Tak wygląda Audi Q8 po liftingu. Jest oczywiście lepsze i… upodobniło się do Tesli

Piotr Rodzik
07 listopada 2023, 20:36 • 1 minuta czytania
Nie wiadomo kiedy ten czas zleciał, ale Audi Q8 jest na rynku już od pięciu lat. To już całkiem porządny staż na rynku i dlatego ludzie z Ingolstadt uznali, że najwyższa pora odświeżyć ten model. I zmiany są – choć momentami dość kosmetyczne, a momentami… co najmniej nieoczekiwane.
Oto nowe Audi Q8. Fot. mat. prasowe

Na wstępie trzeba powiedzieć, że zmiany w Q8 są takie, jaki w ogóle jest ten model. Czyli dyskretne. Bo Audi Q8 zawsze takie było. W lidze, gdzie liczą się wodotryski, najbardziej prestiżowy SUV od Audi to w zasadzie wyważone, komfortowe auto.


Tutaj nasz test wersji przedliftingowej:

Czytaj także: https://natemat.pl/425827,80-kilometrow-w-korku-za-kierownica-audi-q8-test-ogromnego-suv-a-coupe

I takie też są właśnie zmiany w tym modelu. Bo jeśli nie jesteś psychofanem Audi, to auta po liftingu być może nawet na ulicy… po prostu nie poznasz. Ale lista zmian jednak jest. Co się więc zmieniło?

Wygląd

Niby niedużo, ale jednak – nowe kolory lakierów oraz obręcze felg (nawet o monstrualnym rozmiarze 23 cali) to nie wszystko. Z przodu od razu rzuca się w oczy… samo logo marki. Jest nowe, czyli takie jakby spłaszczone. Rodem z elektrycznych aut tej marki.

Zmieniło się także wypełnienie osłony chłodnicy (a boczne otwory mają nowy wzór, który od razu upodabnia auto do bardziej sportowych wersji), a same reflektory (o ich technice trochę później) mają nowy wzór – czy też, jak to kochają nazywać w Audi, sygnaturę świetlną. Tę, co ciekawe, można zmieniać. Wystarczy kilka kliknięć w menu samochodu i naszym oczom objawi się nowy wzór świateł do jazdy dziennej. Do wyboru są cztery różne konfiguracje – o ile oczywiście za nie zapłacisz.

Taki sam bajer znajdziemy z tyłu auta na nowych, OLED-owych lampach. Oczywiście nie ma to żadnego przełożenia na bezpieczeństwo jazdy, ale bajer robi wrażenie.

Z tyłu w oczy rzucają się jeszcze końcówki wydechu. Te wreszcie są prawdziwe – Audi rakiem wycofuje się ze swojego pomysłu z "zimnym wydechem", który w ostatnich latach powodował kpiny fanów motoryzacji.

Trochę nowinek technicznych

Wspomniałem wcześniej o reflektorach. Te nie tylko mają zmienną sygnaturę świetlną, ale przede wszystkim są po prostu dziełem niemieckiej inżynierii. Opcjonalne reflektory HD Matrix dzięki laserowej wiązce potrafią teraz oświetlać drogę na niemal… kilometr. I oczywiście przy tym jako kierowca nie oślepiasz innych użytkowników dróg, gdyż reflektory są w pełni adaptacyjne.

Czy to działa? Nie wiem, ponieważ nowym Q8 na razie miałem okazję przejechać się tylko chwilę… jako pasażer. I to w ciągu dnia.

W środku w oczy rzuca się nowy wirtualny kokpit. Ma wyższą rozdzielczość i poprawione grafiki. W oczy rzuca się nowy widok otoczenia. Dzięki czujnikom samochód za kierownicą wyrysowuje drogę (np. autostradę z trzema pasami) i pokazuje pojazdy na niej się znajdujące.

Gadżet przydatny zwłaszcza, jeśli korzystamy z autonomicznej jazdy, i… rozwiązanie rodem z Tesli. I to nie jedyne w tym aucie. Do swojej dyspozycji kierowca (pasażer?) ma bowiem teraz szereg… gier. Te mają nam się przydać, aby nie nudzić się w trakcie korków, jak mniemam, bo przecież Q8 to nie elektryk.

Funfact – niektóre gry są dokładnie te same co w Teslach.

Sam ekran centralny (ten multimedialny) też doczekał się odświeżenia. Grafiki menu są delikatnie inne, pojawiły się nowe widżety oraz… aplikacje. Tak, w swoim Q8 możesz mieć teraz np. zainstalowanego Spotify’a. Dla mnie to jednak drobny przerost formy nad treścią – jednak Apple CarPlay czy Android Auto to dla mnie dalej podstawa.

Przedstawiciele Audi co prawda bronią tej funkcji i twierdzą, że dzięki temu muzyka nie wyłączy się, kiedy wysiądziesz z auta, ale trochę to naciągane.

I… to tyle.

Audi nie zmieniło jednostek napędowych czy właściwości jezdnych

Samochód jeździ dokładnie tak samo jak przed liftingiem. Nie to, że coś tu trzeba było zmieniać. Audi Q8 dalej świetnie maskuje swoje rozmiary dzięki adaptacyjnemu zawieszeniu oraz standardowej w tym modelu tylnej osi skrętnej. Q8 po prostu nie boi się zakrętów.

Dzięki wspomnianemu zawieszeniu adaptacyjnemu nie męczy też na 23-calowych obręczach kół. A sama jazda oczywiście jest dynamiczna, bo w gamie zwyczajnie nie ma słabych silników. To nie ten kaliber.

Do wyboru mamy więc dwa turbodiesle (oba 3.0 TDI V6) o mocy odpowiednio 231 i 286 KM (oraz 500 i 600 Nm) i benzynowy 3.0 TFSI V6 o mocy 340 KM i momencie 500 Nm.

Wisienką na torcie jest wersja SQ8. Tutaj mamy czterolitrowe V8, 507 koni mechanicznych i aż 770 niutonometrów. Najmocniejsza wersja rusza do "setki" w zaledwie 4,1 sekundy.

Ceny nowego modelu startują od 392 tysięcy złotych za wersję 45 TDI. SQ8 to niemal 570 tysięcy. I pewnie i tak najpopularniejsze będą te droższe wersje. Bo takie po prostu wybierają polscy klienci. W naszym kraju w przeciwieństwie np. do Niemiec nie będzie dostępna bazowa wersja bez S-Line. Po prostu nie ma u nas na to klienta.