Duda zastawił pułapkę na nowy rząd. "Tyle wytrzymaliśmy, damy radę i teraz"

Katarzyna Florencka
09 listopada 2023, 16:50 • 1 minuta czytania
Dając Mateuszowi Morawieckiemu szansę na utworzenie rządu, Andrzej Duda równocześnie rzucił kłody pod nogi opozycji. Gabinet Donalda Tuska powstanie prawdopodobnie dopiero w połowie grudnia – i będzie miał rekordowo mało czasu na przygotowanie swojej ustawy budżetowej na 2024 rok. A jeśli nie zdąży, prezydent będzie mógł rozpisać przedterminowe wybory.
Jeśli nowy rząd nie zdąży z ustawą budżetową, prezydent Duda będzie mógł rozwiązać Sejm Fot. Jacek Dominski/REPORTER

Wszystko stało się jasne po tym, jak prezydent Andrzej Duda w pierwszej kolejności powierzył misję stworzenia rządu Mateuszowi Morawieckiemu: ugrupowania aktualnej opozycji będą miały rekordowo mało czasu na zajęcie się projektem ustawy budżetowej.


Tymczasem, jak już pisaliśmy w naTemat.pl, jest ona absolutnie kluczowa – jeśli Sejm nie zdąży jej uchwalić w terminie, Andrzej Duda będzie miał pretekst do rozwiązania parlamentu i rozpisania przedterminowych wyborów. Ustawa musi trafić na biurko głowy państwa do końca stycznia.

Problem z ustawą budżetową. Co zrobi nowy rząd?

Ugrupowania opozycyjne są w pełni świadome tego, że czeka je wyścig z czasem. Prawnicy są co prawda podzieleni co do tego, czy nowy rząd w ogóle obowiązuje termin końca stycznia – wynika on bowiem z tego, że Prawo i Sprawiedliwość projekt swojej ustawy budżetowej złożyło 29 września. Nikt nie ma jednak ochoty wchodzić w tej sprawie w spór z prezydentem.

Najprawdopodobniej nowy minister finansów przedstawi więc w parlamencie lekko zmienioną wersję budżetu PiS – która będzie później nowelizowana.

– Musimy zdążyć. Tego czasu rzeczywiście będzie niewiele, ale trzeba założyć z góry, że będziemy nowelizować ustawę budżetową. To, co jest, przyjąć z poprawkami, z kluczowymi zmianami. Tak, żeby do końca stycznia budżet trafił na biurko pana prezydenta – powiedział Interii Janusz Cichoń, wiceprzewodniczący sejmowej komisji budżetowej i były wiceminister finansów.

W ustawie od razu znajdą się prawdopodobnie podwyżki dla nauczycieli o 30 proc. oraz dla pracowników budżetówki o 20 proc. – jak również inne sprawy pojawiające się w umowie koalicyjnej.

Politycy PO nie mają przy tym wątpliwości, że Andrzej Duda za pomocą ustawy budżetowej zastawił na aktualną opozycję pułapkę. – Pan prezydent powinien się świetnie na tym znać, bo kiedy pracował w Kancelarii Prezydenta, również przedstawiał swoje części budżetowe – zwraca uwagę Interii Krystyna Skowrońska, wiceprzewodnicząca sejmowej komisji budżetowej.

– Przypominam sobie, kiedy jako minister właśnie to robił. Doskonale więc wiedzą, jak to działa. A że chcą zrobić pod górkę? No nic, tyle wytrzymaliśmy, damy radę i teraz – dodaje.

Co znajdzie się w umowie koalicyjnej?

Podwyżki dla budżetówki, zmiany w szkołach i reforma mediów publicznych – takie zapisy miały się znaleźć w umowie koalicyjnej partii opozycji demokratycznej, do której dotarła "Gazeta Wyborcza".

Jak ustaliliśmy, jednym z największych wygranych rozmów koalicyjnych ma być Władysław Kosiniak-Kamysz, który obejmie aż dwa kluczowe stanowiska.

Umowa koalicyjna ma zawierać kwestie, co do których politycy wszystkich frakcji nie mają wątpliwości.

– I na to po dyskusji się umówiliśmy. To najlepsza formuła na starcie nowej większości – mówi anonimowo cytowany przez gazetę polityk opozycji. – Umowa jest ramowym zapisem naszych zobowiązań wobec wyborców. W trakcie kadencji będzie wypełniana treścią. Myślę tu o ustawach, decyzjach gabinetu Tuska czy kalendarzu rządzenia – dodał.

Gazeta podaje, że trzy partie, które chcą razem tworzyć rząd po wyborach, co umożliwia im większość sejmowa, są zgodne co kilku postulatów. Ma to być audyt finansów publicznych, zmiany w systemie edukacji, powołanie komisji śledczej dotyczącej nadużycia władzy przez PiS, ale też utrzymanie programów socjalnych.