Historia w swoim absurdzie jest jednak w zamierzony sposób śmieszna i cóż – ja bawiłam się podczas seansu znakomicie.

"Młody T-Rex" to film celowo głupkowaty i to jest w nim najlepsze

Kim właściwie jest Stewart Raffill? To specjalista od niskobudżetowych filmów, który chcąc z nich wycisnąć jak najwięcej robi z nich celowo głupkowate komedie. Swoistym kultem otoczeni są jego "Lodowi piraci", a na punkcie filmu "Mac i ja" (za który Raffill otrzymał Złotą Malinę) będącym sponsorowaną przez McDonald's zrzyną z "E.T." ma obsesję Paul Rudd ("Ant-Man", "To już jest koniec").

Tak jak wspomniałam wcześniej, nazywający sam siebie "największym plagiatorem" reżyser zrobił w "Młodym T-Rexie" sklejkę z "Parku Jurajskiego" (wykorzystując tym samym szał na dinozaury, gdyż film miał premierę zaledwie rok po blockbusterze Stevena Spielberga), klasycznego "Frankensteina" Mary Shelley oraz komedii dla nastolatków.

Problem z takimi szalonymi pomysłami fabularnymi czasami bywa taki, że ich twórcy – "olśnieni" niesamowitymi wytworami swoich umysłów – zapominają o narracji i serwują totalny chaos oraz nudę.

Raffill udowodnił jednak, że pisarzem jest całkiem niezłym (nie zapominajmy, że napisał ten film w tydzień) – chociaż niektóre wątki trzymają się na ślinę i papier, a motywy bohaterów są co najmniej niezrozumiałe (zasadnicze pytanie: po co wkładać żywy, niedoskonały mózg zamiast komputera do robota?), akcja poprowadzona jest logicznie od początku do końca.

Komedia science-fiction, która w wersji reżyserskiej ma również elementy gore (!) nie tyle kopiuje motywy z wymienionych wyżej filmów, ile je parodiuje. Wszystko, co z nich znamy, zostaje przerysowane (bardzo) grubą kreską i okraszone niewybrednym humorem.

Wszyscy bohaterowie to karykatury – Richards to piękna dziewczyna z sąsiedztwa, Walker to typowy mięśniak, a jego nemezis to agresywny zabijaka bez mózgu. Idąc dalej policjanci to niemający o niczym pojęcia głupki, a naukowiec to opętany żądzą zysku bezwzględny psychopata.

Ostrzegam jednak, że żarty w "Młodym T-Rexie" są raz, że niewybredne, a dwa, z dzisiejszej perspektywy wielokrotnie niepoprawne politycznie. Szczególnie widać to w kontekście wokół nacechowanych seksualnie gagów wobec kobiet. Z drugiej strony jednak – jakby nie patrzeć – grana przez Denise Richard Tammy nie jest stereotypową bierną damą w opresji. To ona próbuje uratować ukochanego od spędzenia reszty życia w ciele gigantycznego robota.

Na pewno obejrzę coś jeszcze od Stewarta Raffilla

Czy "Młody T-Rex" jest złym filmem? I tak, i nie – zależnie od tego, co mieści się w naszej definicji złego kina. Osobiście do tej kategorii zaliczam produkcje realizowane na poważnie, które poległy na wielu polach, a w ramach komedii – te, które nie bawią.

Film Raffilla nikogo nie próbuje przekonać, że traktuje sam siebie serio, a wręcz przeciwnie – sam się z siebie nabija (chociażby tam, gdzie ewidentnie widać, że zabrakło kasy na efekty specjalne) i zachęca do tego samego widzów. Ja nazwisko Stewarta Raffilla notuję sobie na później – coś czuję, że gość jeszcze nie raz dostarczy mi frajdy.