Pijany sternik żaglówki o mało nie wpłynął do Rosji. Miał dziwne wytłumaczenie
Pijany sternik prawie wpłynął do Federacji Rosyjskiej
Patrol wodny z Posterunku Policji w Krynicy Morskiej, który pływał na wodach Zatoki Gdańskiej, został zaalarmowany przez Straż Graniczną o jachcie żaglowym, który niebezpiecznie zbliża się na wody Federacji Rosyjskiej. Płynący jachtem od dawna nie reagował na wezwania.
Kilkanaście minut zajęło funkcjonariuszom dotarcie do Łodzi, która znajdowała się już 7 kilometrów od granicy z Federacją Rosyjską. Jak poinformowała Komenda Wojewódzkiej Policji w Gdańsku: "W trakcie kontroli okazało się, że z 72-latkiem sternikiem łodzi żaglowej utrudniony jest kontakt, ponieważ jest on pod znacznym wpływem alkoholu".
Mężczyzna był tak pijany, że nie był w stanie nawet powiedzieć, jak się nazywa, nie mógł też stać o własnych siłach. "Tłumaczył się, że wypłynął z portu w Gdyni i chciał dopłynąć do Kopenhagi" – informują policjanci.
Dzięki badaniu alkomatem wiemy, że mężczyzna miał blisko 2 promile alkoholu w organizmie. Policjanci, by zapewnić mu bezpieczeństwo, musieli walczyć z dużymi falami. Przez trzy godziny holowali 72-latka wraz z łodzią z pełnego morza do Portu Nowy Świat. Sternik został tam zatrzymany i przewieziony do policyjnej celi. Po wytrzeźwieniu usłyszy zarzuty. Za popełnione przestępstwo grozi mu do 2 lat pozbawienia wolności.
Alkohol nad morzem
Alkohol jest częstym powodem wypadków na morzu, o czym mówił w naTemat Jarosław Radtke z pomorskiego WOPR. Plaża dziś, w porównaniu z tym, jak wyglądało to przed laty, to niebo i ziemia. Trend, który zdaniem ratowników bardzo zmienił się w ciągu ostatnich lat, to moc alkoholu. "Piwko" zastępują butelki whisky, a do tego ludzie przychodzą z własnymi lodówkami i sprzętem grającym, wyjaśniał. Ratownik dodał, że organizacja imprezy na plaży w biały dzień jest normą, a wieczory kawalerskie i panieńskie są w sezonie codziennością. Prędzej czy później któraś z imprez kończy się interwencją. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze dzieci. – Widok mężczyzny, który w jednej ręce trzyma rękę dziecka, a w drugiej piwo można uznać za normę – mówił Radtke i przywołał historię sześciolatka, który zabłądził na plaży. Przez cztery godziny siedział w budce WOPR, a w akcję poszukiwania rodziców było zaangażowane pół plaży i policja. – Po czterech godzinach zjawił się ojciec, który opowiedział historię, że poszedł po dowód osobisty na kwaterę, bo z pewnością nie oddalibyśmy mu dziecka bez dokumentu. Jestem niemal przekonany, że w tym czasie trzeźwiał – tłumaczył prezes WOPR i podkreślał, że nie ma złudzeń co do tego, że taki rodzic nie jest w stanie upilnować dziecka przed wejściem do wody.