Zapytaliśmy specjalistów o największe mity na temat niepłodności. Sprawdź, czy też w nie wierzysz

Karolina Pałys
31 sierpnia 2023, 13:27 • 1 minuta czytania
Nie wszyscy mężczyźni są płodni całe życie, antykoncepcja hormonalna nie wpływa na płodność, zarodki powstające w procesie in vitro nie są wyrzucane. To tylko kilka mitów, krążących wokół tematu niepłodności i jej leczenia. Na jakie jeszcze “fałsze” można natknąć się najczęściej? Od jakich internetowych doniesień włos jeży się na głowie specjalistom? Sprawdziliśmy to.
Problem niepłodności staje się coraz poważniejszy. Wokół niego krąży też coraz więcej mitów. Specjaliści z kliniki InviMed obalają te najbardziej krzywdzące. Alexander Grey / Unsplash

Na wstępie warto rozprawić się z pewnym głęboko zakorzenionym przeświadczeniem, a mianowicie tym, że "cud narodzin" to tylko poetycka metafora. Prawda jest taka, że właściwie każda ciąża – niezależnie od tego, czy zachodząca w nią para zmaga się z niepłodnością, czy też nie - to swego rodzaju cud. A przynajmniej zbieg kilku sprzyjających okoliczności. 

Prawdopodobieństwo, że do poczęcia dziecka dojdzie już przy pierwszej próbie, wynosi 15 proc. I mówimy tu o absolutnie zdrowych – pod względem płodności – osobach. Co więcej, niczym niezwykłym nie jest również fakt, że starania o dziecko zajmują od roku do trzech lat. 

Z drugiej strony trzeba podkreślić, że problem niepłodności staje się coraz poważniejszy. WHO uznaje niepłodność za chorobę cywilizacyjną, z którą zmaga się nawet jedna na sześć osób na świecie, czyli ponad 17 proc. populacji globu. Nic więc dziwnego, że coraz większa liczba par decyduje się na leczenie: 

Proporcjonalnie do skali problemu wzrasta jednak również ilość niedomówień, półprawd i mitów, krążących wokół niepłodności oraz metod jej leczenia, np. in vitro. Postanowiliśmy więc zapytać specjalistów o te, które ich zdaniem, są najbardziej krzywdzące.  

MIT: Niepłodność to bzdura, trzeba po prostu próbować 

"Oj, chyba coś słabo się staracie" – taką uwagę, rzuconą mniej lub bardziej żartobliwie, słyszy wiele par. Lek. med Robert Gizler, ginekolog, kierownik medyczny kliniki InviMed we Wrocławiu tłumaczy, skąd mógł wziąć się mit o "wymyślonym" problemie:

– Niepłodność możemy podejrzewać wtedy, kiedy ciąża nie pojawia się po roku regularnych starań. Współczynnik zachodzenia w ciążę po pierwszym roku wynosi obecnie w Europie około 86 proc. (średnio, dla wszystkich grup wiekowych). Z miliona starajacych sie o ciążę par zostaje nam więc 140 tys. par, które w pierwszym roku w ciążę nie zajdą. Dla 80 tys. z nich stan ten zmieni się w kolejnym roku, a dla kolejnych 40 – po trzech latach – wyjaśnia dr Gizler.

Problem w tym, że pozostałe 20 tys. par, jeśli nie rozpocznie leczenia, nie doczeka się potomka: – To są pary, które nawet po trzech latach w ciąże nie zajdą. Pytanie, czy mają czas czekać tak długo? Im szybciej para się do nas zgłosi, tym szybciej wyłapiemy problem – komentuje specjalista.

Bartłomiej Wojtasik, embriolog, Zastępca Dyrektora Embriologii Klinik InviMed dodaje, że często spotyka się ze stwierdzeniem, że każdy problem związany z niepłodnością da się rozwiązać bez zastosowania metod pozaustrojowych.  

– W niektórych przypadkach, takich jak na przykład niedrożność jajowodów czy skrajny czynniki męski, nie ma skuteczniejszej metody leczenia niepłodności, niż metoda in vitro. Niepłodność to choroba, której objawem jest brak dziecka. Można wskazać jej przyczyny, ale nie w każdym wypadku da się je wyeliminować standardowymi metodami – zaznacza embriolog.

MIT: Antykoncepcja hormonalna obniża płodność

Dr Gizler zaznacza, że stosowanie antykoncepcji nie ma żadnego związku z płodnością kobiety.  

– Gdyby tak było, popularność tej metody sprawiłaby, że na świecie przestałyby się rodzić dzieci – komentuje. 

– Część tabletek antykoncepcyjnych jest wdrażana dlatego, że kobieta nie miesiączkuje, albo miesiączkuje nieregularnie, albo ma problemy z owulacją. Tabletki zapewniają równowagę, komfort życia, jednak absolutnie nie leczą. Po ich odstawieniu wszystko wraca do punktu wyjścia. Tak samo jest z płodnością. U zdrowej kobiety, dwa-trzy cykle po odstawieniu tabletek, wszystko wraca do normy –wyjaśnia ginekolog. 

MIT: Trzymanie komputera na kolanach wpływa na jakość nasienia 

Noszenie komórek w kieszeniach, czy zbyt ciasne spodnie – to kolejne, po pracy z laptopem na kolanach, mity na temat przyczyn męskiej niepłodności. Jak zapewnia lek. med Piotr Dzigowski, urolog i androlog, przypisywanie tym czynnikom gigantycznej wagi jest, mówiąc oględnie, przesadą: 

– Na jakość nasienia nie wpływa tylko i wyłącznie to, co mężczyzna jadł rano na śniadanie i czym popił kolację, to kwestia zdecydowanie bardziej złożona – komentuje. 

– Trzeba zdawać sobie sprawę, że na to, co dzieje się w jądrach, wpływ ma cały cykl życia mężczyzny: począwszy od tego, co działo się w życiu płodowym, przez choroby, na które chorowała jego matka, będąc w ciąży, przez cały wiek dziecięcy, urazy, zdarzenia wieku dojrzewania i wieku dorosłego, aż do momentu, gdy staramy się o dziecko – abstrahując od wad genetycznych i chorób wrodzonych – komentuje dr Dzigowski.

MIT: Niepłodność w większości przypadków to kwestia kobieca

Dr Gizler przekonuje, że obecnie jest wręcz odwrotnie: 

– 20 lat temu czynnik męski stanowił około 10 proc. Obecnie mówi się o tym, że 60 proc. przypadków bezpłodności ma też czynnik męski. Nasienie ulega pogorszeniu, co znajduje odbicie w czasie starania się o ciążę – stwierdza ginekolog. 

Dr Dzigowski tłumaczy natomiast, że jakość nasienia to problem medyczny:

– Aby go rozwiązać, trzeba zgłosić się do lekarza, a nie zalecać noszenie luźniejszych majtek czy zmianę diety – zaznacza i dodaje, że aby skutecznie leczyć niepłodność, diagnostyka musi dotyczyć obojga partnerów: kobieta musi się zbadać u ginekologa – najlepiej takiego, który ma doświadczenie w leczeniu par z problemami z płodnością, a mężczyzna u androloga z tą specjalizacją. 

Problem w tym, że takich lekarzy w Polsce brakuje. Dr Dzigowski ocenia, że w skali kraju mamy około setki zarejestrowanych specjalistów andrologów. Dlaczego? 

– Mężczyźni mają nieco inne potrzeby zdrowotne. W przeciwieństwie do kobiet nie odczuwają cyklicznie żadnych dolegliwości. Jeśli regularnie co miesiąc badają sobie jądra, do 40 roku życia obiektywnie nie będą mieli potrzeby, aby udać się do urologa czy androloga. Nie ma wskazań do regularnych wizyt tego typu – zauważa dr Dzigowski. 

Kiedy więc zaczyna się problem z poczęciem dziecka, to kobieta udaje się do ginekologa i to ona dostaje zalecenia. Zdaniem dr Dzigowskiego, powinna jednocześnie dostać też jasny komunikat: partner powinien wykonać badanie nasienia, a z wynikami udać się do androloga i skontrolować parametry nasienia. 

– W InviMedzie mocno promujemy tę politykę – leczymy parę, dlatego i kobieta i mężczyzna dostają skierowania na niezbędne badania i są objęci opieką właściwych specjalistów – zaznacza dr Dzigowski. 

MIT: Zbyt częste współżycie obniża jakość nasienia 

Wśród internetowych zaleceń dla par starających się o dziecko często można natknąć się na stwierdzenie, jakoby zbyt częste współżycie nie było wskazane. Powodem miałby być spadek jakości nasienia. Dr Dzigowski zdecydowanie zaprzecza:

– W okresie okołoowulacyjnym należy kochać się często. Nie ma konkretnych wytycznych, ile razy to optymalna liczba. Jeśli jednak podczas dni płodnych odbędziemy jeden stosunek, to szansa na zajście w ciążę jest niższa, niż jeśli odbędziemy tych stosunków sześć – wylicza i dodaje:

– Zbyt częste współżycie nie obniża jakości nasienia. To bzdura. Podobnie jak stwierdzenie, że jeśli plemniki nie są prawidłowo zbudowane, mają defekt, to urodzą się chore dzieci. Jeśli coś jest nie tak z plemnikiem, to nie może dojść do zapłodnienia – stwierdza androlog.

MIT: Granica płodności u kobiet przesuwa się

Niestety, czas, w którym kobieta ma największe szanse na zajście w ciążę, nie rządzi się tymi samymi prawami, co średnia długość życia – nie ma szans na jego wydłużenie: Szanse na urodzenie dziecka zaczynają drastycznie spadać po 35. roku życia. 

– Każda kobieta rodzi się z określoną pulą komórek jajowych na całe swoje życie. Po 35. urodzinach kumulacja szkodliwych czynników, które na nie działają oraz zmniejszanie się ich liczby (czyli tzw. rezerwy jajnikowej) sprawia, że zajście w ciążę staje się trudne. W wieku 40. lat szansa naturalnego zajścia w ciążę wynosi 10 proc. – wyjaśnia dr Gizler.

MIT: Para zgłaszająca się z niepłodnością od razu jest kierowana na in vitro

– Metod leczenia niepłodności jest wiele, in vitro to ostatnia deska ratunku – zapewnia dr Gizler.

– Średni czas uzyskania ciąży to od 8 do 15-16 cykli. Czas ten może się wydłużyć ze względu na wiele czynników, zaburzeń oraz chorób, które dotykają zarówno kobietę, jak i mężczyznę (np. zaburzenia cyklu u kobiet, czy odbiegające od norm parametry nasienia).Trzeba jednak oddzielić kwestie, które zajście w ciąże utrudniają, od kwestii, które zajście w ciążę uniemożliwiają: np. niedrożne jajowody u kobiet. W takich przypadkach in vitro jest jednym rozwiązaniem – wyjaśnia specjalista.

MIT: W procedurze in vitro powstaje ogromna liczba nadprogramowych zarodków

Jednym z najgłębiej zakorzenionych mitów, jest ten o nieetycznym pozbywaniu się nadprogramowych zarodków. 

– Wiara w ten mit świadczy o niezrozumieniu istoty in vitro i podstawowych zasad rozrodu człowieka – twierdzi dr Gizler i dodaje: – Nie stymulujemy pacjentek tak, aby uzyskać maksymalną liczbę komórek, ale tak, aby uzyskać optymalną liczbę komórek, ponieważ idzie to w parze z ich jakością – wyjaśnia. 

Embriolog, Bartłomiej Wojtasik, dodaje, że zadaniem specjalistów leczących niepłodność metodą IVF jest przyspieszenie procesu leczenia: 

– Całość przebiega tak samo, jak w warunkach naturalnych, z tą różnicą, że zamiast czekać np. 5 cykli na uzyskanie 5 zarodków, mamy tylko jeden cykl, w którym możemy te 5 zarodków otrzymać. To jedno z podstawowych założeń IVF: chodzi o przyspieszenie procesu leczenia i o to, żeby maksymalnie zwiększyć szansę na jak najszybsze uzyskanie ciąży – zapewnia. Skrócenie czasu leczenia, ogranicza negatywny wpływ wieku na funkcje układu rozrodczego, a tym samym jakość komórek rozrodczych i zarodków. Jest to niezwykle istotne dla przebiegu i wyniku leczenia.

Jak wyjaśnia embriolog, zarodki selekcjonują się w sposób naturalny: przyczyną obumarcia może być czynnik niepłodnościowy, ale też gorsza jakość komórki czy plemnika, co jest zupełnie normalne, nawet w prawidłowo funkcjonującym układzie rozrodczym. Dr Gizler dodaje:

– Biologicznie odbywa się to tak samo: kobieta w cyklu ma jedną komórkę jajową. Nie każda będzie prawidłowo rozwinięta, nie każda zapłodniona komórka da nam zarodek. Mało tego: w zależności od wieku kobiety, od 60 do 90 proc. zarodków, które powstają, to są zarodki, które fizjologicznie się nie rozwiną – wyjaśnia ginekolog. 

MIT: Nadprogramowe zarodki są “wyrzucane” 

Mit o niszczeniu nadprogramowych zarodków żyje własnym życiem i przybiera różnorakie wersje. Jak jest naprawdę? 

– Niszczenie zarodków potencjalnie zdolnych do życia jest w Polsce zakazane – kategorycznie zaznacza dr Gizler. 

Zarodek może trwać w stadium anabiozy, czyli obniżonych funkcji życiowych, nawet kilkanaście lat. Jego przeżywalność wynosi 99 proc. Jak zaznacza Bartłomiej Wojtasik, stwierdzenie, że "mrożenie" zarodków jest dla nich szkodliwe to kolejny mit:

– Przede wszystkim nie lubię tego wyrażenia. Zarodki podlegają krioprezerwacji, czyli procesowi, który ma utrzymać ich biologiczne funkcje i zdolność do późniejszego rozwoju tak, aby można było wykorzystać je do kolejnego transferu do jamy macicy, odroczonego w czasie. To jest bezpieczna procedura, która ma określony cel, a efekty i skuteczność zastosowania krioprezerwowanych zarodków są porównywalne z zarodkami zastosowanymi bezpośrednio – zaznacza embriolog.