"Zrobiliśmy ten sam błąd, co PO osiem lat temu". Pytamy w PiS o porażkę – odpowiedzi zaskakują
- Szefem sztabu wyborczego PiS był Joachim Brudziński. Wcześniej kampanią kierował Tomasz Poręba. Kto jeszcze odpowiadał za kampanię PiS?
- – Szczerze? Oceniałem, że dostaniemy 39 proc. Dlaczego nie wyszło? Źle poprowadzona kampania wyborcza – reaguje jeden z posłów PiS
- – Przyczyna naszego wyniku? Ludzie Morawieckiego na listach wyborczych, którzy ściągali w dół – słyszymy
Wydaje się, że im bliżej prezesa, tym przekonanie o zwycięstwie w wyborach większe.
– Nastroje w Prawie i Sprawiedliwości są dobre. Odnieśliśmy zwycięstwo. Oczywiście mogliśmy odnieść jeszcze większe. Ale będziemy próbowali stworzyć rząd PiS. Na razie wychodzimy z jednego scenariusza, że Prawu i Sprawiedliwości uda się utworzyć rząd – mówi nam Waldemar Andzel, wiceszef klubu PiS.
Ale im dalej w Polsce, tym nastroje wcale nie tak optymistycznie. Za to analizy tego, kto winien i co doprowadziło do porażki PiS, mogą być zaskakujące.
– Szczerze? Oceniałem, że dostaniemy 39 proc. Dlaczego nie wyszło? Źle poprowadzona kampania wyborcza. Zrobiliśmy ten sam błąd, co PO osiem lat temu. Więcej mówiliśmy o Tusku i PO niż o tym, co chcemy zrobić. Nic już u nas nie było słychać, tylko ciągle: Tusk, Tusk. Tusk, odmieniany przez wszystkie przypadki i czasy – reaguje jeden z posłów PiS, który dostał się do Sejmu.
Zdziwienie, że w PiS też to widzieli? – To nie jest tylko moje spostrzeżenie. Ja to, proszę pani, słyszałem w czasie kampanii, od ludzi, którzy nie mają do czynienia z wielką polityką. Są samorządowcami, normalnymi mieszkańcami. I oni pytali: Czy wy nie macie nic do powiedzenia, tylko "Tusk i Tusk"?. To też dużo mówi, jaki był odzew. Tak ludzie zwracali na to uwagę – opowiada.
Poseł PiS: Nasi zapomnieli się w emocjach
Wczoraj w podobnym duchu dzielił się z nami emocjami inny z polityków prawicy.
– Pycha kroczy przed upadkiem. A kto tę pychę pokazywał szczególnie w ostatnich tygodniach? Beata Szydło mówiła w 2015 roku: Słuchać Polaków. A my nie wsłuchiwaliśmy się w głosy, które płynęły zewsząd. Skupiliśmy się tylko na waleniu w Tuska. Nie lubię go. Ale sam po miesiącu walenia w niego zacząłem mieć myśli: Weźcie się od niego odczepcie. Bo ile można? – powiedział.
W nowej rzeczywistości – po kampanii pełnej agresji, wrogości i ataków na Donalda Tuska – takie opinie brzmią dziś niemal jak nie z tego świata. A podobnych słyszymy więcej. Nagle w PiS widzą swoje błędy. Krytykują swoich.
– Staliśmy się dużą formacją. Jedni się wsłuchiwali w głos ludzi, inni mniej. Różne były odcienie tego wsłuchiwania się – przyznaje jeden z polityków.
A uderzanie w Tuska?
– Jest akcja, jest reakcja. Naszym oponentom zaczęło rosnąć poparcie i nasi poszli w emocje. Ja rozumiem, że trzeba podbić emocje, tylko oni po prostu w tych emocjach już się zapomnieli – zauważa inny z posłów.
Kolejny wręcz krytykuje zachowanie premiera: – Morawiecki pyskował z Tuskiem na debacie. Tyle że Tuskowi, który nie posiadał do tej pory żadnej funkcji, to uchodzi. A tu, naprzeciwko niego – człowieka bez żadnej funkcji – stał premier, majestat państwa. I ten majestat zniżył się do poziomu Tuska. Przy takim zniżaniu się osoby bez funkcji i z najważniejszą funkcją w państwie, śmieszniej wygląda ten drugi. Ja w ogóle nie jestem zwolennikiem napadania na siebie.
Od jednej z posłanek PiS słyszymy jeszcze, że ona nie jest zwolenniczką negatywnej kampanii i nigdy nie była. – Większy nacisk powinien pójść na kampanię pozytywną, a nie negatywną. Mało w tym czasie pokazywano nasze obietnice i to, co zrealizowaliśmy – mówi.
Ale oczywiście nie tylko te elementy miały wpływ na porażkę PiS.
– Niech pani spojrzy, jak listy były poustawiane. Wielu ludzi zabezpieczyło się tak, że powinni wejść do Sejmu. Ale straciliśmy z list paru ludzi, którzy przynieśliby kilka tysięcy lub kilkadziesiąt tysięcy głosów. Ktoś za tę kampanię odpowiada. Ktoś miał dostęp do wielu badań i analiz, jak ją prowadzić – wskazuje jeden z posłów.
Ale przyznajmy, krytyka PiS w PiS ma różne oblicza.
– Dziś jest łatwo oceniać to z perspektywy wyniku, ale gdy układało się wiele tematów związanych z kampanią wyborczą, to nie było wielu odważnych. Dziś każdy ma prawo krytykować, że można było wygrać, że kampanię można było prowadzić inaczej. Ja myślę, że jeszcze jesteśmy w grze – reaguje jeszcze inny z polityków PiS.
Kto odpowiada za porażkę PiS?
Wiadomo, że szefem sztabu był Joachim Brudziński. Zmiana nastąpiła niedawno, wcześniej kampanią kierował Tomasz Poręba. Czy jego winić za porażkę PiS?
– Nie, nie, nie. Absolutnie nie. On ustawiał rzeczy techniczne. Jako menadżer jest bardzo dobry. Odkąd został szefem sztabu, pokazał inną jakość. To była bardzo dobra zmiana. Moim zdaniem zawalił PR – uważa kolejny z parlamentarzystów PiS.
Inny sugeruje: – A może właśnie za późno pan Brudziński przejął kampanię? Ocenę należy zostawić panu prezesowi i władzom na górze.
Kto najbardziej odpowiadał za PR? Tego w PiS niełatwo się dowiedzieć.
Poseł 1: – Nie wiem. To był cały sztab. Trudno wskazać mi konkretne osoby. Ja zajmowałam się pracą w terenie.
Poseł 2: – Nie mam pojęcia, nie wiem. Byliśmy w kampanii, każdy zajmował się swoimi rzeczami.
Poseł 3. – Nie wiem. Nie potrafię podać żadnych nazwisk.
Poseł 4: – Nie wiem. Nie widziałem tego od wewnątrz.
Raz pada nazwisko Adama Bielana.
Jeden z polityków: – On miał bardzo duży wpływ. A teraz zniknął. Miał być ojcem sukcesu, wszędzie się pokazywał, szczycił się, że jest w sztabie. A był chyba jednym z niewielu członków sztabu, którzy w ogóle nie przyszli na wieczór wyborczy.
"Co było przyczyną? Morawiecki i jego otoczenie"
Jednak najczęściej w naszych rozmowach o przyczynach porażki PiS przewija się Mateusz Morawiecki.
– Nie są to wygrane wybory, więc trudno się z tego cieszyć. I wygląda na to, że te wybory można było wygrać. Co było przyczyną, że tak się nie stało? Moim zdaniem Mateusz Morawiecki i jego otoczenie – mówi wprost jeden z polityków PiS.
Sytuację ocenia tak: – To jego decyzją było spełnienie wszystkich obietnic wyborczych przed wyborami. Po co ludzie mają na nas głosować, jeśli przyznało się już 800 plus? Jeśli przyznało się 14. emeryturę? Zniosło opłaty za autostrady itp.? Ludzie mają świadomość, że coś trzeba zaoferować, patrzą, co będzie nowego. A jak coś im się już dało, to na wdzięczność ludzką trudno czekać. Bo tacy są ludzie.
Ale najbardziej chodzi o listy wyborcze. Tu wśród polityków PiS czuć największe wzburzenie. I tych na szczeblu krajowym, i lokalnym.
– Przyczyna naszego wyniku? Ludzie Morawieckiego na listach wyborczych, którzy ściągali w dół. Najpierw rozjechali się po Polsce i ogłaszali, że będą kandydować tam jako spadochroniarze. A potem wystartowali jako spadochroniarze i byli za to wytykani paluchami. W dużej części młodzi to młodzi, niekompetentni ludzie. Premier chciał zwiększyć swoją siłę wpływów poprzez lojalnych sobie ludzi. I najbardziej zaszkodził promowaniem takich osób – wytyka polityk PiS.
Inny z parlamentarzystów, który nie dostał się do Sejmu, od razu mówi, że zgadza się z taką oceną.
– Nie wiem, kto decydował o tym, w innym kierunku ma iść kampania wyborcza. Ale na pewno listy zostały źle skonstruowane. Mówi o tym wielu posłów. Moja lista też była źle skonstruowana, byli na niej kiepscy liderzy. Gdyby byli inni, sytuacja byłaby całkiem inna. Osoby, które konstruowały listę, ponoszą odpowiedzialność za taką sytuację. Bo to one źle zdecydowały – mówi.
Spór o listy wyborcze w PiS
Kto układał listy?
– Władze w regionie. My sugerowaliśmy, jak listy powinny wyglądać, ale oni ułożyli je po swojemu. Jest to niepoważne podejście do polityki. Żeby ją budować, trzeba mieć dobre obserwacje, analizę matematyczną, a tu tego chyba zabrakło. Te listy to była jedna z przyczyn, dlaczego taki jest nasz wynik wyborów. To, że na czele list nie umieszczono pracujących posłów, to był błąd. W polityce liczy się doświadczenie i akceptowalność społeczna. A jeśli ktoś chce realizować własne interesy przy polityce, to nie wychodzi – odpowiada parlamentarzysta PiS.
Mówi też coś, o czym słyszymy również od innych polityków – że w rozmowach ze zwykłymi ludźmi, słyszał o to pretensje: – Mówili nam, że posłowie, którzy sprawdzili się w pracy, powinni być na czołówkach list, a nie osoby nie wiadomo skąd. Ale wyszło tak, że nie szukano rozwiązań, które miały przynieść nam sukces, tylko chcieli zrealizować jakieś swoje założenia. I skończyło się, jak się skończyło.
W tym wszystkim prezes PiS wydaje się nie do ruszenia. Nikt złego słowa o nim nie powie. Nikt nie krytykuje wielkiego stratega PiS, który nie przewidział takiej porażki.
A internet kpi: "Przeniósł się z Warszawy do Kielc, by wywalczyć dla PiS więcej mandatów. W efekcie PiS stracił 2 mandaty w Warszawie i 2 mandaty w Kielcach".
Jeden z polityków: – Jarosław Kaczyński jeszcze nie przechodzi do historii. Jeszcze wiele przed nim. Robił już wiele rzeczy, których przed nim nikt w Polsce nie zrobił. Teraz zastanawia się, jak dalej funkcjonować. To jest człowiek, który nie podchodzi do takich rzeczy emocjonalnie. Oczywiście o wiele bardziej woli wygrać niż przegrać. Ale w polityce wszystko jest możliwe.
Czy w PiS boją się rozliczenia przez opozycję?
Jakie ogólnie panują nastroje w PiS? Dzień po wyborach jeden z posłów mówił nam o strachu, że nie będą rządzić. Inny o żalu, że tak zorganizowano tę kampanię.
Ale drugiego dnia częściej słyszymy, że jeszcze wszystko może się zdarzyć.
– A może jeszcze uda nam się stworzyć koalicję? Jest to mniej prawdopodobne, niż było wygranie tych wyborów, ale mogą być różne scenariusz. Nie wykluczałbym tego, ale też nie stawiałbym na to pieniędzy – mówi jeden z polityków.
Inny: – Walczymy o władzę. Życzę kolegom z Warszawy udanych negocjacji. Oczywiście są różne warianty, ale nie przekreślałbym PiS. My wygraliśmy. A że nie mamy większości, to nie znaczy, że jej nie zdobędziemy. To jest kwestia czasu. Rozmowy są zaawansowane. Wiem, czy wszyscy są przeciwko jednym, ale może być tak, że postawią jakieś warunki, my je zrealizujemy i będziemy rządzić.
W rozmowach z politykami PiS pojawia się też odbijanie piłeczki, że opozycji nie będzie tak łatwo. Pewność siebie. Granie demokracją, że tak zdecydowali wyborcy. A między wierszami tyrada, że teraz imigranci zaleją Polskę. Że opozycja sprzeda np. Orlen. I że są obawy, że to, co zostało zrobione za PiS, zostanie zaraz odebrane.
– W państwie demokratycznym nie wybiera się króla, który będzie rządził dożywotnio. Wybory są cztery lata. Zaraz będą kolejne. A ugrupowaniom opozycji nie będzie łatwo współpracować. Jeśli utworzą koalicję, to zaczną się wykruszać, zaczną się napięcia – przewiduje jeden z polityków PiS.
– Czy jest niepokój, że oddamy władzę? Może być wśród osób, które przylgnęły do nas, jak byliśmy przy władzy, i chciały czerpać z nas profity. I my takich osób nie będziemy żałować. Jak chcą być dalej z nami, to mogą być, ale jak nie to nie. PiS, a wcześniej PC, często było w opozycji, jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Takie są uroki demokracji. Raz się wygrywa, raz się przegrywa. Teraz będziemy twardą opozycją, ale kulturalną. Nie będziemy posuwać się do tego, co druga strona. Twarda opozycja, to nie znaczy totalna – mówi.
Pytamy też o rozliczanie. Czy nie boją się tego, że opozycja rozliczy ich teraz za osiem lat rządów?
Jeden z polityków PiS: – Rozliczać? Bardzo dobrze. My też rozliczaliśmy. Jeśli ustaliliśmy, że ktoś nieprawidłowo postępuje, niezgodnie, z prawem, to sami wypalaliśmy rozżarzonym żelazem. Nie ma obawy, myśmy wszystko wypalili. A jeśli ktoś się jeszcze znajdzie, to jak chcą, to niech rozliczają.
Czytaj także: https://natemat.pl/517579,czy-i-czym-pis-mialby-kusic-psl-politycy-opozycji-to-bzdura-niemozliwe