Aż żal patrzeć. Te sześć filmów miało potencjał, ale kompletnie go zaprzepaszczono
Noc oczyszczenia, reż. James DeMonaco (2013)
Pomysł wyjściowy "Nocy oczyszczenia" jest naprawdę świetny. W USA z przyszłości w jeden dzień w roku obywatele przez dwanaście godzin mogą robić bez żadnych konsekwencji, co tylko im się żywnie podoba.
To, co jednak działa na papierze, w praktyce okazało się niestety porażką, gdyż twórcy zupełnie nie wykorzystali potencjału historii i zamiast tego dostarczyli widzom dość przewidywalny thriller z gatunku home invasion movies.
Na szczęście film z Ethanem Hawke'iem i Leną Headey doczekał się licznych kontynuacji (a nawet mającego dwa sezony serialu), w którym lepiej rozwinięto pierwotną koncepcję. Powszechnie uważane są one za lepsze od oryginału.
Transcendencja, reż. Wally Pfister (2014)
"Transcendencja" opowiada o pracującym nad sztuczną inteligencją naukowcu, który zostaje postrzelony. Żona badacza w desperacji podłącza jego umierające ciało do komputera i próbuje w ten sposób przenieść do niego jego umysł.
Filmowi Wally'ego Pfistera (będącego przede wszystkim operatorem) nie pomogła imponująca obsada, wśród której znaleźli się m.in. Johnny Depp, Rebecca Hall, Morgan Freeman, Paul Bettany oraz Cillian Murphy.
"Nie zmienia tempa, nie potrafi być ludzki ani skłonić do myślenia. Banalny i drętwy. Przegrywa jako dramat, przegrywa jako sci-fi" – podsumował film bezlitośnie na Filmwebie krytyk Jakub Dębski.
Lekarstwo na życie, reż. Gore Verbinski (2016)
"Lekarstwo na życie" to inspirowany "Czarodziejską górą" Tomasza Manna film grozy Gore'a Verbinskiego ("Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły") opowiadający o młodym mężczyźnie, który jedzie do uzdrowiska w Alpach po swojego szefa. Na miejscu okazuje się, że skrywa ono przerażające tajemnice.
W głównego bohatera wciela się Dane DeHaan ("Valerian i Miasto Tysiąca Planet"), a na ekranie towarzyszą mu m.in. Jason Isaacs ("Paryż pani Harris") oraz Mia Goth ("Suspiria").
Zniewalająco piękny wizualnie horror Verbinskiego cierpi niestety m.in. z powodu metrażu (film trwa niemal dwie i pół godziny), a materiału (dość miałkiego w ostateczności) starczyłoby ledwie na półtorej godziny. W związku z tym seans "Lekarstwa na życie" się dłuży, a absurdalny finał, do którego to wszystko prowadzi, jedynie utwierdza w przekonaniu, że ten film to niedoróbka.
Tenet, reż. Christopher Nolan (2020)
Christopher Nolan święci obecnie triumfy dzięki monumentalnemu "Oppenheimerowi". Jego poprzednia produkcja, czyli "Tenet" z Johnem Davidem Washingtonem i Robertem Pattinsonem, nie zebrała jednak aż takich peanów.
Akcyjniak science fiction z 2020 roku był chwalony za lubiane przez Nolana praktyczne efekty specjalne i za wizualne dopracowanie. Niestety reżyser dostał po głowie za scenariusz (nie pierwszy i ostatni raz zresztą – krytycy "Oppenheimera" twierdzą, że Nolan oparł go na Wikipedii).
Zdaniem wielu osób fabuła "Tenet" jest do granic możliwości przekombinowana. Nie byłoby to może aż takim problemem, gdyby nie fakt, że po jej rozwikłaniu pozostaje niezwykle przewidywalna fabuła, a my zostajemy z przekonaniem, że ktoś chciał nas chyba zrobić w balona...
Dziewczyna w czerwonej pelerynie, reż. Catherine Hardwicke (2011)
"Dziewczyna w czerwonej pelerynie" powstała na fali popularności filmów reinterpretujących baśni oraz Amandy Seyfried, która była wtedy po sukcesie takich tytułów, jak "Mamma Mia!" czy "Wciąż ją kocham".
Mroczna wersja klasycznego "Czerwonego kapturka" zapowiadała się intrygująco, a reklamowaną ją jako mroczny kryminał. Niestety nie spełniono tej obietnicy – film w ogóle nie trzyma w napięciu ani nie straszy.
Catherine Hardwicke po nakręceniu "Zmierzchu" w 2008 roku chyba polubiła romantyczne klimaty, gdyż "Dziewczynie w czerwonej pelerynie" najbliżej jest do romansu dla nastolatków, czy nawet... komedii romantycznej. Nie myślcie jednak, że Hardwicke to kiepska reżyserka – to także twórczyni takich kultowych tytułów jak "Trzynastka" czy "Królowie Dogtown".
Lucy, reż. Luc Besson (2014)
Fabuła "Lucy" opiera się na micie, że używamy jedynie 10 proc. naszego mózgu, jednak zostaje on wykorzystany w ciekawy sposób. Scarlett Johansson ("Historia małżeńska", "Asteroid City") gra w nim studentkę, która zostaje wplątana w przemyt nieznanej substancji w swoim ciele. Gdy dostaje się ona do jej krwioobiegu, młoda kobieta, dzięki uwolnieniu potencjału swojego mózgu, zyskuje niesamowite zdolności.
Reżyser filmu Luc Besson przyznał w jednym z wywiadów, że chciał, aby pierwsza połowa filmu była utrzymana podobnym stylu do "Leona Zawodowca", podczas gdy druga połowa miała być połączeniem "Incepcji" oraz "2001: Odysei kosmicznej".
I tu może być pies pogrzebany, gdyż "Lucy" rzeczywiście wygląda, jakby reżyser chciał złapać za ogon zbyt wiele srok. Wiele kontrowersji wzbudza także zakończenie, które zdaniem wielu widzów jest zwyczajnie absurdalne.