To dlatego Kołodziejczak startuje właśnie z Konina. Ekspert wyjaśnia ruch Tuska
Donald Tusk odkrył kolejne wyborcze karty i trzeba przyznać, że wywołał tym sporo zamieszania na scenie politycznej. Już wiadomo, że z list KO wystartuje m.in. Michał Kołodziejczak z AgroUnii. Czy to sygnał, że największe opozycyjne ugrupowanie na poważnie ruszyło do politycznego "odbicia" polskiej wsi?
– Trudno, aby jeden polityk, a w zasadzie kandydat na polityka miał taką moc sprawczą. To jest uderzenie w stereotyp wiążący szczególnie PO głównie z elektoratem wielkomiejskim i zamożnym – ocenia w naTemat prof. Rafał Chwedoruk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i wykładowca Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych tej uczelni.
Jego zdaniem to także manifestacja względem reszty opozycji. – PO okazała się tym bytem, który pozyskał podmiot, wydawałoby się względnie odległy od tej partii. Ma to znaczenie z perspektywy wyborczej, jeśli chodzi o strukturę społeczną. PO nigdy na wsi nie była zbyt mocna – przypomina nasz rozmówca.
Jak zauważa, pomaga też miejsce, z którego Michał Kołodziejczak ma kandydować, czyli Konin. – To pogranicze dawnych zaborów – rosyjskiego i niemieckiego. To teren mocno wahający się, gdzie PiS zdecydowanie zwiększył swoją siłę, ale i Lewica była dość znacząca. Tam jest o kogo walczyć, to nie Sopot czy Warszawa, gdzie PO zawsze będzie prowadzić – wskazuje ekspert.
Wołoszański kontra Macierewicz
To nie koniec zaskakujących ruchów w KO. Jedną z najciekawszych decyzji jest fakt, że popularyzator wiedzy historycznej Bogusław Wołoszański dostał pierwsze miejsce na liście. I to takie, które wystawia go na bezpośredni pojedynek z Antonim Macierewiczem w Piotrkowie Trybunalskim.
Prof. Chwedoruk zaczął tu żartobliwie, ale z nawiązaniem do działalności medialnej Wołoszańskiego. – Mamy tu sensację XXI wieku – stwierdził, po czym dodał, że rzeczywiście może to być zaskakująca decyzja.
– Chociaż zdarzało się, że wiele tak znanych osób ze znaczącym dorobkiem, jak Bogusław Wołoszański chciało puentować swoją karierę, wchodząc do polityki. W wymiarze wizerunkowym to bardzo istotne. Szczególnie Polacy w wieku średnim i starszym łatwo zauważą taką informację – przewiduje politolog.
Zestawienie z Antonim Maciereiwiczem jest medialnym samograjem. Każdy będzie interesował się efektami takiego pojedynku, ze względu na kompletnie inny charakter obu kandydatów. W sensie przeszłości, sposobu komunikowania się z opinią publiczną i ról społecznych. Zawsze wejście kogoś ze świata kultury masowej do polityki w Polsce przykuwa uwagę. Macierewicz z kolei nie szczędzi odbiorcom patosu, słów pisanych wielką literą.
Jest jeszcze jedna decyzja, która mogła wywołać trochę zamieszania w szeregach pozostałej części opozycji. Na listach KO znalazło się miejsce także dla Hanny Gill-Piątek, co można odczytywać... jak utarcie nosa Szymonowi Hołowni. Posłanka była przecież związana z jego ugrupowaniem. Spekulowano jednak, że może oficjalnie trafić pod skrzydła Tuska.
– To jest również cios w Lewicę, skąd trafiła do Polski 2050. To ewidentnie pokazanie, że PO dysponuje możliwościami przyciągania swoich bezpośrednich konkurentów o głosy opozycyjne. Natomiast w drugą stronę to nie działa – zauważa prof. Chwedoruk.
Dodajmy, że 16 sierpnia Tusk przedstawił więcej znanych nazwisk. Już wiadomo, że z list KO w wyborach parlamentarnych wystartują jeszcze m.in. Karolina Pawliczak (do niedawna w Nowej Lewicy), Apoloniusz Tajner (były prezes Polskiego Związku Narciarskiego) oraz Adam Bodnar (były Rzecznik Praw Obywatelskich).