Nowe fakty w sprawie strzelaniny w Szczecinie. Wstrząsające słowa świadków
Nowe fakty o strzelaninie w Szczecinie. Wstrząsające słowa świadków
Mieszkańcy zabrali głos między innymi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". – Zobaczyłem, że na balkonie pobliskiego budynku stoi ktoś ubrany na czarno W ręce miał pistolet. Strzelał z niego w kierunku mieszkania. Raz za razem – przekazał jeden z naocznych świadków.
– Był huk, z lufy wydobywał się błysk. Czy to była prawdziwa broń, czy hukowa – nie wiem. Po chwili ten ktoś schował się w mieszkaniu, a zaraz potem opuszczono w nim rolety – dodał. W końcu zaniepokojona społeczność lokalna wezwała policję.
Na miejscu stawili się także antyterroryści, zabezpieczono okolice miejsca zdarzenia, a także wyprowadzono mieszkańców na bezpieczną odległość. Konieczne było użycie specjalnej piły, żeby dostać się do mieszkania. W trakcie interwencji co jakiś czas także było słychać huki.
Świadkowie strzelaniny w Szczecinie. "Na pół dzielnicy było słychać"
– Zobaczyłem smużkę dymu unoszącą się nad ogrodzeniem, ktoś z sąsiadów krzyknął, że trzeba zadzwonić po policję. W tamtym mieszkaniu opuściły się rolety i po chwili zapadła cisza – powiedział w Onecie mieszkaniec bloku.
– Na pół dzielnicy było słychać. Najpierw się uspokoiło, a potem przyszli antyterroryści, znowu huk i nagle znowu ucichło. Napastnik został unieszkodliwiony w mieszkaniu – powiedział w rozmowie z TVN24 jeden ze świadków.
Jeszcze inny świadek widział, jak napastnik wspiął się na wspomniany balkon. Ten bowiem znajduje się na samym parterze.
Jak pisaliśmy w naTemat, służby otrzymały zgłoszenie o godzinie 18:00. Działania prowadzono przez około 3 godziny. O 20:30 służby ujawniły w mieszkaniu trzy ciała. Wszystkie ofiary to osoby dorosłe.
Śledczy nie ujawniają na tę chwilę szczegółów zbrodni. Nie wiadomo też, czy ofiary się znały. Obecnie trwa ustalanie wszystkich okoliczności zdarzenia. Onet nieoficjalnie ustalił jednak, że wśród ofiar jest małżeństwo w wieku około 50 lat.
Według sąsiadków ci nie utrzymywali kontaktów z lokalną społecznością. – Sąsiadka zawsze chodziła na wysokich obcasach. Dzięki temu nawet było wiadomo, kiedy są, bo zawsze było ją słychać – powiedziała mieszkająca obok kobieta.
Mężczyzna miał zaś mieć problemy ze zdrowiem oraz poruszać się w charakterystyczny sposób. – Nie było kłótni, awantur. Raczej spokojni. Czasem przyjeżdżali z rodzicami. To ciche osiedle, oni też tacy byli – usłyszeli dziennikarze Onetu.