Germanofobi się wściekną. Biden na czele NATO chce postawić wpływową Niemkę
W miniony wtorek Jens Stoltenberg poinformował, że pozostanie sekretarzem generalnym NATO do końca września 2024 roku. To był już trzeci raz, gdy przywódcy państw członkowskich przedłużyli kadencję byłemu premierowi Norwegii, który największą międzynarodową organizacją polityczno-wojskową kieruje od października 2014 roku.
Przecieki docierające do mediów z kwatery głównej NATO mówią, że na więcej Stoltenberg już naprawdę się nie zgodzi. Nawet tym razem stawiał on silny opór, czego wyraz dał publicznie w wywiadzie dla norweskiego pisma "Aftenposten", w którym jednoznacznie zapowiadał powrót do ojczyzny.
Kto nowym sekretarzem generalnym NATO po erze Stoltenberga?
Norweski socjaldemokrata musiał złamać swoje postanowienie, gdyż członkowie Sojuszu Północnoatlantyckiego nie porozumieli się w sprawie możliwych kandydatur. Obecnie do wyboru byli głównie były sekretarz stanu ds. obrony Wielkiej Brytanii Ben Wallace oraz premierka Danii Mette Frederiksen.
Dunka teoretycznie ma wszystko, co powinno cechować szefową NATO w tych czasach – silną osobowość, rozległe kontakty na świecie i jednoznaczną opinię na temat tego, że putinowska Rosja to wróg wolnego świata. Jest ona znana także z umiejętnego ważenia słów.
Problem w tym, że Frederiksen jest "niewłaściwej" narodowości. Duńczykiem był poprzednik Jensa Stoltenberga, czyli Anders Fogh Rasmussen. Uznano więc, że jest zbyt szybko na kolejnego szefa NATO wprost z Kopenhagi.
O tym, że umiejętnie waży słowa, nie można za to powiedzieć o byłym szefie brytyjskiego ministerstwa obrony. Absolwent Royal Military Academy Sandhurst części przywódców wydawał się dobrym kandydatem ze względu na silne antyrosyjskie poglądy. Jednocześnie kilku najważniejszych w NATO graczy Ben Wallace zirytował skłonnością do wychodzenia przed szereg.
Jak informowaliśmy w naTemat.pl, miał on stracić szanse na kierowanie Sojuszem Północnoatlantyckim ze względu na przedwczesną zapowiedź przekazania Ukrainie samolotów wielozadaniowych F-16. Głównym hamulcowym kandydatury Brytyjczyka miał być prezydent USA Joe Biden.
Joe Biden chce Niemki na czele NATO
Teraz brytyjski "The Telegraph" oraz niemiecki "Bild" donoszą, iż Biały Dom wolał wynegocjować ze Stoltenbergiem przedłużenie kadencji i poczekać na moment, w którym wolna od aktualnych obowiązków będzie pewna wpływowa Niemka. Mowa oczywiście o przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen.
Jej pięcioletnia kadencja na unijnym stanowisku kończy się jesienią 2024 roku, czyli mniej więcej wówczas, gdy ustąpi Stoltenberg. Według informatorów "The Telegraph" z szefostwa NATO, Biden miał już wstępnie poprosić Niemkę o pokierowanie organizacją, a ona tej propozycji nie odrzuciła.
"Bild" wskazuje tymczasem na "silną więź", jaką szefowa KE nawiązała z prezydentem USA w ostatnich latach, a szczególnie po wybuchu wojny w Ukrainie. Nie bez znaczenia jest też przyjaźń niemieckiej chadeczki z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem.
Poza tym na korzyść Ursuli von der Leyen przemawia fakt, że była ona szefową ministerstwa obrony RFN w rządzie Angeli Merkel i reprezentuje wieloletniego członka NATO o stabilnej sytuacji wewnętrznej. Zarazem Niemcy ostatni raz stanowisko sekretarza generalnego obsadzili na przełomie lat 80-tych i 90-tych – Manfreda Wörnera wybrano jeszcze przed upadkiem muru berlińskiego.