Michalik: Oto różnica między Tuskiem a Kaczyńskim. Jest porażająca
Czy przed wyborami w Polsce może dojść do sytuacji, w której, jak prognozują niektórzy, jedynym pytaniem, jakie zostanie do zadania, będzie: jak zachowają się Wojsko Polskie i policja?
Kiedyś powiedziałabym: niemożliwe. Dziś mówię: wszystko jest możliwe, bo stawka tych wyborów jest najwyższa z możliwych. Dla PiS to być albo nie być, w sensie fizycznego istnienia partii, a być może i osobistej wolności niektórych jej członków. Dla opozycji i Polaków to walka o demokratyczną i wolną Polskę.
Różnica między Tuskiem a Kaczyńskim
Po marszu zorganizowanym przez Donalda Tuska opozycja wydaje się wyjątkowo zmotywowana - nawet najbardziej niechętni żeby wygrać z PiS, jak Hołownia czy Kosiniak-Kamysz boją się wychylać i chwilowo przestali zachowywać się absurdalnie.
Choć wciąż nie wiem, na co u licha jeszcze czekają z tą wspólną listą - jej brak w obecnych warunkach równa się zdradzie wyborców i Polski.
Mnóstwo dobrych uczciwych ludzi pójdzie pracować w komisjach wyborczych, żeby patrzeć ludziom z PiS na ręce. Oczywiście nie da się upilnować głosów zwiezionych później w kartonach do budynku PKW, ale to już zupełnie inna historia - bezpośrednie fałszerstwo, choć nie jest niemożliwe, nie jest też aż takie proste.
Obserwatorzy OBWE, jak słusznie zauważyła na Twitterze "Szara Jola", także będą mieli pełne ręce roboty z odnotowywaniem wszystkich wyborczych aktywności instytucji rządowych, które nie powinny, ale i tak są częścią kampanii wyborczej PiS.
Nie jest oczywiście tak, jak napisał piórem Andrzeja Stankiewicza portal Onet, że Kaczyński i Tusk "idą łeb w łeb" i w regionach, na spotkaniach z wyborcami depczą sobie po piętach. Kaczyński jeździ dużo mniej, w towarzystwie ochroniarzy i spotyka się w zamkniętych i dobrze pilnowanych salach z aktywem i sympatykami PiS, nie dopuszczając do głosu oponentów i nie odpowiadając na żadne trudne pytania obywateli i dziennikarzy.
Donald Tusk jeździ bez ochrony, sporo ryzykując, spotyka się z tłumami ludzi, którzy przychodzą na spotkania, bo chcą, a nie dlatego, że ktoś przywiózł ich autokarem i kazał tam być, nie boi konfrontować z odmiennymi opiniami i odpowiadać na trudne pytania i ludzi i żurnalistów.
Różnica jakościowa między tymi dwoma politykami jest porażająca - Tusk wyprzedził Kaczyńskiego o wiele długości, jeśli chodzi o jakość wykonywania zawodu polityka i sposób pełnienia wiążącej się z nim misji publicznej - nie ma co ich nawet porównywać, bo prezes PiS już dawno został daleko w tyle.
Kaczyński obniża notowania PiS
Osobiście uważam, że skoro Kaczyński zdecydował się wejść do rządu i scentralizować władzę wykonawczą w swoich rękach (co jest zupełnie niekonstytucyjne) to znaczy, że jego zdaniem sytuacja przed wyborami nie jest dobra dla PiS i trzeba ją ratować. Wiadomo, że duet Kaczyński - Brudziński nie będzie grać czysto, więc z całą pewnością jest to ruch dla Polaków bardzo niebezpieczny.
Nie bagatelizowałabym go. Roman Giertych uważa, że Jarosław Kaczyński szykuje zamach stanu i że absolutnie nie należy lekceważyć i obśmiewać jego wejścia do rządu. Zdaniem Giertycha, który pracował kiedyś z Kaczyńskim i dobrze zna jego metody, prezes PiS w lipcu wystąpi z projektami ustaw marginalizującymi rolę rządu i parlamentu na rzecz zwiększenia uprawnień prezydenta lub uniemożliwiającymi części opozycji udział w wyborach.
Nie wiem, czy tak będzie, ale sam fakt brania takich możliwości poważnie pod uwagę pokazuje, w jak fatalnym miejscu jesteśmy jako Polska.
Jedyną dobrą wiadomością w tej sytuacji jest to, że Jarosław Kaczyński, zaczynając być bardziej aktywny publicznie, zawsze obniża notowania swojej partii, co ciekawe, często także wśród wyborców PiS. Jak napisał inny użytkownik Twittera, Marek Koret, "Wóz albo przewóz. Wygrają albo pójdą siedzieć".