Bradley Cooper zmagał się z poważnym uzależnieniem. "Cieszę się, że żyję"
Bradley Cooper o swoim uzależnieniu
Bradley Cooper wystąpił niedawno w program "Running Wild z Bearem Gryllsem: Wyzwanie", w którym celebryci uczą się sztuki przetrwania od gospodarza, byłego żołnierza brytyjskich siłach specjalnych - Beara Gryllsa. W odcinku otwierającym drugi sezon show nominowany 9 razy do Oscara aktor zwierzył się na temat swojej trudnej przeszłości.
Przed trzydziestką Cooper zmagał się z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu. Zapytany przez Gryllsa o to, czy ma za sobą "dzikie" lata, odpowiedział: "Jeśli chodzi o alkohol i używki, tak. Ale nie miały one nic wspólnego ze sławą. Miałem szczęście. Wytrzeźwiałem w wieku 29 lat i jestem trzeźwy od prawie dwóch dekad. Miałem sporo szczęścia".
W programie wspominał także o tym, jak poradził sobie z rolą u boku Lady Gagi w remake'u "Narodziny gwiazdy" z 2018 roku. Cooper wcielił się tam w postać muzyka, który jest alkoholikiem. Jak sam podkreślił, doświadczenia z przeszłości pomogły mu lepiej w zrozumieniu scenariusza.
– Dzięki Bogu byłem w takim miejscu w swoim życiu, w którym czułem się z tym wszystkim swobodnie. Mogłem na wiele sobie pozwolić. Miałem duże szczęście do ról, które grałem. To prawdziwe błogosławieństwo. Mam nadzieję, że będę robić to dalej – dodał.
Przypomnijmy, że wcześniej Cooper zdradził, że był uzależniony od kokainy. Aktor opowiedział o kulisach walki z tym nałogiem w podcaście "SmartLess" prowadzonym przez jego przyjaciela Willa Arnetta, który pomógł mu wytrzeźwieć.
Gwiazdor podkreślił, że miał wtedy "zerową samoocenę" i dlatego próbował naśladować "wredny humor" popularnych komików, aby wyglądać na pewnego siebie. Tak zaczęło się uciekanie w używki.
Arnett wyciągnął do niego pomocną dłoń po jednej z imprez, kiedy Cooper zachowywał się niedopuszczalnie. Przeprowadził z nim poważną rozmowę. Wylał na niego kubeł zimnej wody, mówiąc: "Zachowałeś się jak totalny dupek, człowieku".
Afera z Bradleyem Cooperem i dużym nosem
Jak pisaliśmy wcześniej w naTemat, Bradley Cooper stanął do wyścigu po Oscary, ale już na starcie wywołał aferę, która może mu w tym przeszkodzić. Do sieci trafił zwiastun najnowszego filmu "Maestro" o słynnym kompozytorze Leonardzie Bernsteinie. Cooper też jest w nim człowiekiem-orkiestrą i oprócz reżyserowania i produkowania, gra główną rolę. Uwagę internautów przykuł jednak pewien "drobny" szczegół w jego postaci - doczepiony, wydatny nos, który ma niewiele wspólnego z fizjonomią artysty.
Leonard Bernstein był synem żydowskich emigrantów z Rosji, ale nie miał tak długiego nosa jak widzimy to w filmie "Maestro". Niektórzy określili to jako "Jewface" - analogicznie do "Blackface", czyli ucharakteryzowanie białej osoby na czarnoskórą. W zasadzie naturalny nos Coopera w zupełności by wystarczył, co podkreślają też internauci.
Czytaj także: https://natemat.pl/505324,bradley-cooper-w-maestro-gra-leonarda-bernsteina-rodzina-broni-nosa