Sprawdziłem naprawdę stylowego SUV-a. Ale kilka niedoróbek ktoś zostawił w nim chyba na złość
"Przepraszam, ale nie rozumiem" – powtarzał mi Renault Austral dzień w dzień. Robił to w najmniej oczekiwanych momentach, nawet w absolutnej ciszy podczas jazdy. Brzmi jak żart, ale to po prostu jedno z dziwactw systemu multimedialnego. Takich dziwnych niespodzianek miałem kilka i trochę zepsuły mi ogólne wrażenie w czasie testu.
Tylko czy naprawdę jest na co tak bardzo psioczyć? Odpowiem jak początkujący filozof: to zależy. Austral otwiera nowy rozdział dla Renault i trudno z tym dyskutować. Pierwsze wrażenie było świetne, bo już na zdjęciach wyglądał na coś nowoczesnego i konkurencyjnego. Na żywo wyszło jeszcze lepiej, szczególnie w szarym, matowym lakierze.
Austral zatarł mi mieszane uczucia po przygodzie z Kadjarem kilka lat temu. To poprzednie podejście Renault do walki w segmencie SUV-ów wyszło raczej bez większych fajerwerków. Było co prawda w miarę wygodnie i oszczędnie, ale plastikowo.
Tym razem postawiono na coś bardziej "premium". Wnętrze Australa zachęca, by się w nim rozsiąść, zaplanować nawet długą trasę. Pomaga w tym solidny 500-litrowy bagażnik. Miejsca jest wystarczająco z przodu i z tyłu, ale nawet nie to zapamiętałem najbardziej.
Większą uwagę poświęciłem wykończeniu, a to może zrobić wrażenie. Ładne przeszycia i materiały z alcantary to wyróżnik topowej wersji Iconic Esprit Alpine, którą jeździłem. Niech was nie zmyli Alpine w nazwie. Dotyczy to tylko wrażeń wizualnych i wyposażenia, ale robi estetyczną różnicę.
No i dochodzimy do pierwszych zgrzytów. Pierwszy z nich to układ dźwigni przy kierownicy, który przypomina rozwiązanie Mercedesa, ale tutaj wyszło zbyt "gęsto". Po prawej stronie mamy drążek skrzyni biegów, pod nim ten od wycieraczek, a jeszcze niżej mały uchwyt do sterowania multimediami. Efekt? Pomyłki gwarantowane. Nie zliczę, ile razy, zamiast przerzucić się na bieg wsteczny, włączyłem wycieraczki.
Druga sprawa to ruchoma część w tunelu środkowym. Momentami praktyczna, z półką na telefon, ale sprawdza się tylko w maksymalnie odsuniętym do tyłu położeniu. W innej konfiguracji zabiera miejsce uchwytom na kubki, więc to rozwiązanie przestaje mieć sens.
A teraz wielki plus: fizyczne przyciski! W Australu znalazły się dwa duże dotykowe ekrany, ale mimo to nie zapomniano o guzikach. Kto choć raz obsługiwał klimatyzację na dotykowym ekranie, ten wie, że takie bajery zwykle zawodzą. Konserwatywne podejście w tej kwestii ma więcej sensu i jest po prostu bezpieczniejsze w czasie jazdy.
System multimedialny to tym razem nie tylko kafelki, które skojarzycie z większością nowych aut. Austral ma na pokładzie Android Automotive, co bardziej przypomina obsługę popularnych smartfonów. Możecie zalogować się na przykład do swojego konta Google, bez problemu włączycie też Google Maps. I nie chodzi tu o przerzucenie widoku z telefonu na ekran. Renault ma taki gadżet w swoim systemie.
Pod tymi funkcjami kryje się drugie dno. Na przykład tradycyjny Apple CarPlay rozłączył mi się kilka razy bez powodu. A już absurdem było szukanie ustawień dźwięku. W aucie miałem nagłośnienie Harman/Kardon, więc sami rozumiecie, że chciałem się tym pobawić. I żeby podbić basy, trzeba było... włączyć radio, gdzie ukryto suwaki do zmiany brzmienia. Trafiłem na to przez przypadek po dziesiątkach prób poszukiwań tych opcji na liście ustawień.
Żeby spiąć wnioski z perspektywy fotela kierowcy: jest komfortowo, a już na pewno w momencie, gdy włączycie masaż w oparciu. I nowocześnie, choć z kilkoma denerwującymi szczegółami. Tak jak choćby wspomniane już komunikaty o tym, że auto czegoś nie rozumie. A miejscami niefortunne rozplanowanie wnętrza po prostu o sobie przypomina.
Mój testowy Austral miał pod maską czterocylindrowy silnik 1.3 o mocy 160 KM. W ofercie jest na razie jeszcze słabsza wersja (140 KM). Renault chwali się, że to tzw. miękkie hybrydy i technicznie trudno z tym dyskutować. Jednostka spalinowa jest wspomagana przez akumulator 12 V. W praktyce od hybrydy oczekujemy jednak eko-wrażeń, a tych w Australu raczej nie znajdziecie, nawet jeśli macie lekką nogę.
Spalanie to kontrowersyjna sprawa. 9-10 litrów w mieście było moim standardem. Z kolei już przy 120 km/h miałem 6,5 litra, co wyglądało korzystniej. Średnia z dłuższej trasy na poziomie około 7,5-8 litrów to efekt bardzo normalnej jazdy bez zbędnego dociskania.
Czy działa rekuperacja? Teoretycznie tak, ale posłużę się cytatem znanego kardynała: Nie wiem, nie widziałem, nie słyszałem. Wśród trybów jazdy mamy oczywiście "eco" i wyraźnie zmienia on charakterystykę napędu, ale nie wpływa to specjalnie na zbijanie zużycia.
Australem da się jeździć całkiem dynamicznie. Bezstopniowa skrzynia biegów pracuje efektywnie, co przekłada się na przyspieszenie do setki w niecałe 10 sekund. Czerwoną kartkę dostał ode mnie system start-stop, który tym razem odbierał całą przyjemność z jazdy. Zachowywał się nieprzewidywalnie, a kiedy już chciałem ruszyć samochodem spod świateł, nienaturalnie wyrywał auto do przodu. Miałem poczucie, że ta funkcja chce mi odebrać kontrolę, nawet przy minimalnym nacisku na pedał gazu. Zabrakło mi czasu, żeby to rozgryźć, albo coś tu ewidentnie nie działało.
Renault ma 4,5 metra długości i okazało się zwrotne w ciasnych uliczkach. W manewrowaniu pomaga system kamer 360 stopni, które przesyłają obraz w dobrej jakości nawet na ciemnym parkingu.
Na wyróżnienie zasługuje też miękkie zawieszenie, bo sprawdziło się w skrajnie różnych warunkach. Widziałem, że w ramach testów auto było zabierane np. w Tatry, gdzie zdało egzamin na miejscowych zakrętach. Ja w górach nie byłem, ale zjeździłem miejski oraz typowo polny teren. Szczerze, nie było do czego przyczepić się w prowadzeniu.
Tylko w kwestii komfortu został mi jeden powód do marudzenia. Austral ma słabo wyciszone wnętrze, albo może bardziej dobitnie: nie jest w ogóle wyciszony. Już przy 100 km/h z lewej strony miałem wrażenie szumu z niedomkniętej szyby. To chyba wada, na którą najtrudniej przymknąć oko w tym SUV-ie.
Renault Austral w tej bogatej konfiguracji z emblematami "Alpine" to koszt minimum 180 900 zł. Mój konkretny egzemplarz po dołożeniu kilku dodatków to już wydatek ponad 200 tys. zł. Z jednej strony sporo, z drugiej takie mamy rynkowe realia. Nie wydaje mi się, żeby Renault przesadziło z wyceną. W tej konfiguracji zabrakło mi chyba tylko dużego szklanego dachu.
A czy w ogóle warto? Jak wspomniałem, to zależy, głównie od tego, czy jesteście w stanie zaakceptować niedoróbki, które wyłapałem i opisałem wyżej. Mam z tym trochę problem, bo tak samo jak narzekam, mógłbym też... pochwalić Australa. To w sumie kawał dobrej roboty przy stylistyce, nie zapomniano też o właściwościach jezdnych.
Na pewno widzę tu większy rynkowy potencjał niż w przypadku Kadjara. Jednego jestem pewny: Renault wciąż potrafi zaskakiwać. I znajdą się klienci, którzy zobaczą w Australu auto dla siebie.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku oraz Instagramie.