Śledczy sprawdzają nieznany wątek ws. Grzegorza Borysa. "Pukali od drzwi do drzwi"
Poszukiwania Grzegorza Borysa trwają od 20 października. Śledczy sprawdzają różne tropy, a jeden z nowych wątków dotyczy publikacji na łamach "Faktu". Chodzi o sytuację, do której miało dojść jeszcze przed tragedią. Okazało się, że ludzie słyszeli awanturę, a głosy dochodziły podobno z mieszkania Borysa i jego rodziny.
– Słyszałam awanturę, nie dało się tego nie słyszeć, tak było głośno, a potem przed blokiem stał radiowóz policyjny – mówiła tabloidowi jedna z sąsiadek pary. Podobną relację przekazały dziennikarzom też inny osoby z sąsiedztwa.
Nie wiadomo, o co mogło chodzić we wspomnianej kłótni, ale mundurowi podjęli konkretne kroki ws. tych doniesień. Jak podaje "Fakt", w miniony weekend żandarmi wojskowi odwiedzili mieszkańców okolicznych bloków. – Pukali od drzwi do drzwi i pytali między innymi o informacje z artykułu – przyznała anonimowo jedna z osób.
Jak podkreślił jeden z informatorów dziennika, mundurowi chcieli się dowiedzieć czegoś więcej o awanturze i o radiowozie, który stał przed blokiem. – My wcześniej mówiliśmy o tym policjantom, ale chyba nie dali temu wiary, a to przecież może być kluczowa informacja dla ustalenia motywów zbrodni – dodał.
Czy Grzegorz Borys żyje?
3 listopada policja podała, że zawęża obszar poszukiwań mężczyzny, który podejrzany jest o zamordowanie swojego 6-letniego syna. – Szukamy Grzegorza Borysa, ale nie wykluczamy, że może on nie żyć – powiedziała kom. Karina Kamińska z biura prasowego policji w Gdańsku w odniesieniu do akcji służb.
Zawężony obszar poszukiwań obejmuje dwa hektary i wyznaczono go w rejonie gdyńskiego zbiornika wodnego Lepusz. Ten znajduje się w otulinie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. "Policjanci i żandarmi wojskowi zakładają, że w tym miejscu może znajdować się poszukiwany Grzegorz Borys" – podała KWP w Gdańsku w oficjalnym komunikacie.