The Weeknd to seksista i mizogin. Udowodnił to w "Idolu", a już wcześniej w swoich piosenkach
"Idol" jest gorszy niż można się było spodziewać
O "Idolu" plotki krążyły jeszcze przed jego premierą – serial, który miał piętnować seksualizację kobiet w Hollywood pod banderą Sama Levinsona ("Euforia") i The Weeknda miał stać się dokładnie tym, co zgodnie z początkową wizją Amy Seimetz (pierwszej reżyserki, którą później odsunięto) potępiał.
– To przypomina fantazję o gwałcie, jaką mógłby mieć jakiś toksyczny facet pracujący na planie, gdyż jest o kobiecie, którą to rajcuje i przychodzi po więcej, bo pozwala jej się to rozwijać muzycznie – powiedziała o serialu dziennikarce "The Rolling Stones" jedna z osób pracujących na planie.
Pogłoski okazały się prawdziwe, czego pierwszym sygnałem były nieciekawe recenzje nadciągające z festiwalu filmowego w Cannes, gdzie produkcja HBO miała premierę. Dla zwykłych zjadaczy chleba pierwszy odcinek serialu dostępny był w streamingu od 4 czerwca (w Polsce dzień później).
Poza tym, że epizod jest chaotycznie nakręcony i zmontowany oraz po prostu nudny, zapowiada, że historia będzie tak zła, jak zapowiadano – albo jeszcze gorsza.
"(...) cały odcinek oglądało mi się niekomfortowo: jak mokry sen przemocowego faceta, fantazję o gwałcie i chętnej lolitce w skąpym szlafroczku. Taką, w której przyjaciółka ostrzegająca Jocelyn przed nowo poznanym facetem jest nudna, mniej atrakcyjna i psuje zabawę, a kobieta już na sam twój widok rozsuwa nogi" – recenzowała dla naTemat Ola Gersz.
The Weeknd pokazał prawdziwą twarz w serialu HBO? Zrobił to już wcześniej w swoich piosenkach
Tak jak wspomniałam wyżej, taki kierunek serial przyjął po tym, jak wpadł w ręce Levinsona i Abla Tesfaye'a (The Weeknda). W przypadku tego pierwszego lampki ostrzegawcze mogły zapalić się już w przypadku wspomnianej "Euforii".
Chociaż seksualność miała rację bytu w serialu i stanowiła ważny element rozwoju postaci, sposób kręcenia niektórych scen mógł wzbudzić pewne wątpliwości (szczególnie pornograficznie przedstawiano ciało grającej Cassie Sydney Sweeney).
"Idol" jest debiutem Tesfaye'a jako scenarzysty i współproducenta – jednak nie w roli mizogina i seksisty. Chociaż The Weeknd jest obecnie największą gwiazdą muzyki pop (niektórzy nazywają go nawet zastępcą Michaela Jacksona), to wielu krytyków zwraca uwagę na problematyczność tekstów jego piosenek, takich jak m.in.:
- "The Hills"
"I only call you when it's half past five / The only time that I'll be by your side / I only love it when you touch me, not feel me (...) I just f*cked two b*tches ‘fore I saw you" (pol. "Dzwonię do ciebie tylko o piątej trzydzieści / To jedyna pora, kiedy będę obok ciebie / Kocham tylko, jak mnie dotykasz, nie jak coś do mnie czujesz (...) Wyru***łem dwie dz*wki, zanim cię zobaczyłem").
- "In The Night"
"Now she dances to the song on the minute / Yeah, all the time, all the time / It made her weak when she hear it / And it got her on her knees like religion / She was young and she was forced to be a woman" (pol. "Po chwili zaczęła tańczyć do tej piosenki / Przez cały czas, cały czas / Gdy ją słyszała, robiło jej się słabo / Padała przez nią na kolana jak w kościele / Była młoda i zmuszona, by zostać kobietą").
- "Party Monster"
"Got up, thank the lord for the day / Woke up by a girl, I don't even know her name / B*itches in my new spot, crowdin' up my space / Had to check the safe, check the dresser for my chains" (pol. "Wstaję, dziękując bogu, że przeżyłem / Obudzony przez dziewczynę, nawet nie znam jej imienia / Dz*wki w moim nowym mieszkaniu, tłoczą się w mojej przestrzeni / Musiałem sprawdzić sejf i szufladę z łańcuchami").
- "Save Your Tears" (napisane podobno dla jego byłej dziewczyny modelki Belli Hadid)
"So, I made you think that I would always stay / I said some things that I should never say / Yeah, I broke your heart like someone did to mine" (pol. "Sprawiłem, że myślałaś, że zostanę z tobą na zawsze / Powiedziałem rzeczy, których nigdy nie powinienem mówić / Tak, złamałem twoje serce, jak ktoś kiedyś złamał moje").
Oddzielanie artystów od ich sztuki? Nie w przypadku Abla Tesfaye'a
W ostatnich latach światło dzienne ujrzało sporo historii, w których artyści o niepokojącym wizerunku czy kontrowersyjnej twórczości zostawali ujawniani jako (delikatnie mówiąc) nieciekawi ludzie, żeby wymienić chociażby spektakularny upadek Marilyna Mansona czy niedawne plotki o Tillu Lindemannie (wokaliście Rammstein).
Z częściowo autobiograficznych (jak twierdzi sam artysta) tekstów piosenek The Weeknd jawi się jako seksista i mizogin, który sprowadza kobiety do tylko jednej roli (nie trzeba chyba dodawać, do jakiej).
"Idol", którego Tesfaye jest współtwórcą, nie tylko cementuje ten image, ale również podlewa ogień benzyną – podczas gdy protagoniści z jego piosenek to manipulatorzy, chwytający się wszystkich możliwych sposobów, żeby "zaliczyć", grany przez niego Tedros to bohater jeszcze gorszego sortu.
To facet (z dużym prawdopodobieństwem psychopata) marzący o całkowitej (i niepozbawionej elementu przemocy i przymusu) dominacji drugiego człowieka (w tym przypadku młodziutkiej Jocelyn, w którą wciela się Lily-Rose Depp).
Patrząc, jak serial Levinsona jest nakręcony, co mówiły pracujące na planie osoby, oraz to, że bohaterce granej przez Depp podoba się "vibe gwałciciela" Tedrosa, nie ma raczej szans na to, żeby "Idol" problematyzował podlane mizoginią męskie fantazje.
Najnowsza produkcja HBO jedynie podsyca kulturę gwałtu i stereotypy o heteroseksualnych relacjach oraz każe sądzić, że do The Weeknda hasło o "oddzielaniu artysty od jego sztuki" raczej nie ma zastosowania. Pozostaje mieć nadzieję, że u Tesfaye'a zakończy się tylko na fantazjach.