FBI śledziło Johna Lennona?! Oto pięć teorii spiskowych, które… jednak nie były teoriami spiskowymi

Maja Mikołajczyk
11 września 2023, 18:05 • 1 minuta czytania
W większość teorii spiskowych nie warto wierzyć (szczególnie jeśli istnieje bardziej wiarygodne wyjaśnienia pewnych sytuacji czy zjawisk), jednak nie zmienia to faktu, że w części z nich po czasie odnaleziono ziarno (lub nie tylko) prawdy. Oto teorie spiskowe, które okazały się prawdą.
Teorie spiskowe, które okazały się prawdą. Fot. Universal Archive/ UIG Art and History/ East News

Projekt Sunshine

Jeśli chodzi o tę teorię, jest tak okropna, że chyba nikt nawet po cichu nie liczył, że rzeczywiście może okazać się prawdą. Zgodnie z nią amerykański rząd miał kraść zwłoki, by przeprowadzać na nich radioaktywne testy.


Historia jak z horroru niestety naprawdę miała miejsce. Po zrzuceniu bomby na Hiroszimę i Nagasaki rząd USA w ramach tak zwanego Projektu Sunshine zaczął prowadzić szeroko zakrojone badania na temat wpływu opadu nuklearnego na organizm ludzki.

Okazało się, że ponieważ amerykański rząd potrzebował młodych tkanek, specjalna grupa agentów wyszukiwała niedawno zmarłe niemowlęta i dzieci. Nie zawsze ograniczali się do pobierania próbek, czasami zabierali całe kończyny. W ten sposób mieli potraktować ponad 1500 pogrążonych w żałobie rodzin, które niczego nie były świadome.

Projekt zaczął się w 1953 roku, a prawda na jego temat wyszła na jaw w 1956 roku. Jak można się domyślić, świat był oburzonym tajnym eksperymentem. Szczególnie gdy światło dzienne ujrzały historie, zgodnie z którymi matce zmarłego dziecka miano powiedzieć, że nie może przebrać go na pogrzeb, by w ten sposób zataić, że zabrano mu nogę...

Projekt MK-ULTRA

Dziś sporo osób słyszało o Projekcie MK-ULTRA. Zainspirował on w mniej lub bardziej bezpośredni sposób wiele dzieł kultury takich jak film "American Ultra", serial "Stranger Things" czy książka Stephena Kinga "Podpalaczka".

Wcześniej jednak prawda o tym, że CIA testuje LSD i inne leki halucynogenne na niczego nieświadomych Amerykanach, była jedynie plotką. Jak się jednak okazało, wstrząsająco prawdziwą. W latach 50. XX wieku agenci sami testowali na sobie substancje, jednak w ramach wspomnianego projektu szybko przerzucili się na inne króliki doświadczalne.

Początkowo wykorzystywano ochotników, wśród których był m.in. pisarz Ken Kesey (autor "Lotu nad kukułczym gniazdem"), ale wkrótce oni nie wystarczyli i psychoaktywne substancje zaczęto podawać przypadkowym osobom.

Pomagały im w tym prostytutki, które podawały LSD i inne narkotyki swoim klientom bez ich wiedzy oraz zgody. Ponadto kobiety zapraszały mężczyzn do specjalnie wynajętych mieszkań, które były wyposażone w lustra weneckie i podsłuchy, dzięki czemu badani mogli być pod stałą obserwacją.

W pierwszej kolejności w ten sposób wykorzystywano głównie osoby z półświatka, jednak później grupa badawcza zaczęła obejmować osoby z różnych ras i warstw społecznych. Narkotyki (często w połączeniu z elektrowstrząsami) podawano m.in. chorym zgłaszającym się na leczenie z powodu "drobnych dolegliwości psychicznych". Zgodnie z szacunkami dziesiątki ofiar projektu wskutek zakulisowych działań CIA zastało trwale niepełnosprawnych umysłowo.

Dalajlama był agentem CIA

Dalajlama na większości zdjęć wygląda na spokojnego i szczęśliwego. Zdaniem niektórych to wszystko zasługa tego, że w latach 60. otrzymał od rządu USA 180 tysięcy dolarów (choć przywódca duchowy temu zaprzecza).

Zgodnie z odtajnionymi dokumentami Dalajlama jednak rzeczywiście był "agentem CIA", a rzeczona kwota była wydana z opiewającym na 1,7 miliona dolarów rocznie budżetu na finansowanie tybetańskiego ruchu oporu.

Jak można się domyślić, rządowi USA zależało na jego prężnej działalności, by osłabić Chiny. Projekt zakończył się po wizycie prezydenta Nixona w Chinach w celu nawiązania bliższych stosunków z Chińską Republiką Ludową w 1972 roku.

Zatruty alkohol

W czasach prohibicji w USA ludzie radzili sobie jak mogli z zakazem sprzedawania i spożywania swojej ulubionej używki. Krążyła wówczas także pogłoska, że rząd celowo zatruwał alkohol, aby jeszcze bardziej utrudnić jego spożywanie.

Jak się okazało, rzeczywiście to robiono, a co więcej... nawet wcześniej! W latach 1926-1933 federalny rząd jeszcze gorliwiej namawiał jednak producentów, by stosowali silniejsze trucizny. Dlaczego? Miało to zniechęcić przemytników do zmieniania alkoholu w bimber.

Niestety nie powstrzymało to chciwych szmuglerów, którzy przemycali skażoną używkę do cieszących się złą sławą nocnych lokali, nazywanych "speakeasies", co nawiązywało do tego, że w miejscach publicznych powinno się o nich mówić cicho, by nie zaalarmować policji albo przestrzegających prawa sąsiadów.

Szacuje się, że spożywanie "doprawionego" alkoholu w takich miejscach spowodowało w czasie prohibicji śmierć ponad 10 tysięcy Amerykanów.

FBI śledziło Johna Lennona

Wielu artystów ma swoich prześladowców, a część z nich bywa naprawdę niebezpieczna. Johna Lennona, czyli legendarnego wokalistę The Beatles śledziło samo... FBI. Czym podpadł im gwiazdor muzyki?

Podobnie jak wiele osób zaangażowanych w kontrkulturę, Lennon traktowany był jako element wywrotowy społeczeństwa, a nie pomogły jego będące pacyfistycznymi manifestami antywojenne piosenki, jak "Give Peace a Chance" czy "Imagine".

Nic więc dziwnego, że po wydaniu tych piosenek znalazł się na celu administracji Richarda Nixona. Jak w 2010 roku donosiła stacja radiowa NPR w 1971 roku FBI umieściło Lennona pod obserwacją, a rok później próbowano go nawet deportować z kraju.