"Gdy czytałem akta tej sprawy, byłem zszokowany". To on ujawnił przeszłość Michała Adamczyka
- Prowadzący "Wiadomości" TVP Michał Adamczyk 20 lat temu miał usłyszeć wyrok m.in. za naruszenie nietykalności cielesnej i groźby.
- Jego ofiarą miała paść kochanka, z którą prowadził romans między 1998 a 2000 rokiem.
- Onet opublikował szokujące ustalenia o gwieździe telewizji publicznej. W oświadczeniu dla serwisu prezenter zaprzeczył, by kiedykolwiek skrzywdził kobietę.
Ta sprawa w czwartek rano wstrząsnęła Polską. Dziennikarz Onetu, Mateusz Baczyński, opisał, że 20 lat temu Michał Adamczyk, twarz Wiadomości TVP, miał zostać oskarżony o brutalne pobicie swojej kochanki i usłyszeć prokuratorskie zarzuty. A sąd uznał, że jego wina nie budzi wątpliwości.
"Rzucił mnie na łóżko i przytrzymał ręce kolanami, tak że nie mogłam się ruszać. Usiadł mi na klatce i zaczął na mnie pluć. Kosmyki moich włosów owijał wokół palców i kolejno je wyrywał. Błagałam, żeby przestał" – wynika z zeznań kobiety.
Jeszcze tego samego dnia podano, że Michał Adamczyk znika z anteny TVP. On sam uważa, że "czyny opisane w artykule nie miały miejsca".
TVP podjęła decyzję o zdjęciu Michała Adamczyka z wizji. Jak odbierasz ten ruch?
Mateusz Baczyński: Uważam, że to jedyne słuszne posunięcie w tej sytuacji. Wciąż jednak pozostaje szefem Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Nie zdziwiłbym się, jeśli po wyborach i ewentualnej wygranej PiS-u, Adamczyk znowu wróciłby na fotel prowadzącego "Wiadomości".
"Szokująca publikacja", "Wstrząsające". "Przerażający i ważny tekst" – czytam wiele komentarzy pod twoim artykułem. Jakie reakcje docierają do Ciebie?
Widzę, że faktycznie jest duże poruszenie tym tekstem. Nie dziwię, bo mówimy o człowieku, który jest dzisiaj główną twarzą rządowej propagandy i chyba największą dziennikarską gwiazdą Telewizji Polskiej. Ja sam, gdy czytałem akta tej sprawy, byłem zszokowany. Niezależnie od tego, kogo by to dotyczyło. To, co wydarzyło się 20 lat temu, to – jak powiedziała przyjaciółka tej kobiety – nie było pobiciem w afekcie. To wyglądało jak maltretowanie, jak znęcanie się nad kobietą. Te opisy były straszne.
A reakcje obrońców Michała Adamczyka?
Mam wrażenie, że w dużej mierze są to ludzie, którzy nie przeczytali tego tekstu. Niektóre wpisy Twitterze są niezgodne z prawdą. Na przykład ktoś mi zarzuca, że pominąłem fakt, że Michał Adamczyk był pracownikiem TVN. A piszę o tym w jednym z pierwszych akapitów. Ktoś inny pisze, że przecież sprawa została umorzona przez sąd. Tak, ale sąd jednocześnie uznał winę oskarżonego. Sąd w uzasadnieniu podkreślił z całą mocą, że wina Michała Adamczyka nie budzi żadnych wątpliwości.
Samuel Pereira wprost sugeruje, że opierasz się na pomówieniach: "Na podstawie pomówienia z lat 90-tych, z pobudek politycznych chcą zgnoić niewinnego, dobrego człowieka".
Pisząc o pomówieniach, wprowadza w błąd ludzi, którzy śledzą go na Twitterze. Nie ma prawa mówić o pomówieniach.
To nie są historie, które gdzieś zasłyszałem, które ktoś mi opowiedział. Cały tekst opiera się na dokumentach, na aktach, na twardych informacjach. Zależało mi na tym, bo bardzo chciałem, żeby ten tekst był informacyjny. Żeby nikt mi nie zarzucił, że opieram się na informacjach z trzeciej ręki, zasłyszanych.
W artykule nie ma żadnych rozmów, żadnych wypowiedzi. Same fragmenty akt.
Tak, w ogóle nie cytuję anonimowych informatorów. Ta sprawa była bardzo mocno udokumentowana. Mamy wstrząsającą relację kobiety, byłej kochanki Adamczyka. Mamy obdukcję. Mamy zeznania innych osób, m.in. przyjaciółki ofiary, która po jej powrocie ze Słowacji ewidentnie widziała, że jest pobita. Są ślady po wyrwanych włosach, co jest absolutnie wstrząsające. Są dowody w postaci SMS-ów, które były wysyłane do tej kobiety przez Michała Adamczyka. Widziałem ich scany w aktach. To SMS-y o przerażającej treści.
Mamy więc wszystko czarno na białym: twarde dokumenty, ekspertyzy, SMS-y, zarzuty prokuratorskie i wyrok, gdzie sąd uznał bez żadnych wątpliwości winę Michała Adamczyka. Zależało mi na tym, żeby artykuł opierał się na tych dokumentach, żeby nie było poczucia, że o tak ważnej sprawie plotkujemy.
Ofiarę maksymalnie zanonimizowaliśmy, ponieważ bardzo zależało nam, żeby nie miała problemów. Nie podajemy żadnych inicjałów, miejsca zamieszkania, nic.
Po publikacji w Onecie pojawił się felieton w "Rz" pt. "Dziennikarstwo poniżej pasa - prywatne życie Michała Adamczyka". Dlaczego w ogóle się nim zająłeś?
Mówimy o człowieku, który tak naprawdę każdego dnia kształtuje opinie milionów Polaków, jest osobą publiczną i wpływową. Uważam, że społeczeństwo ma prawo znać jej przeszłość, jej historię, niezależnie o jakim okresie mówimy.
Po drugie kto jak kto, ale akurat TVP i rządowi dziennikarze słyną z tego, że rozliczają z przeszłości wszystkich swoich oponentów politycznych. I to nie tylko z historii tych konkretnych osób, ale rozliczają też życiorysy ich ojców, matek, dziadków.
Gdy oni wychodzą z założenia, że musimy rozliczać wszystkich z ich przeszłości i przedstawiać ludziom, jaka jest ich historia, bo to też świadczy o tym, jakimi są ludźmi, to rozumiem, że w drugą stronę też to działa.
W takim razie my mamy prawo opisywać przeszłość i historię ludzi, którzy dziś są na świeczniku. Tym bardziej że TVP lubi teraz stać na straży moralności i bardzo lubi mówić o wartościach, rodzinie, Kościele, przywiązaniu do wiary. Jeżeli więc chcecie pouczać innych w tym temacie, sami się rozliczcie ze swoją przeszłością i tym, co wy robiliście w życiu.
Tekst pojawił się przed wyborami, co wielu odebrało jednoznacznie.
To absolutnie zupełny przypadek. Ja w ogóle nie patrzę takimi kategoriami. Zawsze, gdy publikuję tekst, który dotyczy politycznych kwestii, słyszę potem, że to jest przed czymś. Przed wyborami parlamentarnymi, przed samorządowymi, przed szczytem NATO, przed wizytą prezydenta USA. Ewentualnie, żeby coś przykryć. Patrząc z tej perspektywy, nigdy nie ma dobrego terminu, żeby coś publikować.
Dlaczego więc teraz?
Teraz udało mi się dotrzeć do akt. To nie jest tak, że wybrałem sobie termin przed wyborami.
Ile czasu pracowałeś nad tym tekstem?
Od momentu, gdy zająłem się tym tematem, tak naprawdę minęło kilka miesięcy.
Jak wpadłeś na trop tej sprawy?
Zaczęło się od tego, że usłyszałem, że taka historia wydarzyła się w życiu Michała Adamczyka. Ze względu na ochronę moich źródeł informacji nie mogę powiedzieć konkretnie od kogo, ale dowiedziałem się, że coś takiego miało miejsce. Zacząłem drążyć, szukać. Od razu pomyślałem, że taki tekst, aby był wiarygodny, musi być napisany tylko na podstawie akt i dokumentów sądowych i prokuratorskich. Zacząłem szukać akt i to było coś, co zajęło mi najwięcej czasu.
Najpierw dowiedziałem się, że sprawa toczyła się w Toruniu. Odezwałem się do Sądu Okręgowego, ale tam tych akt nie było. Potem do Sądu Rejonowego. Tam okazało się, że w systemie elektronicznym mają zarchiwizowane sprawy tylko do 2007 roku.
Nie znałem konkretnej daty sprawy. Ktoś musiał akt szukać ręcznie, w papierowych archiwach. To zajęło czas. Dzięki uprzejmości pracowników Sądu Rejonowego w Toruniu, ustaliłem sygnaturę akt. I wtedy oficjalnie złożyłem wniosek o dostęp do nich. Dostałem odpowiedź pozytywną. Wtedy mogłem pojechać i zobaczyć materiały.
Zacząłeś czytać. Powiedziałeś wcześniej, że opisy były straszne. Co było w nich najbardziej szokujące?
Zeznania ofiary. Opis tego, w jaki Michał Adamczyk się nad nią znęcał w hotelu na Słowacji. To jest coś, co po prostu ciężko się czyta. To jest coś wstrząsającego. Natomiast też to, co działo się później, było dla mnie bardzo uderzające. Te wszystkie bardzo wulgarne SMS-y, z których przytaczam tylko niektóre. To jak potem odzywał się do wszystkich, do męża, do matki. Wysyłanie listów miłosnych, pisanie SMS-ów, dzwonienie do pracodawcy ofiary. Byłem zszokowany tym, jak Adamczyk był w tym zacietrzewiony.
Poza tym szokujące było to, jak śledztwo bardzo się przeciągało. Był też taki moment, gdy było zawieszone. Na koniec zszokował mnie wyrok. Gdy sąd uznał winę oskarżonego, a jednocześnie umorzył sprawę.
Cała ta historia pokazuje też, jak w ogóle działa system w takich przypadkach, gdy kobieta została skrzywdzona i domaga się sprawiedliwości. A w tym przypadku ofiara była zdeterminowana, nie poddawała się, pisała pisma do Prokuratury Okręgowej, poszła nawet do mediów. Zapewne dzięki tej determinacji udało się doprowadzić tę sprawę do końca.
Jak odbierasz oświadczenie Michała Adamczyka?
Ta odpowiedź jest kuriozalna. Pan Adamczyk używa sformułowań w stylu "rzekome pobicie", pisze o zniesławieniach i wszystkiemu zaprzecza. Jest to niezgodne ze stanem faktycznym, bo prawdą jest to, że on się do winy nie przyznawał, ale zarówno prokuratura, jak i sąd, uznały bezsprzecznie jego winę. Pisanie w tym kontekście o rzekomym pobiciu, czy rzekomym grożeniu, to dla mnie nieporozumienie.
Oświadczenie otrzymałeś jeszcze przed publikacją?
Tak.
Odezwał się po publikacji tekstu?
Wystosował tylko krótkie oświadczenie, w którym napisał, że "czyny opisane w artykule nie miały miejsca". Sęk w tym, że każde zdanie w tym tekście jest oparte na aktach sądowych.
Liczycie się z ewentualnym procesem z jego strony?
Zajmując się każdym tematem, o którym wiemy, że dotknie wpływowych osób, czy że będzie to głośny temat, to liczymy się z tym, że taki proces może być. Ale akurat w tym wypadku mam takie poczucie, że trudno za cokolwiek nas pozywać, gdy wszystko, o czym piszemy, opiera się na twardych dokumentach. Nie ma tu żadnego przekłamania, żadnych niejasności. Wszystko jest czarno na białym. Nie wyobrażam sobie, jakby taki pozew miał wyglądać.
Czytaj także: https://natemat.pl/509194,onet-michal-adamczyk-z-wiadomosci-tvp-brutalnie-pobil-kobiete