"Paul McCartney nie żyje". Zwolennicy tej teorii spiskowej zebrali sporo "dowodów" na śmierć gwiazdy

Ola Gersz
07 listopada 2023, 17:21 • 1 minuta czytania
Paul McCartney żyje i ma się dobrze, ale według niektórych to wcale nie on, ale... sobowtór członka The Beatles. Co stało się z prawdziwym Paulem? Zginął w wypadku samochodowym w 1966 roku. Brzmi szalenie? Owszem, ale miejska legenda, a zarazem teoria spiskowa "Paul nie żyje" ma się dobrze od prawie 60 lat (mimo że została oficjalnie zdementowana). Jej zwolennicy mają jednak sporo "dowodów": teksty piosenek, okładki płyty i sam wygląd McCartneya.
Po lewej Paul McCartney w 1963 roku, po prawej w 1973 roku. Według teorii "Paul nie żyje" ten drugi ma być sobowtórem Fot. Ian Wright/Polaris // Universal Archive/UIG Art and History/East News

Paul McCartney, kulturowa ikona i gwiazda muzyki, były członek The Beatles, jeden z najwybitniejszych kompozytorów i wykonawców na świecie, ma dziś 81 lat i wcale nie zwalnia tempa. Koncertuje, nagrywa, a zaledwie kilka dni temu wypuścił z Ringo Starrem ostatnią piosenkę Beatlesów "Now and Then", w której słyszymy głos zmarłego Johna Lennona wygenerowany z demo przez sztuczną inteligencję (w teledysku obok McCartneya i Starra widzimy zarówno jego, jak i nieżyjącego George'a Harrisona).

Są jednak na świecie tacy, którzy uważają, że... to nieprawdziwy Paul McCartney. Prawdziwy Paul miał zginąć 57 lat temu w wypadku samochodowym, a to jego sobowtór. Oto legenda miejska i teoria spiskowa "Paul nie żyje", która do dziś budzi emocje.

"Paul nie żyje", czyli Paul McCartney zginął w 1966 roku?

Plotki o śmierci Paula McCartneya po raz pierwszy zaczęły pojawiać się we wrześniu 1966 roku, chociaż nikt nie wie, skąd tak naprawdę się wzięły. Tony Barrow, ówczesny rzecznik prasowy The Beatles, wspominał w swojej książce "John, Paul, George, Ringo and Me", że nagle zaczął odbierać wiele telefonów od zaniepokojonych ludzi pytających, czy z Paulem jest wszystko w porządku. Na każdy z nich miał odpowiadać, że tak, właśnie z nim rozmawiał.

To jednak nie uspokoiło publiki, bo w 1967 roku w Londynie zaczęto mówić o domniemanym wypadku samochodowym na drodze M1 w Wielkiej Brytanii z dnia 7 stycznia. Sporo ludzi było przekonanych, że to właśnie w nim zginął Paul McCartney (który miałby wtedy 23 lata). Teoria zaczęła własnym życiem i rozprzestrzeniła się w Wielkiej Brytanii i USA. Pojawiały się artykuły, programy telewizyjne, audycje radiowe, piosenki, zdjęcia, ludzie wymieniali się "dowodami".

Ale kim w takim razie był Paul McCartney, który wciąż występował z The Beatles? Miał być sobowtórem, którego znaleziono po śmierci "prawdziwego" Paula. W ten sposób grupa – z pomocą MI5, brytyjskiej Służby Bezpieczeństwa – chciała zapobiec zbiorowej żałobie, a także zapewnić sobie swoje dalsze istnienie. Tak przynajmniej twierdzą zwolennicy teorii "Paul is dead".

Przez dekady istnienia zebrali oni sporo "dowodów" na śmierć McCartneya. Głównym miał być oczywiście wygląd McCartneya. Zwolennicy teorii zwracali uwagę na różnice w nosie, brodzie czy kształcie twarzy u Paula przed 1966 rokiem i po nim, które uwypuklały się z biegiem lat. Oczywiście takie zmiany mogą być wynikiem naturalnego procesu starzenia się i zmian stylu życia, jednak wielu fanów The Beatles było przekonanych, że to po prostu zupełnie inny człowiek.

"Dowody" zwolenników teorii, że Paul McCartney to sobowtór

Jednak wytrwali fani wynajdowali najważniejsze "dowody" w twórczości Czwórki z Liverpoolu. "Dowody" dostarczane podobno przez samych Beatlesów, którzy w tajemnicy mieli sygnalizować fanom, że śpiewa i gra z nimi "drugi Paul" (ochrzczony przez spiskowców Faulem McCartneyem). Dlaczego to robili? Bo miało zżerać ich poczucie winy, że okłamują publikę.

To między innymi okładki płyt The Beatles. Na okładce "Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band" z 1957 roku, ósmego albumu Brytyjczyków, znajduje się, chociażby żółty wieniec pogrzebowy w kształcie gitary basowej. McCartney był basistą, dlatego dla zwolenników "Paul nie żyje" było to niezaprzeczalne potwierdzenie, że muzyk nie żyje. Najprawdopodobniej był to jednak hołd dla zmarłego w 1962 roku Stu Sutcliffe'a, byłego członka Beatlesów, również basisty.

Niektórych przekonuje z kolei tylna okładka, na której Paul stoi tyłem, a jego koledzy przodem, a jeszcze innych fakt, że sama główna grafika sprawia wrażenie ceremonii pogrzebowej, a wszyscy wydają się stać nad grobem.

Najwięcej szalonych teorii pojawiło się jednak wokół "Abbey Road", płyty The Beatles z 1969 roku z ikonicznym zdjęciem na okładce, na którym John, Ringo, Paul i George przechodzą przez pasy na tytułowej ulicy. Dlaczego? Bo McCartney jako jedyny jest na nim boso. Miało to udowadniać, że w momencie wydania albumu muzyk nie żyje, a na zdjęciu jest Faul (który miał w rzeczywistości nazywać się William Campbell, Bill Shepherd albo Billy Shears, który jest wymieniony w piosence "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band").

Niektórzy fani twierdzili także, że zdjęcie na "Abbey Road" to w rzeczywistości pochód pogrzebowy. Ubrany na biało Lennon miał być Bogiem albo aniołem, ubrany na czarno Starr – pracownikiem zakładu pogrzebowego, a George Harrison w dżinsie – grabarzem. Z kolei bosy Paul był nieboszczykiem.

Zwolennicy teorii doszukiwali się także drugiego dna w piosenkach Beatlesów. Twierdzili, chociażby, że w końcówce "Strawberry Fields Forever" John Lennon mówi w tle "I buried Paul" ("Pochowałem Paula"), co wyłapał jeden z mikrofonów w studiu. Inni słyszą z kolei coś innego: "cranberry sauce" (sos żurawinowy) albo "I'm very bored" ("Ale mi się nudzi"). Niewykluczone jednak, że to faktycznie "I buried Paul" powiedziane przez Lennona (słynącego z poczucia humoru) dla żartu: zespół był bowiem wówczas świadomy plotek o śmierci McCartneya.

Beatlesi mieli również nawiązywać do śmierci Paula w wielu piosenkach, m.in. "Lovely Rita", "A Day In The Life", "Don't Pass Me By", "Blue Jay Way" czy "Don't Pass Me By". W "A Day In The Life" "dowodem" miał być wyśpiewany przez Johna Lennona wers "He blew his mind out in a car" ("Strzelił sobie w głowę w samochodzie"), co ma nawiązywać do innej teorii, że, owszem, Paul zginął w aucie, ale popełnił samobójstwo.

O tym, że Paul nie żyje, mają również świadczyć teksty niektórych piosenek po puszczeniu ich od tyłu. Przykład? Domniemane słowa "Paul is dead, I miss him, I miss him" ("Paul nie żyje, tęsknię za nim, tęsknię za nim") w "I'm So Tired" albo "turn me on, dead man, turn me on, dead man" ("włącz mnie, martwy mężczyzno, włącz mnie, martwy mężczyzno") w "Revolution 9".

Teoria, że Paul McCartney nie żyje, jest absurdalna, ale wielu w nią wierzy

Członkowie The Beatles, ich menedżer Brian Epstein oraz przedstawiciele wytwórni płytowej zdementowali teorię "Paul is dead". "Ta historia krąży już od około dwóch lat – dostajemy listy od najróżniejszych wariatów, ale Paul wciąż jest z nami" – brzmiało oficjalne oświadczenie w 1969 roku.

Z kolei w listopadzie tego samego roku w magazynie "Life" pojawił się wywiad z McCartneyem. "Sprawa 'zaginionego' Beatlesa. Paul wciąż jest z nami" – wieścił tytuł na okładce, na której Paul pozował z żoną Lindą i dwójką dzieci.

W 1993 roku McCartney zażartował z legendy miejskiej, nazywając swój solowy album koncertowy "Paul Is Live" (co oznacza dosłownie "Paul na żywo", ale jest grą ze zwrotem "Paul żyje"). Na okładce... muzyk wyprowadza psa na Abbey Road, tej samej słynnej ulicy z płyty Beatlesów.

Mimo zaprzeczeń i samych Beatlesów, i ekspertów teoria przetrwała, a w 2009 roku magazyn "Time" wymienił ją jedną z "dziesięciu najdłużej istniejących teorii spiskowych". To również jedna z najsłynniejszych legend miejskich w świecie muzyki. Przed dekady powiększała ona jeszcze tłumy na koncertach Czwórki z Liverpoolu, a i dzisiaj wielu w nią wierzy.

Dlaczego? Cóż, ludzie lubią sensacje, tajemnice, ukryte znaczenia (nawet jeśli ich nie ma) oraz... spiski. Sama szalona teoria "Paul nie żyje" tylko podrasowała ikoniczność The Beatles i przyczyniła się do olbrzymiego kulturowego znaczenia zespołu, ale trzeba pamiętać, że to czysta fikcja, nadinterpretacja i wyobraźnia. A być może żart samych Beatlesów, którzy lubili igrać z publiką? Kto wie.