– Wszyscy nasi dotychczasowi prezydenci – Andrzej Duda, Bronisław Komorowski, Lech Kaczyński, Aleksander Kwaśniewski i Lech Wałęsa – mieli wcześniejsze przygotowanie w kontaktach międzynarodowych do objęcia funkcji prezydenta. Natomiast Karol Nawrocki nie ma żadnego doświadczenia w tym względzie – zaznacza od razu Jan Wojciech Piekarski, były ambasador w wielu krajach, były szef Protokołu Dyplomatycznego w MSZ.
Przypomina, że Lech Wałęsa, zanim objął prezydenturę, był znany na całym świecie.
– Kiedy pracowałem z prezydentem Kwaśniewskim, byłem zaskoczony, jak szerokie ma znajomości w zachodnioeuropejskich kręgach politycznych. Jego następca, Lech Kaczyński, były minister sprawiedliwości, były prezydent Warszawy, były parlamentarzysta, również miał obycie dyplomatyczne. Bronisław Komorowski, były minister obrony narodowej, parlamentarzysta, również z tego tytułu miał szereg ważnych kontaktów zagranicznych. Podobnie jak prezydent Duda, były europoseł, wiceminister sprawiedliwości, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta – zwraca uwagę dyplomata.
Jak Wojciech Piekarski
były ambasador
Jak mówi, gdy patrzy na listę kandydatów na prezydenta, widzi tylko jednego, który ma wcześniejsze obycie międzynarodowe i kontakty z tytułu pełnienia dotychczasowych funkcji.
– To Rafał Trzaskowski, były europoseł, były wiceminister spraw zagranicznych, były minister cyfryzacji. Na takich stanowiskach nawiązuje się kontakty, zaczyna się funkcjonować w międzynarodowym gronie. Natomiast funkcja szefa IPN, czy dyrektora muzeum nie daje takich możliwości, kontaktów i doświadczenia, które można by potem wykorzystywać na stanowisku w Pałacu Prezydenckim – podkreśla w rozmowie z naTemat były dyplomata.
Czym te braki mogą skutkować?
– Przede wszystkim tym, że taki prezydent nie będzie wyrazicielem własnej polityki zagranicznej, tylko będzie lepiony jak glina przez swoich doradców – wskazuje ekspert.
Być może stąd ostatnie kroki PiS i próba nawiązania przez Nawrockiego kontaktów w Brukseli. Choć on sam raczej zapewne uważa, że doświadczenie w tej materii już ma. I to niemałe.
A zagraniczne wojaże Nawrockiego? "To zupełnie inny poziom niż ten, z którym mierzy się prezydent"
Wiadomo, że Karol Nawrocki to obieżyświat. Jako szef i wiceszef IPN, a wcześniej dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, zjeździł kawał świata. Zaliczył ponad 50 podróży do krajów na wszystkich kontynentach i wydał na nie, jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", ok. 800 tys. zł.
Był w Australii i Nowej Zelandii, w Zimbabwe, RPA, Meksyku, Chinach, Japonii, USA, Argentynie... Na przykład w Zimbabwe, jak strony rządowe informowały w 2022 roku, "głównym celem wyjazdu była promocja flagowego projektu IPN "Szlaki Nadziei. Odyseja Wolności" oraz uroczyste otwarcie odrestaurowanego cmentarza polskiego w Rusape".
– Zagraniczne podróże są domeną zwłaszcza zamożnych ludzi. Nie daje im to żadnych prerogatyw, żeby pełnić najwyższe urzędy w państwie. Poziom rozmówców, które miał Karol Nawrocki w czasie swoich podróży głównie w środowiskach polonijnych i tych, które zajmują się opieką nad kombatantami, to zupełnie inny poziom niż ten, z którym mierzy się prezydent, kiedy spotyka się z międzynarodowymi partnerami – komentuje Jan Wojciech Piekarski.
Nawrocki był przekonany, że ciężko pracował dla Polski i uprawiał politykę międzynarodową. – Czy wy myślicie, że wszystkie wyjazdy zagraniczne to są wycieczki? Nie, ja ciężko pracowałem dla Polski – odpierał zarzuty.
Gdy wybuchła burza wokół jego apartamentu, też podpierał się polityką międzynarodową.
– Prowadziłem bardzo dynamiczną politykę międzynarodową. Te apartamenty, te pokoje zdarzało się, że służyły po prostu do spotkań służbowych, więc te dni trzeba także zliczyć z gośćmi z zagranicy czy z gośćmi z Polski – tłumaczył.
Ale jak to się ma do prawdziwej polityki międzynarodowej, którą jako kandydat PiS na prezydenta, Nawrocki właśnie próbuje uprawiać?
Dalsza część artykułu poniżej:
"Morawiecki chciał mu zrobić przysługę i pokazać go na salonach"
– To była czysta turystyka. A jeśli on tak ją tłumaczy, to nawet nie zna terminu "polityka międzynarodowa". Szef IPN nie jest od polityki międzynarodowej i nie może intensywnie uprawiać jej we własnym apartamencie. To pokazuje, jak on bardzo jest "odleciany" od spraw międzynarodowych – komentuje w rozmowie z naTemat prof. Roman Kuźniar, doradca ds. międzynarodowych byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i Akademii Dyplomatycznej MSZ.
– Również jego wypowiedzi, jak ta, że pogadałby sobie z Putinem, pokazują, że mamy do czynienia z człowiekiem "tabula rasa". Z zupełnym ignorantem w sprawach międzynarodowych – uważa.
Ale, jak dodaje ekspert, rozumie, że Mateusz Morawiecki chciał mu zrobić przysługę i "pokazać go na salonach".
W tym sensie wizytę Nawrockiego w Brukseli 20 marca można by pewnie uznać za swoisty, polityczny debiut. Krótki, ale najwyraźniej wystarczający dla wyborców PiS, bo pod jego zdjęciami niektórzy zapiali z zachwytu: "Pan Karol Nawrocki będzie bardzo dobrym prezydentem także na arenie światowej!".
– Nie nazwałbym tego debiutem na salonach – oponuje jednak Jan Wojciech Piekarski.
Podkreśla, że to po prostu było spotkanie z premier Włoch, w które zaangażowany był premier Mateusz Morawiecki jako przewodniczący EKR.
– Premier ma większą pozycję międzynarodową niż Karol Nawrocki. On próbuje uchylić mu niektóre drzwi za granicą. Ale to nie jest ten sam standard, co kontakty międzynarodowe byłego premiera – mówi.
Co Karol Nawrocki robił w Brukseli
Przypomnijmy, przed weekendem w Brukseli odbywał się szczyt Rady Europejskiej. W jego kuluarach Karol Nawrocki spotkał się z Georgią Meloni, szefową włoskiego rządu, wcześniej przewodniczącą grupy EKR w PE, którą na tym stanowisku zastąpił Mateusz Morawiecki.
Morawiecki też uczestniczył w tym spotkaniu. "Wspólnie uczynimy Europę znów bezpieczną" – podsumował potem Nawrocki na X.
Oświadczył też, że chciałby, aby szczyt UE-USA odbył się w Warszawie.
– Bardzo chciałbym, aby to Polska była liderem relacji Unii Europejskiej ze Stanami Zjednoczonymi, gdy zostanę prezydentem, w tym kierunku będę postrzegał rolę Polski w Unii Europejskiej, jestem w związku z tym głęboko zaniepokojony, że Donald Tusk nie wykorzystuje momentu, w którym Polska sprawuje prezydencję w Radzie Unii Europejskiej – usłyszeli jeszcze od niego dziennikarze podczas konferencji prasowej.
Kandydat PiS, otoczony wianuszkiem przez europosłów PiS, dał się obfotografować z każdej strony. W prawicowych czeluściach sieci można znaleźć mnóstwo jego zdjęć z Brukseli, którymi chwalą się europosłowie.
– Bardzo dobrze, że do tego spotkania doszło, gdyż pani Meloni również miała możność zapoznania się z jednym z kandydatów i mogła wyrobić sobie o nim zdanie. Z góry zaznaczono jednak, że jest to spotkanie o charakterze prywatnym. Poważne spotkania z partnerami zagranicznymi zwykle kończą się wspólnym wystąpieniem. Tym razem tego zupełnie nie było. Czyli pani Meloni rzeczywiście potraktowała to jako spotkanie prywatne, któremu nie warto nadawać żadnego większego znaczenia politycznego – komentuje Jan Wojciech Piekarski.
W Brukseli Nawrocki spotkał się też z George Simionem, nowym skrajnie prawicowym kandydatem na prezydenta Rumunii (zarejestrowanym po tym, jak jego poprzednik został wykluczony z wyborów, a wcześniej wybory unieważniono).
Simion jest przyjacielem Morawieckiego. Uważany jest za antyzachodniego i prorosyjskiego. Były premier RP był nawet w Rumunii, by go wspierać. – Myślę, że to najlepszy człowiek na trudne czasy – tak go zachwalał.
"Przyszli prezydenci Polski i Rumunii są dzisiaj w Brukseli" – obwieszczali w mediach społecznościowych europosłowie PiS, zasypując sieć ich zdjęciami.
"Doskonała rozmowa z przyszłym prezydentem Polski. Oba narody potrzebują przywódców, którzy podejmą działania dla dobra obu naszych narodów. Nasza przyjaźń i partnerstwo będą silniejsze niż kiedykolwiek" – zripostował Simion w swoich mediach społecznościowych.
Jan Wojciech Piekarski komentuje: – Nie zaliczałbym tego do poważniejszych kontaktów. One są bez żadnego znaczenia. W mediach również praktycznie nie było żadnych, szerszych informacji z tych spotkań.
"W kwestiach polityki zagranicznej od początku jest kompletnie surowy"
Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że nie trzeba mieć doświadczenia w polityce międzynarodowej, by zostać prezydentem. Takie przypadki zdarzają się za granicą.
– Ja nie miałbym do niego pretensji, że nie ma doświadczenia w polityce międzynarodowej, bo to się czasem zdarza – przyznaje prof. Kuźniar.
– Natomiast oczekiwałbym, że ma pewną wiedzę, wyczucie i ludzi wokół siebie, którzy go przygotowują. To kandydat największej partii w Polsce, który w kwestiach polityki zagranicznej od początku jest kompletnie surowy. Jego wypowiedzi wskazują na to, że nie ma w tych sprawach zielonego pojęcia – dodaje.
I, jak twierdzi, w kwestii zagadnień polityki międzynarodowej, nie widać u Nawrockiego żadnej zmiany.
– Ktoś, kto ma doktorat z historii, kto był szefem IPN, mógłby być bardziej otrzaskany, choćby przez lekturę prasy i uważne słuchanie mediów. A on taki, jaki był na dzień dobry, taki pozostał. Nie wiemy, czy ma wyczucie dyplomatyczne, bo nie wiemy, jak radzi sobie w rozmowach. Natomiast w polityce zagranicznej jest to zupełne zero. I to jest zastanawiające – uważa.
Na pewno Karol Nawrocki zna angielski.
– Ja wiele spraw w języku angielskim dla Polski już załatwiłem. Przez ostatnie lata te relacje prowadziłem jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej, więc oczywiście operuję językiem angielskim. Natomiast nie mogę pochwalić się sprawną znajomością języka hiszpańskiego, ale w Argentynie czy Meksyku odczytywałem referaty o polskiej historii – tak mówił w listopadzie 2024, podczas swojej pierwszej konferencji prasowej jako kandydat na prezydenta.