Twarze Lex Tusk. Kto w PiS najbardziej forsował projekt ustawy, który zmroził pół Polski, UE i USA
- – Podpiszę ustawę o komisji ds. badania rosyjskich wpływów w Polsce – powiedział w poniedziałek 29 maja prezydent Andrzej Duda.
- Trzy dni wcześniej, Sejm odrzucił weto Senatu w sprawie ustawy "Lex Tusk"
- Projekt ustawy pierwszy raz trafił do Sejmu w grudniu 2022 roku. Kto go forsował?
Przez Polskę przetacza się burza wokół tzw. Lex Tusk, głos zabrała UE i USA. Projekt ustawy, który od miesięcy bulwersuje Polaków, za sprawą decyzji Andrzeja Duda, wywołał lawinę. Można się domyślać, kto za tym stoi.
Dokładnie pół roku temu Jarosław Kaczyński ogłosił, że PiS chce stworzyć komisję ds. zbadania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Polski w latach 2007–2022. Był listopad 2022. Od tego czasu projekt przeszedł burzliwą drogę. Ale kto w PiS najbardziej go forsował? I kim są jego główne twarze?
Posłowie, którzy wnieśli projekt ustawy
Wiesław Szczepański, poseł Lewicy i przewodniczący sejmowej Komisji Administracyjnej i Spraw Wewnętrznych, miał z nim szczególnie dużo do czynienia. "Lex Tusk" kilka razy przechodziło przez jego komisję. Pierwszy raz 13 grudnia 2022 roku.
– Na komisję przyszedł wtedy pan poseł Kazimierz Smoliński, który wziął na siebie ciężar uzasadnienia tej ustawy. To był projekt poselski, który został przedłożony przez grupę posłów i wśród nich był pan poseł Smoliński. Podejrzewam, że jako prawnik miał uzasadniać tę ustawę, ale szło mu to bardzo kiepsko – mówi naTemat Wiesław Szczepański.
– Prawie na każdy artykuł Biuro Legislacyjne odpowiadało, że projekt budzi wątpliwości konstytucyjne. Prawnicy jeden po drugim mieli zarzuty. Że nie ma możliwości odwoływania się, że to sąd obejmujący wszystkich i każdy śmiertelnik, wypowiadając się ws. Rosji, może być w oczach PiS zagrożeniem. Również opozycja wykazywała niekonstytucyjność – tłumaczy.
Poseł Smoliński nie potrafił zaś w bardzo wielu przypadkach odpowiedzieć na pytania dotyczące konstytucyjności. Uważał tylko, że rozliczenie jest potrzebne, bo w organach państwowych i gdzie indziej, są przedstawiciele wpływów rosyjskich i agenci Rosji. Nie było kontrargumentów na informacje ze strony Biura Legislacyjnego.
Przypomnijmy. Projekt ustawy wpłynął do Sejmu 1 grudnia 2022 roku. Jeszcze tego samego dnia został skierowany do pierwszego czytania. W druku nr 2838 skierowanym wtedy do marszałek Sejmu Elżbiety Witek widnieją nazwiska 27 posłów wnoszących projekt ustawy.
Są to:
Do reprezentowania wnioskodawców w pracach nad projektem ustawy grupa posłów upoważniła posła Kazimierza Smolińskiego.
Poseł Smoliński: "Dziękuję Panie Prezydencie"
– Przychodził na wszystkie posiedzenia komisji. Na każdej przedstawiał swoje stanowisko. Nie wiem, czy nikt poza nim nie chciał uzasadniać projektu tej ustawy, czy po prostu się tego bali. Natomiast na żadnym posiedzeniu komisji, mimo że Kancelaria Premiera będzie obsługiwała komisję, nie pojawił się nikt z przedstawicieli rządu. Nikt z Kancelarii Premiera nie zgłaszał swojej obecności na posiedzeniu – mówi przewodniczący Szczepański.
Poseł Kazimierz Smoliński jest w Sejmie czwartą kadencję, choć z przerwą. Pierwszy raz mandat objął po śmierci Macieja Płażyńskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Kolejny raz, w 2014 roku, wszedł do Sejmu w miejsce Anny Fotygi, która dostała się do PE. Po przejęciu władzy przez PiS został wiceministrem infrastruktury.
"Dziękuję Panie Prezydencie za tą decyzję. Komisja ta pozwoli na szerokie zbadanie oraz wyjaśnienie ruskich wpływów w Polsce. Na opozycji wycie. Boją się. Bardzo się boją" – tak zareagował na podpis prezydenta Dudy na Twitterze.
W innym wpisie: "Tusk był w Sejmie w czasie głosowania nad komisją weryfikacyjną w sprawie wpływów rosyjskich. On się naprawdę boi tej komisji. Wie, co ma za uszami".
– Dziwię mu się jako byłemu wiceministrowi, jako prawnikowi, dlaczego podjął się czegoś takiego. Dlaczego zdecydował się na uzasadnienie tego projektu. Twarzą tej ustawy jest Jarosław Kaczyński. Ale jej roboczą twarzą w Sejmie jest pan poseł Smoliński – mówi Wiesław Szczepański.
Kto poza nim? – Myślę, że drugą taką osobą jest pan poseł Piotr Kaleta, sprawozdawca w imieniu klubu PiS – odpowiada.
Poseł Kaleta: Jestem oddelegowany przez szefostwo mojego klubu
Nazwiska Piotra Kalety, wiceprzewodniczącego Sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, nie ma wśród wnioskodawców. Poseł jest jednak aktywny na komisji.
– Jestem oddelegowany przez szefostwo mojego klubu, mojej partii, żeby tę sprawę w komisji pilotować. We dwójkę z posłem Kazimierzem Smolińskim prowadziliśmy ten temat. Pan Kazimierz to najbardziej odpowiednia osoba, która przedstawiała tę sprawę również od strony prawnej – mówi naTemat.
Kto jeszcze oprócz nich był najbardziej zaangażowany? – Rozumiem, że chodzi pani o jakąś szarą eminencję. Nie, takiej szarej eminencji nie było. Absolutnie nie było nikogo takiego, kto z jakiegoś tylnego fotela by nami sterował. Podjęliśmy ten temat, pan poseł Smoliński został oddelegowany w imieniu wnioskodawców. A ja, ponieważ przechodziło to przez moją komisję. Dlatego moja osoba się tam pojawiała – mówi.
Na pytanie, czy czuje się twarzą tego projektu, odpowiada: – Jeśli chodzi o twarze, kto wpadł na ten pomysł, to tych twarzy jest mnóstwo. To są twarze Polaków, którzy na spotkaniach z nami wielokrotnie podkreślali, że są sprawy, które są niewyjaśnione. I to jest sprawa, która zrodziła się na takich spotkaniach. To temat narzucony nam przez Polaków. To też podchwycił Donald Tusk, który powiedział, że taka komisja powinna powstać. Wychodzimy bardzo szeroko naprzeciw oczekiwań społeczeństwa i naszych politycznych oponentów.
Poseł KO: Wyraźnego lidera tej ustawy nie było
Nikt za bardzo nie potrafi wskazać innych nazwisk. Wśród posłów wnioskodawców większość nazwisk przeciętny Kowalski być może nawet nie kojarzyć. Kto na tych wszystkich komisjach najbardziej bił się o "Lex Tusk"?
– Najbardziej radykalny jest poseł Kaleta, ale on standardowo nienawidzi Tuska i raczej wystawiał się jako, powiedziałbym, misjonarz PiS. Reszta nie była wyraźnie widoczna. Gdyby ktoś chciał znaleźć prawdziwego, wyraźnego lidera tej ustawy, to nikogo takiego nie było – mówi o procedowaniu tej ustawy Piotr Borys, poseł KO, członek Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych.
– Tak naprawdę ta ustawa była osierocona. Nie było żadnego lidera, który miałby jakąś pulę argumentów i informacji. Trochę jakby była narzucona tym posłom z zewnątrz. Nawet powiedziałbym, że byli w lekkim dyskomforcie. Poza posłem Kaletą nie było jakiegoś entuzjazmu i woli walki o tę ustawę. Raczej myślę, że ona dawała im sporo dyskomfortu – uważa.
Po czym tak sądzi?
Po reakcjach, gdy ludzie walczą, są zdecydowani, mają argumenty, są pobudzeni, wierzą w coś. A tu nie. Jakby to była ustawa partyjnie narzucona z Nowogrodzkiej, bez wiary, bez chęci zaangażowania się, bez nadmiernego entuzjazmu i woli walki po stronie PiS. Tak jakby było to sztucznie narzucone. Takie wrażenie mamy po tym komisjach. Jednak trzeba stanąć naprzeciwko Donalda Tuska, myślę, że ten strach odpowiedzialności jest odczuwalny na posłach PiS. Nie było takich, którzy twardo stawali po stronie tej ustawy i z pełnym przekonaniem jej bronili.
Poseł PiS: Nie mam wrażenie, żeby z tego powodu było niezadowolenie
W PiS mają odwrotne przekonanie. Poseł Tadeusz Chrzan, jeden z wnioskodawców ustawy, również członek Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, zaprzecza, że takie są nastroje w PiS.
– Ja nie mam takiego wrażenia, żeby tak było w klubie. Różnie bywa z projektami poselskimi, nie zawsze ze wszystkimi się zgadzamy. Ale akurat w przypadku tego projektu nie mam wrażenia, żeby z tego powodu było niezadowolenie. Nie zauważyłem atmosfery w klubie, żeby projekt miał być wprowadzony siłowo – mówi naTemat.
Dlaczego sam wnioskował za tą ustawą? – Obiektywnie patrząc, wszyscy zdajemy sobie sprawę, że Rosja stara się wpływać na całym świecie i ta inwigilacja prowadzona jest również w Polsce. Stąd z pełną świadomością i pełnym zaangażowaniem, widząc poważne zagrożenia ze strony Rosji, podpisałem się pod projektem – mówi.
– Próba narracji, że to tylko działanie polityczne to dla mnie gra polityczna. Myślę, że politycy opozycji, którzy widzą dziś, co dzieje się w Europie i na świecie, tylko tak mówią, a w głębi serca racjonalnie myślą o zagrożeniu ze strony Rosji. Proszę na to nie patrzeć, że jest to tylko uderzenie w opozycję, bo okres, którym zajmie się komisja, obejmuje również rządy PiS. Uważam, że to dobry projekt – dodaje.
Kto według niego jest jego twarzą? – Trudno powiedzieć. Myślę, że wszyscy, którzy go podpisali, robiąc to świadomie i z pełnym przekonaniem – uważa.
Tak czy inaczej, w mediach na temat ustawy o wpływach rosyjskich chyba najczęściej wypowiada się poseł Smoliński.
W prawicowym portalu Niezalezna.pl stwierdził ostatnio m.in.: "W komisji trzy razy przegrywaliśmy, między innymi dlatego ustawa tak późno wchodzi w życie. I moim zdaniem dlatego też raport, który ma ukazać się 17 września, będzie bardzo szczątkowy i ułomny. Jest mało czasu, żeby coś rzetelnie do tego czasu przedstawić. Ale to politycy opozycji sami do tego doprowadzili, bo ustawa w życie mogła wejść wcześniej".
Tak było podczas głosowań w Komisji Administracji
Wiesław Szczepański doskonale pamięta wszystkie głosowania w komisji. Pierwsze, z 13 grudnia 2022 roku, dotyczyło odrzucenia projektu.
– Donald Tusk mówił o powołaniu komisji, ale PO chodziło o to, żeby to była komisja śledcza powoływana przez Sejm, a nie komisja weryfikacyjna, w której mogą być osoby spoza, a przewodniczącego mianuje premier, nie Sejm. Dlatego zapadła decyzja, że nikt z nas nie będzie zgłaszał poprawek do tej ustawy, bo jej po prostu nie da się poprawić. Odbyło się głosowanie o odrzucenie projektu – przypomina.
Wyjaśnia, że PiS przegrał to głosowanie, bo zabrakło im jednego posła, a posłanka Anna Siarkowska zagłosowała inaczej. Do Sejmu trafił więc wniosek o odrzucenie projektu ustawy.
– Następnego dnia Sejm odrzucił nasz wniosek i skierował ponownie do komisji. 10 stycznia spotkaliśmy się po raz drugi. Posłanka Siarkowska znów zagłosowała inaczej niż koledzy z PiS. W związku z tym znowu przegrali jednym głosem. Widać było wściekłość na koleżankę. Posłanka Siarkowska została potem karnie odwołana z Komisji Administracji i z Komisji Obrony Narodowej. Koledzy z PiS uznali, że po jej odwołaniu nie będą procedowali, dopóki nie osiągną w komisji większości – mówi poseł Szczepański.
Tu mała dygresja. Poseł Lewicy wskazuje, że PiS w ogóle ma dziś problem z obsadą komisji. Z powodu posłów, którzy są ministrami lub sekretarzami stanu i nie mogą zasiadać w komisjach. Dlatego, żeby mieć większość, manewrują między komisjami. – W zależności od potrzeby, po prostu są przerzucani do innej komisji, byle mieć większość – mówi.
W tym przypadku nad większością pracowali dwa miesiące, bo PO również zgłosiła nowe osoby do komisji: – Szukali, z której komisji mogą zabrać posłów. Mówili, że muszą być pewni większości. Koledzy powiedzieli mi wprost: nie damy tego debatować, dopóki nie będziemy mieli pewności, że nie będziemy mieli wygranej. I na początku marca usłyszałem, że mają już większość, że są pewni i że po dwóch miesiącach projekt ma wrócić na posiedzenie komisji.
– Po tej wygranej, w swojej euforii, odwołali trzech członków. Nie zauważyli braku, nie mieli kogo przerzucić i przegrali kolejne głosowania. Ale znów uzupełnili, do komisji wróciły te same osoby. Tak manewrują – mówi.
Posłowie opozycji: Ktoś przygotował projekt...
Słyszymy też, że wielkich dyskusji na ten projektu ustawy o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022 w ogóle na komisjach nie było. W oczach polityków opozycji sytuacja wyglądała tak.
– Posłowie dostali zlecenie przygotować projekt ustawy, przeprowadzić przez Sejm. A prawdziwym grillowaniem Donalda Tuska mieli zająć się dopiero po komisji, jak prezydent podpisze. Na komisji nie było ujawnionych informacji, raczej był zlecony cel pod widowisko, które będzie wpisane w kampanię wyborczą – mówi Piotr Borys.
Wiesław Szczepański tak ocenia swój kontakt z projektem tej ustawy: – Ktoś przygotował projekt, polecił określonej grupie posłów podpisać się pod nim. Dał zielone światło, żeby ustawę procedować i wskazał pana posła Smolińskiego jako prawnika. Wiedzieli, że projekt jest całkowicie niekonstytucyjny. Rzecznik Praw Obywatelskich również ocenił, że projekt w takim kształcie nigdy nie powinien być procedowany.
Czytaj także: https://natemat.pl/490370,lex-tusk-relacjonowanie-posiedzen-roskomisji-pis-to-wyzwanie-dla-mediow