Od teraz po prostu Pan Niedzielski. Po dymisji jego sytuacja jest nie do pozazdroszczenia

Łukasz Grzegorczyk
09 sierpnia 2023, 12:57 • 1 minuta czytania
Adam Niedzielski właśnie trafił do ligi największych politycznych pechowców. Stracił tekę ministra zdrowia, ale co gorsze dla niego, trudno będzie przykryć go ochronnym płaszczykiem PiS. Niedzielski poza ministerstwem musi radzić sobie sam, już raczej bez wsparcia partyjnego zaplecza. Nie chroni go immunitet, więc w świetle zagrażających mu kłopotów z prawem zostaje na łasce Zbigniewa Ziobry. A powyborcza przyszłość może być jeszcze gorsza.
Po dymisji Adam Niedzielski nie będzie miał miękkiego politycznego lądowania. Fot. Piotr Kamionka/REPORTER

Pożegnali się raczej na chłodno. Mateusz Morawiecki podziękował Adamowi Niedzielskiemu za współpracę, wspomniał o jego zasługach w czasie pandemii COVID-19. Były już minister zdrowia po dymisji głosu nie zabrał, cicho zrobiło się też w jego mediach społecznościowych. A to właśnie tam rozpętał niedawno medialną burzę.


Niedzielski pożegnał się z Ministerstwem Zdrowia po prawie trzech latach urzędowania. 26 sierpnia świętowałby okrągłą rocznicę jako szef resortu. Już wiadomo, że wesoło mu nie będzie z paru powodów, a jeden z nich to wyjątkowe okoliczności, w jakich minister stracił funkcję.

Niedzielski bez immunitetu i poza partią

Mówiąc najdelikatniej, sytuacja Niedzielskiego jest teraz naprawdę trudna. Pół żartem, pół serio, ale trochę z zazdrością może spoglądać na Łukasza Szumowskiego, który żegnał się z ministerstwem, także w sierpniu, ale 2020 r. To był sam środek pierwszej fali pandemii.

No fakt, Szumowski również odchodził w atmosferze skandalu z przyznawaniem grantów naukowych czy "afery respiratorowej". Też pod koniec nie zbierał dobrych opinii w środowisku medycznym.

Tyle że jako poseł PiS mógł liczyć na miękkie lądowanie. Po złożeniu rezygnacji jeszcze do 2022 r. spokojnie sprawował funkcję w Sejmie. Z mandatu zrezygnował sam, kiedy został dyrektorem Narodowego Instytutu Kardiologii w Warszawie.

Niedzielski na taki polityczny luksus liczyć nie może. Przede wszystkim nie jest posłem, więc nie czeka na niego miejsce w sali przy Wiejskiej, gdzie mógłby dalej udzielać się politycznie. To pewnie byłoby wygodne, ale na razie o takim scenariuszu może zapomnieć.

Ponadto brak mandatu poselskiego oznacza też brak immunitetu. A to dość kłopotliwe, biorąc pod uwagę, jak czarne chmury zebrały się nad głową Niedzielskiego. Afera o e-recepty to tylko zalążek tego, co wyszło później.

Po tym, jak szef resortu ujawnił we wpisie w mediach społecznościowych, jakiego rodzaju lek przepisał sobie jeden z lekarzy, ten wezwał go do przeprosin i wpłaty 100 tys. zł na rzecz hospicjum.

NRL zawiadamia prokuraturę ws. byłego ministra

Dodajmy, że w tej sprawie Naczelna Rada Lekarska przekazała do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Niedzielskiego. I trzeba przyznać, że uzasadnienie w tej sprawie jest miażdżące.

– Lekarz poprzez bezprawne działania ministra zdrowia doznał istotnego uszczerbku, który sprowadza się do szerokiego naruszenia jego dóbr osobistych i praw gwarantowanych przez Konstytucję RP oraz normy unijne. W sferze interesu publicznego ucierpiało w szczególności zaufanie obywateli do instytucji państwowej, jaką jest Ministerstwo Zdrowia – argumentował prezes NRL Łukasz Jankowski.

Dalej wskazał: "W konsekwencji, wypełnienie przez Adama Niedzielskiego znamion czynu zabronionego skutkowało, w sposób nieodwracalny, pogwałceniem zasad demokratycznego państwa prawa i naruszeniem norm prawnych".

– Sprawa z receptą była czymś dotąd niespotykanym nie tylko w Polsce. Chyba nigdy w Europie nie było sytuacji, by minister zdrowia szantażował i stygmatyzował lekarza za wypisaną receptę. To jest niegodne, nieempatyczne i w mojej ocenie niezgodne z prawem. Moim zdaniem wpis Adama Niedzielskiego na Twitterze narusza art. 231 Kodeksu karnego, czyli nadużywanie swoich uprawnień – tłumaczył w naTemat europoseł i były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz.

Do tego dochodzą poważniejsze sprawy, które od jakiegoś czasu wyciągają Niedzielskiemu politycy opozycji. Arłukowicz wyliczał nam konkretne przykłady.

– Mam tu na myśli próbę organizowania w swoim okręgu wyborczym konferencji sponsorowanych przez firmy farmaceutyczne, o czym donoszą media, czy o liście pracowników naukowych, doktorantów i studentów zaszczepionych i niezaszczepionych przeciwko COVID-19, którą miał stworzyć razem z Przemysławem Czarnkiem. Te sprawy to już zupełnie inne paragrafy – podkreślał.

To poważne sprawy, z którymi Niedzielski będzie musiał się prawdopodobnie zmierzyć, mimo pożegnania się z funkcją w resorcie zdrowia. Odchodzi jako człowiek, który stracił zaufanie medyków. Jeśli nawet miał czystą kartę w 2020 r., kiedy obejmował tekę ministra po pracy w NFZ, teraz został osamotniony.

Jeszcze przed dymisją nie brakowało spekulacji, że Niedzielski może stracić pierwsze miejsce na liście PiS w Pile, o czym informował Onet. Jako "jedynka" miałby pewnie otwartą drogę do Sejmu. Po ostatnim zamieszaniu mógł skreślić swoją polityczną karierę w szeregach partii Jarosława Kaczyńskiego.

To było ciało obce w organizmie PiS

Problemem Niedzielskiego jest też to, że trudno o nim mówić, by był "człowiekiem PiS". Argumentem niech będzie fakt, że z rządowej sceny zmiotła go pierwsza poważniejsza afera.

A PiS potrafi przecież chronić "swoich", przykładów nie trzeba daleko szukać. Przemysław Czarnek postawił przeciwko sobie środowisko nauczycieli, a dalej jest ministrem edukacji. Mariusz Kamiński pozostaje szefem MSWiA, chociaż Sąd Najwyższy uchylił wyrok umarzający proces wiceszefa PiS. Partia rządząca wyspecjalizowała się w zamiataniu pod dywan niewygodnych spraw.

Niedzielski zaczyna nowy rozdział. Nie jako wiceminister czy poseł, ale na razie po prostu Pan Adam Niedzielski. No chyba że nagle dostanie jakąś propozycję z państwowej spółki, co mógłby uznać za fart życia. Bez immunitetu jest skazany na łaskę Zbigniewa Ziobry. A w przyszłości, w zależności od krajobrazu po wyborach, być może na łaskę Donalda Tuska.