Nowe fakty ws. zabetonowanego auta z Łodzi. Straż miejska ujawniła, co grozi kierowcy
W poniedziałek Straż Miejska ustaliła, że samochód znajdował się na parkingu przed centrum handlowym Manufaktura.
"Samochodu już tam nie ma, ale są nowe informacje o innym miejscu parkowania toyoty. Nie szukamy jednak auta, ale jego kierowcy. Mamy ograniczone możliwości prawne, tym bardziej że według taryfikatora właścicielowi grozi tylko 100 złotych mandatu i jeden punkt karny za złamanie zakazu zatrzymywania się" – przekazał PAP Marek Marusik z łódzkiej straży miejskiej w wypowiedzi, którą cytuje RMF FM.
Jak wyraził się przedstawiciel straży miejskiej, "podejrzewamy, że ostatnie poczynania kierowcy to może być jakiś event". – Nie wiadomo, czy wykonawca będzie wobec kierowcy podejmował działania prawne w związku z utrudnieniami prac remontowych – dodał.
Zabetonowane auto z Łodzi zniknęło
3 listopada do internetu trafiły zdjęcia oraz nagrania przedstawiające absurdalną sytuację: robotników wylewających beton dookoła zaparkowanego samochodu. Zadbali oni też o to, żeby auto mimo wszystko nie ucierpiało: pojazd został pokryty folią, a dookoła niego rozstawiono deski, dzięki którym beton nie zalał kół. O samochodzie zrobiło się głośno, a służby przez całą sobotę usiłowały skontaktować się z właścicielem pojazdu. Ten jednak na wezwania nie odpowiedział. Za to w nocy słynne auto... zniknęło. – Mieszkańcy o drugiej w nocy słyszeli hałas, a potem okazało się, że auto odjechało. Sądzę, że to mógł być właściciel – powiedział w niedzielę "Gazecie Wyborczej" Jarosław Kostrzewa, prowadzący grupę facebookową LDZ Zmotoryzowani Łodzianie, która jako pierwsza nagłośniła historię zabetonowanego auta. Widać było prostokątną dziurę, która pozostała na ul. Legionów w Łodzi. Pozostały podstawki od znaków drogowych, za pomocą których kierowca auta prawdopodobnie zdołał się wydostać z betonowej pułapki. Mógł to zrobić, gdyż na koła nie została założona blokada.