To już 22. Parada Równości, a ja ciągle myślę, jak mam ci udowodnić, że jestem normalny?
Parada Równości. Jak jeszcze mam ci udowodnić, że jestem normalny?
Mamy miesiąc dumy, ulicami Warszawy przechodzi Parada Równości. W związku z tym wypadałoby temat osób LGBT poruszyć. Bo ważne wydarzenie, bo dyskryminacja, bo nierówności, bo jest emocja.
I tu się pojawił problem. Bo co jeszcze można napisać o sprawie, która jest po prostu kompletnie oczywista?
Osoby nieheteronormatywne to ludzie. Tacy jak wy. I tak jak ludzie zasługują na prawa. Równe prawa.
W przełożeniu na jeszcze prostszy język – równe prawa, czyli nie przywileje, a coś, co mają już osoby hetero, czyli prawo do zawarcia związku partnerskiego, małżeństwa, adopcji dzieci czy przejścia ulicą bez lęku przed pobiciem, czy wyzwiskami.
I tu ten felieton powinien się skończyć. Wszyscy powinni dać lajka i napisać "tak, to prawda". Politycy powinni przegłosować konkretne ustawy, Tusk z Kaczyńskim podać sobie ręce, a tłum pod Sejmem powinien zacząć bić brawa. Ale żyjemy w Polsce.
Mamy XXI wiek, a w sprawie osób LGBT nie wyszliśmy ze średniowiecza
Mamy XXI wiek, rewolucję technologiczną, podbijamy kosmos, rozwija się sztuczna inteligencja, nawet mięso z próbówki zaczynamy tworzyć, ale fakt, że mężczyzna może kochać mężczyznę, a kobieta kobietę wciąż dla wielu jest szokujący. I weź z tym dyskutuj.
Już nie wspominam o osobach biseksualnych czy transpłciowych, bo pod tym względem jesteśmy jeszcze bardziej zacofani. Po prostu nie mogę pojąć, o co chodzi, że my dalej mamy z tym problem. Nie mogę zrozumieć, dlaczego?
Co jeszcze trzeba wytłumaczyć, powiedzieć, pokazać, żebyście zrozumieli, że jesteśmy normalni? Jaki dać wam dowód? Przejść obszerne badania lekarskie w obecności mediów? Może kamery zamontować w mieszkaniu i przedstawić całe życie, żebyście załapali, że nie różni się od waszego?
Ja rozumiem, że kiedyś było inaczej, że mówiło się "pe**ł", "p**rasta", a prześladowanie "ho**siów" było swego rodzaju status quo. Ale błagam was – ta debata w Polsce trwa od 30 lat. Dosłownie, to właśnie w latach 90. słowo "gej" zaczęło stopniowo zastępować obraźliwe zwroty.
A ja wciąż idę ulicą i boję się wziąć partnera za rękę. Wciąż, kiedy zawieram relację, boję się, że rodzice chłopaka mnie nie zaakceptują, bo też jestem facetem. Wciąż najczęstsze wyzwisko, jakie słyszę, to nie debil czy idiota, a "p**ał".
Już prawie na całym świecie prawo i społeczeństwo działa w myśl zasady, że wszyscy ludzie to ludzie – także osoby LGBT. A dla nas to dalej rodzaj dziwolągów, którzy się "obnoszą" i "machają nadgarstkami".
"Piórka w d**ie", "zniewieściali", "nic do nich nie mam, ale...", "lesbijki jeszcze spoko, ale geje?" – klasyka gatunku, której wciąż można doświadczyć w codziennych rozmowach. A po włączeniu telewizji zaczyna się jazda bez trzymanki.
"Nie są równi ludziom normalnym", "Próbują nam wmówić, że to ludzie, a to ideologia", "Małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny". I tak w kółko. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu i rok po roku. Wciąż znosimy te same upokorzenia.
W tej dyskusji padło już tyle argumentów. Że płacimy podatki, że jesteśmy waszymi sąsiadami, że dzielimy miejsce w komunikacji miejskiej, mijamy się na ulicy, że jesteśmy wśród was i żyjemy tak, jak wy. Że tak naprawdę niczym się od was nie różnimy.
Zaczęliśmy się pokazywać, mówić głośno o orientacji i różnorodności, a nawet fundować "terapię szokową" w postaci pokazywania, że my tak samo, jak osoby hetero, możemy trzymać się za rękę albo przytulać.
Najpierw na ostrzał wystawił się Robert Biedroń. Potem drogę torowała Anna Grodzka. Do tego dochodzi cała masa aktywistów, walczących o... o normalność.
Wszyscy cierpimy na ludzkiej głupocie
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że my, żeby podnieść społeczną świadomość, najpierw musimy się wystawić na ostrzał. Dopiero jak zostaniemy zrównani z błotem, wbici w ziemię, to dojdzie do pewnego zrozumienia, tolerancji, czy akceptacji.
Anna Grodzka to idealny przykład tego procesu. Poniżana, wyszydzana, wyzywana. Nieustannie odbierano jej prawo do godności. Dopiero po latach ludzie zrozumieli, że faktycznie można przeprowadzić korektę płci. I ile ta kobieta musiała wycierpieć, żeby inne osoby miały nieco lżej?
Każdy z nas, jeśli nie chciał żyć w ukryciu, musiał przez to przejść, tylko w mniejszej skali. Sam pamiętam, jaki szok u niektórych osób potrafił wywołać komunikat "nie jestem hetero".
"Czyli ty jesteś p***łem?", "Nie no, lubię cię, ale nie uważam, że to normalne", "Teraz chyba jest taka moda", "I co? I ty tak z facetem?". Jak to przetrzymasz, to w nagrodę możesz usłyszeć coś w stylu "nie no nie sądziłem, że gej może być taki fajny".
W moim wypadku jeszcze dochodzi problem ciągłego tłumaczenia, że jestem biseksualny, a nie homoseksualny. Ale to i tak nie dociera.
Zresztą osoby bi obrywają ze wszystkich stron. Wielu gejów nie chce spotykać się z biseksualnymi facetami, bo "będą zdradzać" lub "nie wytrzymają bez seksu z drugą płcią". Wielokrotnie usłyszałem, że jestem biseksualny, bo "żaden facet porządnie mnie nie zrobił". Kolejny tekst: biseksualizm nie istnieje. To po prostu brak odwagi, żeby przyznać się do homoseksualizmu.
W 2001 roku w Polsce odbyła się pierwsza Parada Równości w Polsce. W tym samym roku przyszedłem na świat. Mogę tylko podziękować organizatorom za ciężką, mozolną walkę i walenie głową w mur, żeby przynajmniej spróbować zapewnić mi bezpieczną przyszłość.