Lewicka: PiS w defensywie. Czy stracił już inicjatywę strategiczną?
Jeśli potraktujemy trwającą teraz kampanię wyborczą właśnie niczym wojnę, stwierdzić można, że PiS - mimo zaklęć sztabowców i propagandzistów, ale też samego prezesa Kaczyńskiego ("Z ogólnodostępnych, a także naszych wewnętrznych badań wynika, że Polacy nie tylko popierają, ale także wierzą w nasze zwycięstwo na jesieni") - jest w głębokiej defensywie, a kolejne "pomysły" na odzyskanie inicjatywy albo wypadają obozowi władzy z rąk, albo wręcz w tych rękach wybuchają. To po kolei.
800 plus – pomysł PiS na wygrane wybory
Był taki moment u progu wiosny, kiedy PiS-owi zaczęło iść nieco lepiej. Było to ściśle związane z tym, że kończyła się zima, a podczas tejże zimy nie zamarzliśmy, jakoś przetrwaliśmy, węgla - choćby i kiepskiej jakości - nie zabrakło, a i inflacja zaczęła się w końcu obniżać. Poza tym wiosna zawsze wlewa w dusze trochę nadziei i życiowego optymizmu.
Sondażowo korzystali na tym rządzący. Jeśli wtedy PiS trafiłby z jakimiś swoimi pomysłami w tę rachityczną jeszcze poprawę nastrojów, miałby szansę na odbudowę. Ale nie uchwycił momentu i do ataku ruszył dopiero w maju - wtedy odbył się słynny "ul programowy".
Podczas tejże imprezy wytoczono na pole bitwy kolubrynę, tak się przynajmniej PiS wydawało. Było to 800 plus. Mina Jarosława Kaczyńskiego, kiedy ową waloryzację ogłaszał, była miną kota, który właśnie pożarł kanarka. Prezes już widział swych politycznych przeciwników na deskach, znokautowanych - znacząco przedwcześnie.
Raz, że politycy PiS nie ponieśli tego przekazu komunikacyjnie, szczególnie jeśli chodzi o media społecznościowe. Dwa, że natychmiast zareagował Donald Tusk i podbił stawkę (800 plus nie od stycznia 2024, a od czerwca 2023), a PiS, zamiast kreować się na dobroczyńcę roku, musiał tłumaczyć się, dlaczego chce prowadzić ową dobroczynną działalność dopiero po wyborach.
I wreszcie po trzecie: PiS stracił w tej sprawie słuch społeczny i nie zrozumiał, że ciężkie inflacyjne doświadczenia ostatnich kilkunastu miesięcy dokonały w głowach wyborców pewnego sklejenia: transferów finansowych z podwyżkami cen. Dlatego, zamiast dzikiego entuzjazmu, na który liczył Kaczyński, pojawiła się niepewność, zwątpienie i sceptycyzm. 800 plus PiS-u nie poniosło, bo do beczki miodu, wyprodukowanego przez pisowskie pszczółki trafiła spora łyżka dziegciu i miód stracił cały swój smak.
By nie pozostać gołosłowną, przytoczę Państwu kilka wypowiedzi Polaków z badań fokusowych (bezpośrednie rozmowy z grupą badanych) IBRiS-u, przeprowadzonych w czerwcu.
Wyborcy PiS-u ocenili, że lepiej byłby, gdyby tę kwotę "dali ludziom jako zwrot podatku". A poza tym te transfery "są przecież z naszych podatków". Wyborca Lewicy utyskiwał, że "cała scena polityczna jest zakładnikiem tego programu", a wyborczyni KO wzdychała, że ona "już nie da rady robić na te wszystkie transfery".
Wyborcy Trzeciej Drogi sugerowali, że państwo powinno mniej zabierać niż więcej dawać, czyli lepiej obniżać podatki niż eskalować "rozdawnictwo". Tak, to negatywnie konotowane słowo jest powszechnie używane odnośnie finansowych transferów, PiS przegapił tę zmianę podejścia do tematu, 800 plus wypadło mu z rąk.
Uchodźcy, czyli nowy koń PiS
Trzy tygodnie później unijni ministrowie opracowali wstępny projekt mechanizmu relokacji uchodźców z formułą obowiązkowej solidarności. PiS uznał, że to koń, na którego można wskoczyć i pocwałować ku sondażowym zwyżkom.
Długo się nie zastanawiano, ruszył propagandowy walec straszący, jak w 2015 roku, muzułmanami, którzy najpierw zgwałcą polskie kobiety, a potem zamienią kościoły na meczety. – Już dziś krew mieszkańców Europy jest przelewana przez brak odpowiedzialnej polityki – opowiadał premier Morawiecki przed wyjazdem na unijny szczyt, gdzie nieskutecznie blokował zaproponowane rozwiązanie, wespół w zespół z Węgrami.
Jednak to "polityczne złoto" aż dwukrotnie zapędziło w PiS w kozi róg.
Pierwszy raz sprawa wypadła władzy z rąk, kiedy dziennikarze doczytali dokumenty, a z nich jasno wynikało, że kraj, który pozostaje pod migracyjną presją (tak jak Polska - goszcząca na swoim terytorium ukraińskich uchodźców), nie będzie musiał być solidarny z innymi, tylko sam będzie miał prawo oczekiwać solidarności.
By nie brać udziału w relokacji, wystarczy napisać wniosek do Brukseli. PiS próbował bronić swoich szańców, opowiadając, że nie chcemy pytać się Komisji Europejskiej o zgodę, ale narracja o zalaniu Polski tłumem agresywnych migrantów ewidentnie wytraciła impet. A potem był kolejny cios, wymierzony przez Donalda Tuska.
Były premier pokazał opinii publicznej projekt rozporządzenia, firmowanego przez wiceministra spraw wewnętrznych Piotra Wawrzyka, dotyczący wprowadzenia ułatwień w procesie składania wniosków o wizy dla migrantów zarobkowych z krajów, które PiS uznaje za niebezpieczne (np. Arabia Saudyjska, Pakistan, Zjednoczone Emiraty Arabskie). Tym samym obnażył hipokryzję władzy, która strasząc migrantami, jednocześnie otwiera im szeroko drzwi.
Cios był tak silny, że PiS się wręcz zachwiał. Natychmiast wycofano się z rozporządzenia, a sytuację zaczął ratować sam Kaczyński, opowiadając PAP, że ta "urzędnicza inicjatywa, która była zdecydowanym błędem, została rozpoznana i zatrzymana".
PiS, oczywiście, nadal wyprowadzał ciosy, apelując do PO o podpisywanie deklaracji czy weksli "na pieniądze, których rzekomo nie trzeba będzie płacić za migrantów", ale robił to, będąc w głębokiej defensywie. Pomysł straszenia migrantami, który zaskoczył w kampanii 2015 i 2018 roku, tym razem rykoszetem uderzył w PiS.
Przełom w kampanii wyborczej
Nie zapominajmy też o Lex Tusk. To był taki świetny pomysł, by wyeliminować lub chociaż miesiącami dezawuować głównego konkurenta politycznego, tyle że uderzył w autorów. PiS nie przewidział, że zamiast zysku będzie strata.
Jeśli kiedyś historycy będą pisać dzieje kampanii parlamentarnej 2023 roku, to przełomem będzie właśnie sprawa komisji mającej badać rosyjskie wpływy, która napędziła frekwencję na marszu 4 czerwca. PiS nie tylko nie osłabił Tuska, PiS go znacząco wzmocnił, a tym samym osłabił siebie.
Jakby tego było PiS-owi mało, to jeszcze wiatr się odwrócił. Wynik wyborów często jest determinowany tym, czy w społeczeństwie budzi się potrzeba zmiany (i wtedy do głosu dochodzi opozycja), czy też trwa chęć utrzymania status quo (wówczas rząd ma szansę przedłużyć swój mandat).
We wspomnianych już badaniach IBRIS zaobserwowano, że zmiana staje się emocją dominującą nad utrzymaniem obecnego status quo niegwarantującego poczucia bezpieczeństwa. Więcej: pojawiła się chęć walki o zmianę. I jest to tendencja niekorzystna dla PiS.
Wracając do tytułowego pytania: czy PiS utracił inicjatywę strategiczną? Jeszcze nie.
Do tego potrzeba dużego przełomu lub kilku mniejszych przełomów. Inicjatywy strategicznej, zarówno w polityce, jak i na wojnie, nie traci się tak łatwo, to proces. Spójrzmy na wojnę Hitlera ze Związkiem Radzieckim - choć niemiecka ofensywa ugrzęzła pod Moskwą już w październiku/listopadzie 1941 roku, a zatem w raptem kilka miesięcy po ataku, to dopiero dwa lata później, dopiero po bitwie stalingradzkiej Wehrmachtowi nie pozostanie nic innego, jak tylko się cofać.
PiS jeszcze nie poniósł ostatecznej klęski, a cofa się punktowo. Kluczowe rozstrzygnięcia wciąż przed nami.