Awantura z Kłeczkiem w TVP. Klimczak dla naTemat o tym, co się działo po programie
Awantura w TVP Info rozegrała się w poniedziałek wieczorem. W studio publicznego nadawcy zasiedli Radosław Fogiel z rządzącego PiS i Dariusz Klimczak z opozycyjnego PSL. Trzecią osobą na wizji był gospodarz programu "Za czy przeciw?" Miłosz Kłeczek, korespondent TVP w Sejmie. Zdaniem Klimczaka w trakcie programu Kłeczek wyraźnie opowiedział się po stronie Prawa i Sprawiedliwości.
– Jest pan pseudodziennikarzem – stwierdził poseł Klimczak. Te słowa rozsierdziły Kłeczka, który nakazał przedstawicielowi opozycji opuszczenie studia. Jednak Dariusz Klimczak nie dał się wyrzucić. W rozmowie z naTemat wyjaśnia dlaczego.
Kłeczek kontra Klimczak. Jak było przed programem?
Dariusz Klimczak relacjonuje, że przed programem atmosfera była dobra. – Pan Kłeczek nas przywitał, a potem był już praktycznie cały czas wpatrzony w notatki. Przed wejściem na antenę wymieniliśmy z Radosławem Foglem kilka uwag o niedawnym meczu piłkarzy z Albanią – mówi Dariusz Klimczak.
Poseł PSL dodaje, że zdziwił się informacją, że program potrwa około 40 minut. – Tego typu formaty jeden na jeden zazwyczaj mają po 10-12 minut. Wtedy pomyślałem, że program może być tak długi, bo z założenia ma polegać na grillowaniu opozycji. Stwierdziłem, że nie mogę na to pozwolić. I jak się okazało, moje przewidywania się sprawdziły – opisuje ludowiec.
"Kłeczek przerywał mi po 5 sekundach"
Poseł Klimczak wskazuje, że podczas programu polityk PiS był faworyzowany, mógł bez przeszkód wygłaszać długie wypowiedzi. Z kolei on, jako przedstawiciel opozycji, w praktyce nie był dopuszczany do głosu. – Kłeczek przerywał mi po 5 sekundach, podczas gdy Fogiel mógł mówić do woli – tłumaczy ludowiec. Dodaje, że przez pierwszych kilka minut nie miał nawet szansy na wymianę zdań z posłem Foglem.
Ale na tym się nie skończyło. – Z jednej strony pan Kłeczek zwracał mi uwagę, że jestem zbyt wyluzowany. Potem krytykował mnie za to, że jestem zbyt spięty. Cokolwiek robiłem, było źle – mówi Dariusz Klimczak.
W pewnym momencie ludowiec stracił cierpliwość. – Do tego, że pracownicy TVP zadają nam pytania z tezą, już się przyzwyczaiłem. Ale pan Kłeczek poszedł o krok dalej. Przypisywał mi tezy, których nie podzielam, słowa, których nie wypowiedziałem, tworzył jakiś alternatywny świat, zamiast trzymać się faktów – bulwersuje się Klimczak.
"To wspólna telewizja Polaków"
To dlatego – wyjaśnia – zadał pracownikowi TVP pytanie, czy jest dziennikarzem czy pseudodziennikarzem, po którym Kłeczek kazał mu wyjść ze studia. – Wielokrotnie politycy opozycji wychodzili ze studia w trakcie programu. Postanowiłem złamać ten schemat. Nie dałem się wyrzucić Kłeczkowi, powiedziałem, żeby sam wyszedł. To wspólna telewizja Polaków, a nie własność pana Kłeczka – mówi Klimczak.
Jak przekonuje ludowiec, unoszenie się honorem i wychodzenie ze studia, gdy goście są traktowani w nierówny sposób, nie jest rozwiązaniem. – Walczymy także o głosy tych wyborców, do których dociera tylko TVP. Mam po dziurki w nosie sposobu, w jaki traktowana jest opozycja, tego, że ma się za wszystkich i za wszystko tłumaczyć, ale to nie znaczy, że trzeba oddawać PiS-owi pole walkowerem. Ja nigdy nie wyjdę z TVP, nie dam się stamtąd wyrzucić, będę reprezentował demokratyczną opozycję i przedstawiał stanowisko PSL – deklaruje poseł Klimczak.
Jego zdaniem pojednawcza postawa wobec TVP obraca się przeciw opozycji. – Trzeba być twardym i postępować z nimi inaczej. Nie wolno im popuścić, bo inaczej zaczynają dominować w każdej dziedzinie, a widzowie nie mogą usłyszeć naszych racji – argumentuje Klimczak.
Polityk PSL jest zdegustowany brakiem reakcji Radosława Fogla na to, co się działo w studio. – Apelowałem do niego jeszcze w czasie programu, ale zachował się jak ktoś, kto widząc kopanie leżącego, zamiast mu pomóc, przyłącza się do napastnika – mówi Klimczak.
"Kłeczek po programie uciekł"
Dariusz Klimczak zwraca uwagę na to, że wielokrotnie doświadczył w TVP wrogiej atmosfery, jednak niezmiennie prowadzący program żegnali się z gośćmi.
– Zawsze jest tak, że wymieniamy na koniec uścisk dłoni, prowadzący dziękuje gościom za przyjście, a my jako goście dziękujemy za zaproszenie. Tym razem było inaczej. Po zakończeniu programu chciałem porozmawiać z panem Kłeczkiem o tym, co się stało w studio, poprosić go, by choćby z szacunku do widzów trzymał się podstawowych standardów dziennikarskich. Jednak pan Kłeczek zniknął. Ulotnił się bez słowa. Nie było nawet "do widzenia". A chciałem z nim porozmawiać o tym, jak się do mnie odnosił. Rozglądałem się za nim, ale już go tam nie było – opowiada Klimczak.
Poseł PSL mówi, że po wczorajszej scysji z Kłeczkiem odbiera mnóstwo wyrazów sympatii i wsparcia.
– Gdy chodziłem dziś po Warszawie, na każdym skrzyżowaniu podchodzili do mnie ludzie i gratulowali występu. Dzwoniły do mnie osoby publiczne, których nazwisk nie mogę niestety podać. Wszyscy wiedzą, że TVP nie może być jak gniazdo żmij, gdzie każda wizyta to ukąszenie jadem – konkluduje Klimczak.
Czytaj także: https://natemat.pl/414019,milosz-kleczek-co-dziennikarze-i-politycy-mysla-o-pracowniku-tvp