Na Kremlu już się cieszą po słowach Dudy. "Nigdy tak bardzo się z nim nie zgadzałam"
"Nigdy tak bardzo nie zgadzałam się z Dudą, jak po tej wypowiedzi. Wszystko jest właśnie takie. Brakuje małego, ale bardzo ważnego wyjaśnienia. Oficjalnie Warszawa, która regularnie uczestniczyła w zmianach reżimu w tym kraju (Ukrainie - red.), także pomogła zepchnąć Ukrainę na dno. Żeby ukraiński sąsiad na pewno nie wypłynął na powierzchnię, całe NATO, w tym współczujące władze polskie, przywiązują mu do nóg coś cięższego: pociski, drony, czołgi" – napisała na Telegramie Maria Zacharowa.
Rzeczniczka MSZ Rosji dodała, że "przy takich 'ratownikach' sprawa tonącego człowieka to bzdura" i zaznaczyła, że "zasady gry trzeba było wyjaśnić na brzegu".
Wpis Zacharowej dotyczy niedawnej wypowiedzi Andrzeja Dudy o Ukrainie. Słowa polskiego prezydenta wzbudziły mnóstwo emocji nie tylko w Polsce.
– Mamy trochę do czynienia tak, jak z tonącym. Każdy, kto kiedykolwiek brał udział w ratowaniu tonącego, wie o tym, że człowiek tonący jest niesłychanie niebezpieczny; że może pociągnąć w głębiny. Ma siłę niewyobrażalną na skutek obawy osobistej, wpływu adrenaliny i może po prostu utopić ratującego. Mówi się, że "tonący brzytwy się chwyta" i rzeczywiście tonący chwyta się wszystkiego, czego się da – stwierdził polski prezydent.
Napięte stosunki polsko-ukraińskie
Przypomnijmy, że w ostatnim czasie na linii Warszawa – Kijów trudno już mówić o przyjacielskich relacjach. Wołodymyr Zełenski w przemówieniu na debacie generalnej 78. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ dał do zrozumienia, co myśli o embargu na zboże z Ukrainy. Takie ograniczenia zostały przedłużone niedawno przez Polskę, Słowację i Węgry.
– Niepokojące jest, jak niektórzy z naszych przyjaciół w Europie grają na solidarności w teatrze politycznym, urządzając thriller w kwestii zboża. Może się wydawać, że odgrywają własną rolę, ale tak naprawdę pomagają przygotować grunt dla Moskwy – argumentował Zełenski. W USA nie doszło też do jego spotkania z Dudą.
O ostatnie napięcia na linii Polska – Ukraina zapytaliśmy eksperta zajmującego się sprawami dyplomacji. – Punktem wyjścia do analizy jest fakt, że Ukraina jest krajem, w którym trwa wojna. To język dyplomacji, którym walczy się o wszystko. Tradycyjne metody wygładzonego języka dyplomatycznego mogą się zmieniać. Stąd te bardziej ostre sformułowania – podkreśla dla naTemat dr Janusz Sibora.
– Nie spotkali się nie przez przypadek. Musiało powiać chłodem. Wiem, że Wołodymyr Zełenski spotkał się m.in. z Benjaminem Netanjahu, bo widziałem zdjęcie. Tych spotkań można przytoczyć więcej. Publikuje się nawet kuluarowe zdjęcia. Gdyby było chociaż trochę ciepła, pojawiłaby się chociaż jedna fotografia. To metoda dyplomacji ukraińskiej czasów wojny. Chyba jest skuteczna, bo nawet jeśli oni trochę przerysowują, to coś wywalczyli. Tak było choćby ze stosunkami z Berlinem – argumentuje ekspert.