PiS wybudował Rydzykowi kościelne Las Vegas. Skończą do wyborów [REPORTAŻ]
- Muzeum jest ostatnią inwestycją, za jaką redemptoryści wzięli się w Porcie Drzewnym w Toruniu
- Mimo że miało być przedsięwzięciem niekomercyjnym, zakonnicy mają zamiar pobierać tam opłaty z biletów, dzierżawy kawiarni, prowadzenia sklepu i wynajmu sal
- Kwota dofinansowania budowy muzeum się zmieniała, nawet przedstawiciel rządu i pracownicy wykańczanej placówki pogubili się już w wyliczeniach, ile rząd dał na nią publicznych milionów
- Równocześnie do ostatnich prac w muzeum trwa śledztwo w sprawie odwiertów zakonników, które powinno zakończyć się jeszcze w czerwcu. Możliwe, że ustalenia prokuratorów będą dla nich przepustką do wywalczenia sporego odszkodowania
Jeśli jedzie się tam samochodem od strony Bydgoszczy drogą krajową nr 80, trzeba skręcić w prawo zaraz po wjeździe do Torunia. To bardzo sprytne umiejscowienie, bo zapewnia dogodny dojazd z obu stolic Kujawsko-Pomorskiego: z centrum Torunia można dotrzeć do niego po 20 minutach jazdy, a z centrum Bydgoszczy po 40 minutach. Co więcej, gród Kopernika znajduje się przy autostradzie A1, więc kawalkada rządowych pojazdów z Warszawy z jakiś ważnym politykiem – nazwijmy go przykładowo Antoni Macierewicz – potrafi tam docierać w dwie godziny. O ile się oczywiście nie rozbije po drodze.
Zza ściany drzew wyłania się potężna świątynia i nie ma wątpliwości, gdzie należy zostawić pojazd. Duży parking jest tam tylko jeden, właśnie przed kościołem. Jego oficjalna nazwa to Sanktuarium NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II, ale mało kto ją pamięta.
Część I. Kościół
Gdy wiosną 2016 r. odbywała się konsekracja świątyni, PiS dopiero na dobre rozsiadał się w rządowych fotelach i zaczynał obsadzać swoich ludzi w państwowych spółkach. Do Torunia przyjechał wtedy prezes PiS Jarosław Kaczyński, premier Beata Szydło, a także kilku ministrów z jej gabinetu, m.in. ówczesny szef resortu środowiska Jan Szyszko, który wykładał na uczelni zakonników sto metrów od kościoła, oraz minister obrony Antoni Macierewicz, stały felietonista Radia Maryja. Wszyscy spędzili w kościelnych ławkach wiele godzin celebrując zakończenie budowy wespół z ojcem Rydzykiem, jego współbraćmi i kilkunastoma tysiącami wiernych, którzy przybyli z całej Polski.
Zwykli śmiertelnicy mogli obejrzeć budowlę dopiero wieczorem, by zachwycić się jej rozmachem. Na zewnątrz amfiteatr i rzeźby, przedstawiające chociażby prymasa Wyszyńskiego czy Jana Pawła II. Wewnątrz marmury, malunki, bajeczne witraże i figury świętych. Po malunkach znamienitych postaci z historii Polski czy przedstawiających ich rzeźb można było wyczytać kierunek, w jakim chcieli zmierzać redemptoryści, rozbudowując miasteczko – tu nie chodziło tylko o religię, ale również o patriotyzm.
Zakonnicy nigdy oficjalnie nie zdradzili, ile kosztowała ich świątynia. Według nieoficjalnych informacji krążących wśród dziennikarzy mogło to być nawet 100 mln zł. Rząd PiS oficjalnie dorzucił niewiele: 200 tys. zł na kościelną izbę pamięci poświęconą Polakom ratującym Żydów. Ta izba stała się jednak najbardziej znaną częścią budowli, ponieważ umieszczono tam witraże prezentujące Jana Pawła II, w tym jeden niezwykły, który szybko zyskał sławę. Przedstawiał ojca Rydzyka w towarzystwie papieża Polaka.
W ciągu ostatnich siedmiu lat w kościele i wokół niego nie zmieniło się za wiele. Przybywa jednak rzeźb i symboli odnoszących się do Jana Pawła II oraz historii kraju, m.in. wielkie tablice z ważnymi datami.
– Ten kościół jest nazywany przez wielu torunian wyciskarką do owoców, ponieważ kształtem ją przypomina. Zresztą sama jego nazwa jest tak długa, że chyba mało kto potrafi ją wypowiedzieć, więc często mówi się tylko „wyciskarka” - tłumaczy Agata Chyżewska-Pawlikowska, toruńska feministka, jedna z głównych organizatorek corocznej prześmiewczej "Chryi pod Radiem Maryja" odbywającej się z okazji urodzin Tadeusza Rydzyka.
– Dla mnie to jest architektonicznie obrzydliwe, w środku też jest kicz. A to, że tam jest witraż z podobizną ojca Rydzyka, moim zdaniem świadczy o jego manii wielkości. Myślę, że chce być zapamiętany jako ten, który był orędownikiem Jana Pawła II. Dla niektórych ten kościół jest atrakcją turystyczną. Znam ludzi z Torunia, którzy przywożą tam swoich znajomych i ze śmiechem mówią, że tak wygląda perła architektury toruńskiej.
Część II. Geotermia
Budynek geotermii widać z parkingu przed kościołem, ale znajduje się nieco na uboczu „miasteczka”. Trudno się dziwić, ponieważ nie ma w sobie nic zachwycającego oko. Ale mogą je zachwycać przelewy, które będą wpływać na konta zakonników dzięki tej konstrukcji.
Droga do tego była jednak długa i wyboista. Najpierw duchowni chcieli zapewnić ciepło głównie swojej uczelni, bo na tym terenie mieli tylko ją. Kilkanaście lat temu, za czasów pierwszych rządów PiS, dostali 26,5 mln zł na prace dotyczące odwiertów geotermalnych w „miasteczku Rydzyka”. Gdy do władzy doszła PO, dotację im zabrano, więc poszli do sądu. Gdy jednak PiS pod koniec 2015 r. odzyskał większość w Sejmie, nikt nie czekał na sądowe rozstrzygnięcia, krajowe władze w ramach ugody oddały redemptorystom całą dotację i odsetki z ośmiu lat.
Potem należąca w większości do Skarbu Państwa grupa PGE w ramach „repolonizacji ciepłownictwa” kupiła od Francuzów ciepłownie w kilku polskich miastach, w tym tę w Toruniu. To oznaczało zielone światło dla inwestycji redemptorystów. Otrzymali dotacje na doprowadzenie rur ciepłowniczych i budowę geotermii, łączny koszt publicznej pomocy wyniósł co najmniej 50 mln zł. Piszemy „co najmniej”, ponieważ rząd PiS wyrzuca do kosza większość pytań o wsparcie dla Rodziny Radia Maryja.
Na uboczu „miasteczka Rydzyka” znajdują się więc dwa otwory do wydobywania ciepłej wody, a także urządzenia, które pozwalają dostarczać ją do rur ciepłowniczych w zachodniej części miasta. Tyle że ta woda nie jest gorąca, więc musi być jeszcze podgrzewana. To zaś powoduje, że geotermia redemptorystów jest po prostu droga.
Z otworami sprawa nie była prosta, ponieważ co najmniej jeden z nich wykonano w innym miejscu, niż powinien się znajdować. Pierwotnie miał zostać wykonany w samym „miasteczku Rydzyka”, a nie na jego obrzeżach. Sprawę za rządów PiS badała toruńska prokuratura, stwierdziła nieprawidłowości, jednak doszła do wniosku, że nie będzie wyciągać wobec nikogo konsekwencji.
Ale wszczęto też drugie postępowanie dotyczące tego otworu. Przekazano je do prowadzenia prokuraturze w Słupsku, ponieważ śledczy chcieli zapewnić sprawie bezstronność. Lux Veritatis, czyli spółka redemptorystów, czuła się pokrzywdzoną i zawiadomiła śledczych, że wykonawca wprowadził ją w błąd co do prawidłowości wykonania tego odwiertu. Jeśli śledczy stwierdzą, że tak się stało i zakonnicy ponieśli przez to dodatkowe koszty, będą mogli złożyć pozew cywilny i bić się w sądzie o miliony zadośćuczynienia.
– Śledztwo w tej sprawie jest nadal kontynuowane, jednakże najprawdopodobniej powinno się ono zakończyć w terminie do końca czerwca tego roku – informuje nas Paweł Wnuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku. – Obecnie w sprawie realizowane są jedne z ostatnich czynności postępowania, jakie zostały zaplanowane przez prokuratora. Śledztwo prowadzone jest w sprawie, co oznacza, że żadnej osobie nie zostały w nim przedstawione zarzuty przestępstwa.
Geotermia została otwarta z pompą w październiku ubiegłego roku. Oczywiście w towarzystwie członków rządu.
– Dziękuję, żeście nas nie blokowali - zwrócił się ojciec Rydzyk do obecnej na uroczystości Anny Moskwy, minister klimatu.
– Deklaruję dalsze wsparcie mojego resortu, ze strony spółek państwowych – rzucił do ojca Rydzyka Jacek Sasin, minister aktywów państwowych.
Dziś ten budynek z daleka wygląda niepozornie, ale nikt nie ma wątpliwości, że to może być najlepsza inwestycja redemptorystów, jaka im się przytrafiła w życiu.
Część III. Park Pamięci
Kiedy PiS dochodził do władzy w 2015 r., po drugiej stronie ul. Starotoruńskiej znajdowało się pole. Obecnie mieści się tam Park Pamięci Narodowej, który uroczyście otwarto w 2020 r. przy udziale Jarosława Kaczyńskiego, premiera oraz kilku ministrów i wiceministrów.
– Dziękujemy za tę zmianę, która następuje, za tę dobrą zmianę - nie mógł się im nadziękować ojciec Tadeusz Rydzyk, nie kryjąc sympatii politycznych.
W parku na konturze granic Polski umieszczono tablice z nazwiskami osób, które według informacji, którymi dysponują redemptoryści, ratowały Żydów podczas II wojny światowej. Ale jest tam też sporo nasadzeń, ławek i pokaźne tężnie, zasilane przez wodę solankową – tą samą, z której korzysta geotermia.
Odwołań patriotycznych znalazło się tam więcej, m.in. nazwy miejscowości, w których Niemcy mordowali Polaków, a także pokaźna rzeźba ukazująca Matkę Boską z umierającym człowiekiem pod złamaną brzozą – to oczywiście odwołanie do katastrofy smoleńskiej.
Kiedy kilka lat wcześniej ojciec Rydzyk zapowiadał powstanie tego parku, mieli ufundować go radiosłuchacze z dobrowolnych składek. Nie wyszło. Potem więc wespół ze współbraćmi starał się o państwową dotację. Obyło się jednak bez niej. Pieniądze dostał w prezencie od państwa, choć długo było to tajemnicą, bo wszystko odbyło się po cichu.
Dopiero po wielu miesiącach dziennikarze odkryli, że Mateusz Morawiecki dał na park 5 mln zł z rezerwy budżetowej, a następnie dorzucił z niej kolejne 3 mln zł. Nie wiadomo, czy na tym się skończyło. Gabinet premiera od dawna ma problem z uściśleniem tych kwot. Nieszczęśliwie gubi maile z pytaniami od dziennikarzy o tę kwestię.
– Moim zdaniem ta inicjatywa opierała się na wyciąganiu kolejnych pieniędzy z budżetu państwa – komentuje dla portalu na Temat Arkadiusz Brodziński, torunianin, jeden z liderów ogólnopolskiego stowarzyszenia Polska Laicka.
– Ktoś kiedyś powiedział, że "nie chodzi o to, żeby coś było, tylko żeby coś powstawało". Myślę też, że poza motywacją biznesową, jest też dodatkowa, czyli utrwalanie narodowo-katolickiego przekazu. Poza tym nie mam pewności, czy wszystkie fakty historyczne tutaj zweryfikowano, czy bardziej opierano o interpretację osób z otoczenia ojca Rydzyka. Owszem, każdy w demokracji ma prawo do własnej interpretacji historii, ale tutaj wykorzystywane są do tego środki publiczne.
Część IV. Uczelnia
Vis-a-vis Parku Pamięci znajduje się uczelnia redemptorystów. Kiedy PiS obejmował rządy, była ich jedynym obiektem w Porcie Drzewnym. Przed wejściem do niej stoi niemały pomnik Jana Pawła II. Ostatnio zmieniła nazwę na Akademia Kultury Społecznej i Medialnej.
Jej historia sięga roku 2001, w miejscu położonym na zupełnym uboczu ojciec Rydzyk postanowił założyć szkołę wyższą i nie krył, że nie chce po prostu kształcić, ale po katolicku wychowywać patriotów, którzy będą potem piastować ważne funkcje publiczne. Na początku mocno poszedł w nauczanie dziennikarstwa, co nie może dziwić, wszak miał pod ręką TV Trwam i Radio Maryja, a potem w politologię. Zdarzyło się, że nauki pobierał w niej Bartłomiej Misiewicz, który był rzecznikiem Antoniego Macierewicza za jego ministerialnych czasów, a także Adrian Mól, obecny wiceprezydent Torunia.
Najsłynniejszym jej studentem został jednak Marek Jopp, choć niedoszłym, bo w 2017 r. oficjalnie nie przyjęto go na studia z powodu niedostarczenia zaświadczenia od proboszcza. Jopp był wtedy szefem regionalnego SLD.
Jak tłumaczył, chciał się dokształcić tam podyplomowo na kierunku "polityka ochrony środowiska – ekologia i zarządzanie". Skusił go niska cena. Kiedy uczelnia mu odmówiła, w jej obronie stanęli członkowie rządu, m.in. wicepremier Jarosław Gowin. Ostatecznie zarówno sąd cywilny, jak i Komisja Europejska uznały, że wobec niedoszłego żaka dopuszczono się dyskryminacji religijnej (jest niewierzący). W wyniku procesu dostał zadośćuczynienie finansowe.
Potem chciał się jeszcze dostać na kolejny kierunek, "Polityka gospodarcza, finanse i bankowość", ale też mu odmówiono, choć tym razem podano inne powody.
– Odkąd pierwszy raz aplikowałem na tę uczelnię, nastąpił jej bujny rozwój, choć już wtedy wszystko wskazywało na to, że nadejdzie taki boom, bo gościli tam rządzący i prezesi państwowych spółek – nie ukrywa Marek Jopp. – Teraz to już jest oficjalnie akademia, więc następnym krokiem będzie uniwersytet. Mam nadzieję, że będzie nazwany imieniem Tadeusza Rydzyka. Nie bójmy się nazywać wielkich rzeczy imionami żyjących osób. Myślę, że nikt nie będzie przeciw. Taką samą drogę przeszła WSP w Bydgoszczy, która najpierw stała się akademią, a następnie Uniwersytetem Kazimierza Wielkiego.
Niedoszły student uczelni zwraca uwagę, że w ostatnich latach mocno wspiera ją minister Przemysław Czarnek i to on stał za tym, że zmieniła ona status na akademię. To jednak nie jedyne wsparcie, jakie od ośmiu lat dostaje ona od obecnych władz. Popłynęły do niej miliony złotych, m.in. z resortu sprawiedliwości na szkolenia pracowników sądów i prokuratur.
Instytucje powiązane z rządem też wspierają placówkę. Wystarczy spojrzeć na kierunki, na które aplikował tam Jopp: polityka ochrony środowiska była dotowana przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej kwotą 140 tys. zł, zaś politykę gospodarczą wsparł finansowo Narodowy Bank Polski kwotą 246 tys. zł. Przypadków publicznego wspierania było więcej.
– Podejrzewam, że jeśli ojciec dyrektor poprosi, to żadna z instytucji związanych z rządem mu nie odmówi wsparcia – mówi trochę z przekąsem Marek Jopp. - Na pewno jeśli PiS pozostanie u władzy, to uczelnia będzie się dalej rozwijać. Wiem, że teraz nie ma za dużo miejscowych studentów, sporo jest przyjezdnych, mieszkają w dobrych warunkach w internacie. Mimo tak dużego wsparcia od władz według mojej wiedzy akademia wciąż nie uchodzi w regionie za prestiżową.
Bezsprzecznie osiem minionych lat to dla uczelni złoty okres. Nie tylko przekwalifikowała się na akademię, ale też do skromnej oferty dołożyła takie kierunki jak informatyka medialna czy pielęgniarstwo. Natomiast rok temu minister Czarnek wydał zgodę, by utworzyła u siebie kierunek „prawo”, który bez wątpienia będzie jej perłą w koronie.
Na tym redemptoryści jednak nie poprzestają, ponieważ kilka tygodni temu ojciec Rydzyk publicznie zapowiedział, że chciałby otworzyć kierunek lekarski. Jeśli dostałby wsparcie PiS-u, to wybuchłaby z tego wielka afera, gdyż swój uniwersytet medyczny od lat próbuje utworzyć Bydgoszcz, ale rząd PiS nie daje zielonego światła.
Różnica jest jednak taka, że Bydgoszczą rządzi Koalicja Obywatelska, na czele z uchodzącym za bardzo nieprzychylnego rządowi prezydentem Rafałem Bruskim, natomiast Tadeusz Rydzyk ma bardzo dobre relacje z Jarosławem Kaczyńskim i wieloma ministrami, zaś na stronie uczelni można znaleźć informację, że w skład jej rady naukowej wchodzi Ryszard Terlecki, wieloletni wicemarszałek Sejmu i szef klubu parlamentarnego PiS.
O ile jednak w ilości kierunków oraz prestiżu uczelnia ojca Rydzyka wciąż musi gonić czołówkę, to jest jedna dziedzina, w której jest w kraju liderem. Chodzi o liczbę rządowych polityków, którzy przyjeżdżają na jej konferencje. Mają one różną tematykę: od ekonomii, przez ekologię, po patriotyzm. Jedno jest jednak niemal zawsze pewne: wśród prelegentów będzie premier lub któryś z ważnych ministrów, czasem nawet kilkoro. Bywa też, że przyjedzie Jarosław Kaczyński albo któryś z przedstawicieli prezydenta Dudy.
W ten sposób na przestrzeni ostatnich ośmiu lat słabo wypadająca w rankingach prywatna szkoła wyższa, która ma mało kierunków w ofercie i która w odległości godziny jazdy od swojej siedziby ma co najmniej trzech znacznie mocniejszych od siebie konkurentów, stała się w pewnym sensie intelektualnym centrum polskiego rządu i miejscem, w którym jego przedstawiciele dzielą się swoimi naukowymi przemyśleniami.
Część V. Muzeum
Niecałe dwa lata po dojściu PiS do władzy redemptoryści zaczęli starania, by między uczelnią a kościołem, na nieużytkach, zbudować muzeum. Problem w tym, że nie mieli prawa do ziemi. Przejęcie nieruchomości przebiegło jednak błyskawicznie, trwało zaledwie 11 dni, brał w nim udział wojewoda oraz bezpartyjny prezydent Torunia, którego lokalne ugrupowanie ma w miejskiej radzie sojusz z PiS-em i KO (w radzie nie ma żadnej opozycji).
„W drodze wyjątku” odbyło się bez przetargu. Państwo oddało więc ziemię ojcu Rydzykowi po bardzo atrakcyjnej cenie. Nikt nawet za bardzo nie wiedział, jakie muzeum ma tam powstać, ale widocznie nie było to ważne.
W końcu do mediów wypłynął koncept, zgodnie z którym miało to być muzeum chrześcijaństwa oraz myśli Jana Pawła II; stąd jego nazwa, wywodząca się od tytułu ostatniej książki polskiego papieża: „Pamięć i tożsamość”. Idea była taka, by państwo sfinansowało też budowę muzeum, więc koncept szybko rozszerzono o mieszankę chrześcijaństwa z patriotyzmem.
Zobacz też: Ile ojciec Rydzyk dostał od rządu PiS od początku "dobrej zmiany"? Te liczby zwalają z nóg
Tyle że sam ojciec Rydzyk powiedział kiedyś: "Wiadomo, że jeżeli wszystko jest darmowe, to się tego nie ceni". Zakonnicy stwierdzili więc, że na poczet budowy wniosą swój wkład, ale nie finansowy. Ich współpracownicy nagrywali rozmowy z Polakami, którzy mówili, że oni albo ich bliscy ratowali Żydów przed Niemcami. Koncepcję chrześcijańsko-patriotyczną poszerzono więc o jeszcze jeden czynnik: ratowanie Żydów przez Polaków. Zakonnicy zgłosili ok. 2 tys. godzin nagrań jako swój wkład własny, który został wyceniony na 85 mln zł (!), wliczając w to „pamiątki historyczne” i można było ubiegać się o pieniądze od rządu PiS.
Ten ostatni się zgodził i przez jakiś czas wyrzucał do kosza pytania dziennikarzy, którzy chcieli poznać szczegóły. W końcu ogłosił w komunikacie, że w latach 2018-2020 przekaże na ten cel 70 mln zł. Tyle z oficjalnych ogłoszeń, bo dzięki mediom wiadomo, że kilka razy potem nieoficjalnie tę kwotę zwiększał.
Jak wynika z odpowiedzi przesłanej nam przez ojca Jana Króla, dyrektora muzeum i jednocześnie prawej ręki ojca Rydzyka, został on ostatecznie wywindowany do 224 mln zł netto.
"Na dzień dzisiejszy zgodnie z zawartymi umowami, koszt budowy Muzeum z dotacji MKiDN wynosi 158.819.908,19 PLN a koszt wystawy stałej z dotacji MKiDN wynosi 65.000.000,00 PLN. Finansowanie jest w wartości netto" – napisał ojciec Król.
Niejasności i zmian w tej kwestii było tyle, że łatwo było się w nich pogubić. Np. Minister Michał Wójcik kilka miesięcy temu twierdził z sejmowej mównicy, że będą to niecałe 183 mln zł (w tym 140 mln na budowę i 43 mln na wystawę stałą). Pomyłka przytrafiła się również władzom muzeum, ponieważ na stronie powstającej instytucji wciąż znajduje się informacja "Wartość dofinansowania zadania: 119 566 800 PLN". A na tablicach przed budową nawet nie ma kwot, tylko informacja, że państwo ją finansuje.
Podobny chaos był z terminem ukończenia budowy. Najpierw mówiło się o roku 2020, potem o 2021, a sam ojciec Król jeszcze rok temu, w dokumencie własnego autorstwa, który został pisemnie zaakceptowany przez ministra Glińskiego, zapewniał, że "przewidywany termin zakończenia inwestycji to 30 listopad 2022 r.". Nie wyszło.
Na pytanie o powód przesunięcia tego terminu ojciec Król odpowiada obszernie wymieniając m.in.: inflację, wojnę w Ukrainie, trudności ze zdobyciem materiałów i znalezieniem pracowników, wydłużenie terminu dostaw, wzrost płacy minimalnej w kraju, zwiększenie składki na ubezpieczenie zdrowotne zatrudnionych oraz zmianę technologii wykonywania robót.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że każdy zaangażowany w projekt będzie stawał na głowie, by zdążyć do wyborów parlamentarnych, które prawdopodobnie odbędą się w październiku, choć Jan Król dyplomatycznie pisze nam "Otwarcie Muzeum zaplanowane jest na czwarty kwartał 2023 roku".
Na tabliczce z informacją o oddaniu budowli nikt już się tym nawet nie przejmuje, po prostu termin zakończenia robót stamtąd wymazano. Wszak i tak wszystko może się znów poprzesuwać i już nikogo nie będzie to dziwić.
Wydaje się jednak, że przedwyborczy plan może się udać, ponieważ gmach z zewnątrz jest już gotowy, a przed wejściem niedawno stał samochód firmy zajmującej się układaniem wykładzin.
Poza kosztami i terminami po drodze zmieniał się również sam plan dotyczący wnętrza muzeum, bo zakonnicy stwierdzili, że poza upamiętnianiem Jana Pawła II, chrześcijaństwa, patriotyzmu i ratowania Żydów, upamiętnią tam jeszcze... Radio Maryja, bo to ich zdaniem kawał historii o patriotyzmie i polskim chrześcijaństwie.
W 2020 r. radiostacja poprosiła więc słuchaczy o przesyłanie zdjęć, sprawozdań oraz relacji, ponieważ w muzeum "w ramach prezentacji najnowszej historii przedstawione zostaną informacje m.in. o osobach tworzących radiową rodzinę". Ojciec Rydzyk nie gryzł się w język i stwierdził nawet, że należy upamiętnić starania o koncesję dla Radia Maryja i Tv Trwam.
A żeby nikt nie miał wątpliwości, czy będzie tam szefować państwo, czy zakonnicy, wystarczy podejść bliżej do budowy i zwrócić na wiele mówiący szczegół: muzeum zostało połączone łącznikiem z uczelnią założoną przez ojca Rydzyka.
Część VI. Biznes
O ile całe „miasteczko Rydzyka” prezentuje się co najmniej godnie i niejednego przyjezdnego zachwyca, to trzeba pamiętać, że w istocie jest systemem naczyń połączonych, a krwią, która ma je napędzać i dawać mu siły, jest pieniądz.
– Jeśliby rozpatrywać to całe przedsięwzięcie jako biznes, to to jest rewelacja – ocenia całość inwestycji Bartosz Szymański, toruński radny Koalicji Obywatelskiej. - Nie dość, że ludzie zapłacili za to wszystko w podatkach, to mogą jeszcze potem płacić za to, że z tego korzystają.
Już z budową kościoła ruszyła budowa okazałej kawiarni, która stoi obok. Znajduje się tam jedyna toaleta dla przyjezdnych, płatna. Kawiarnia serwuje nie tylko posiłki i trunki, ale można też tam kupić książki oraz dewocjonalia.
Przed kościołem powiewają flagi mediów założonych przez ojca Rydzyka. Po wejściu na ich strony można dzięki linkom trafić do któregoś z dwóch powiązanych z redemptorystami sklepów internetowych. W ich ofercie sprzedażowej są m.in. takie dzieła literackie jak "Masoneria. Religia lucyferyczna", "Dlaczego przestałem być lewakiem", "Imigranci u bram. Kryzys uchodźczy i męczeństwo chrześcijan XXI w.", "Macierewicz. Człowiek do zadań niemożliwych" czy "Komórka. Wirtualne niewolnictwo".
Na samej górze strony internetowej Radia Maryja znajduje się także graficzny odnośnik z ikonką „Pragnę wspomóc” oraz miniaturowymi logo różnych banków, a w innych jej częściach konta do wpłat i informacje, w jaki sposób robić przelewy.
Ojciec Rydzyk zresztą często podkreśla, jak jemu i jego współbraciom brakuje pieniędzy na różne przedsięwzięcia, przypominając o wsparciu. Onegdaj publicznie sugerował nawet, że brak przelewów dla redemptorystów może zostać uznany za grzech na sądzie ostatecznym.
Toruńscy zakonnicy i założone przez nich podmioty mają jednak więcej przychodów, nie zawsze o wszystkich publicznie wiadomo. Przy sanktuarium można wykupić noclegi, do tego dochodzi 1 proc. podatku, o czym sami przypominają w swoich mediach w odpowiednim czasie, a rząd PiS i państwowe spółki sponsoruje im czasem wydarzenia, płaci za miejsce na namioty promocyjne, zleca wykonanie audycji lub programów sponsorowanych, a także wykupuje reklamy w TV Trwam i Radiu Maryja, mimo że na rynku jest sporo popularniejszych od nich kanałów.
Sama uczelnia też przynosi przychód, a jest mocno promowana w „miasteczku”. Nawet w Parku Pamięci, do którego wejście jest bezpłatne, za miejscem upamiętniającym katastrofę smoleńską umieszczono ulotki reklamujące płatne studia i warsztaty na akademii.
Warunkiem przyznania redemptorystom ziemi pod budowę muzeum (tej z ogromną bonifikatą) było prowadzenie tam działalności niekomercyjnej. Ale w programie działania tej placówki, który ojciec Jan Król wysłał rok temu ministrowi Glińskiemu, znajdujemy taki zapis: "Zakłada się uzyskiwanie przychodów z biletów i działalności gospodarczej. (…) Źródłami przychodów będzie dzierżawa kawiarni, wynajem sal audytoryjnych i przychody uzyskiwane ze sprzedaży prowadzonej w sklepie".
Prawdziwą żyłą złota może okazać się jednak geotermia. Przepisy w Polsce są tak skonstruowane, że miejska ciepłownia miała obowiązek kupić ciepłą wodę solankową od zakonników, więc płacą za nią praktycznie wszyscy mieszkańcy, którzy korzystają z miejskiej ciepłowni, mimo że solanka od redemptorystów trafia do kaloryferów tylko w zachodniej części miasta.
Cały rynek ciepłowniczy w Toruniu jest wart ponad 200 mln zł rocznie. Nie pokrywa całości miasta, tylko ok. 60 proc. zabudowań, w tym największe blokowiska i starówkę. Otwierając geotermię spółka założona przez duchownych wywalczyła sobie 8 proc. miejskiego rynku ciepłowniczego.
Krótko po otwarciu okazało się, że przez jej podłączenie do miejskiej sieci ciepło w mieście... zdrożało. Nie było to co prawda 500 proc., jak straszyła część mediów, ale po odjęciu tymczasowych rekompensat od rządu ma to być średnio 7 proc. Co więcej, toruńska geotermia jest droga w porównaniu z niejedną geotermią w kraju. Torunianie słabo na tym wyszli finansowo.
– Już biorąc pod uwagę założenia tego przedsięwzięcia, energia z tej geotermii jest mało odnawialna, ponieważ trzeba w niej podgrzać wodę przed wpuszczeniem do rur dostarczających ciepło do kaloryferów – zauważa Bartosz Szymański. - A biorąc pod uwagę ostatnie ceny gazu, to już w ogóle słaby interes.
Część VII. „Miasteczko Rydzyka” w mieście Jana Pawła II
„Miasteczko Rydzyka” ma też dobrej jakości drogę, którą kilka lat temu wyremontowało miasto i plażę w Porcie Drzewnym, taką z atrakcjami: miejscem na ognisko, siłownią zewnętrzną, boiskiem do siatkówki, stojakami dla rowerów, linami dla dzieci, budowanym pomostem, ścieżkami rowerowymi. I to wszystko w rejonie, gdzie nikt na stałe nie mieszka, na obrzeżach miasta. Część tych atrakcji zapewnił samorząd, również dzięki budżetowi obywatelskiemu. Ale nikt nie ma wątpliwości, że gdyby nie redemptoryści, wciąż straszyłyby tam bagna i nieużytki.
– Miasteczko rzeczywiście wyrosło, stało się to oczywiście dzięki władzom – nie ma wątpliwości Agata Chyżewska-Pawlikowska. - Moim zdaniem ojciec Rydzyk stworzył w ten sposób pomnik ku swojej czci. On chce coś po sobie zostawić. Wycieczki tam przyjeżdżają i to oglądają. Być może to punkt na mapie turystyki pielgrzymkowej – trzeba obejrzeć i wrzucić pieniążek do skarbony. Ale według mnie nie ma czym się zachwycać. Poza tym nikt nie wie, co się z tym będzie działo za 20 czy 30 lat. Ale stoi to na obrzeżu, i dobrze, bo nie przeszkadza. Gdyby to zbudowano w centrum miasta, to pewnie by raziło ludzi.
Toruń nie ucieka od marki miasta religijnego. Sam jego prezydent Michał Zaleski rok temu przyznał, że nie jest już tylko miastem Kopernika i Wisły, ale też Jana Pawła II. A najbardziej znany redemptorysta uznaje za swojego mentora polskiego papieża i często o tym mówi, więc tylko wzmacnia ten wizerunek, budując też przy okazji swoją legendę, nierozerwalnie związaną już z tym miastem.
– Nie jest tajemnicą, że my, torunianie, jesteśmy w Polsce uważani za ludzi ojca Rydzyka – mówi z lekkim uśmiechem radny Szymański. – Ojciec Rydzyk na pewno stworzył ruch turystyczny w tym miejscu, ale jeśli będzie on całodzienny, to ci przyjezdni mogą nawet nie trafić na starówkę. A jeśli już przyjadą, to ona będzie dla nich tylko dodatkiem. W Porcie Drzewnym można już robić kolonie, bo jest tam kawiarnia, hotel, park, muzeum i kościół. Niektórym to wystarczy.
Arkadiusz Brodziński stoi na stanowisku, że „miasteczko Rydzyka” nigdy nie będzie ulubionym miejscem wypoczynku czy kontemplacji torunian, bo oni mają swoją starówkę, parki czy remontowany właśnie bulwar nad Wisłą. Uważa, że zakonnicy poczynili w tym miejscu tyle inwestycji głównie po to, by przyciągać przyjezdnych, a nie miejscowych.
– Dla mnie to jest kicz, kościelne Las Vegas – nie ukrywa swojego krytycznego spojrzenia. - Niestety płacimy za to wszyscy. Nie godzę się, żeby moje podatki były wykorzystywane do tego typu celów. Ja bym to porównał do dużego koncertu disco polo. Nie podoba mi się też pomysł z tężniami, ponieważ to miejsce nie powinno być łączone z uzdrowiskiem. Ale kto wie, może to będzie powód do kolejnego wyciągania pieniędzy w przyszłości. Zresztą nie wiemy, co ojciec Rydzyk i otaczające go osoby chcieliby jeszcze tam utworzyć, może np. muzeum smoleńskie? To pozwoliłoby zdobyć kolejne środki z budżetu i utrwalać obraz związany z tymi inwestycjami.
– Czy myśli pan, że jeśli PiS wygra jesienią i wywalczy trzecią kadencję, to „miasteczko Rydzyka” jeszcze bardziej się rozrośnie? - pytamy na koniec.
– Nie mam co do tego żadnych wątpliwości – odpowiada działacz Polski Laickiej. - Jeśli coś ich może ograniczać, to moim zdaniem tylko prawa własności do okolicznych ziem. To pewnie jednak kwestia ceny.