Duda zastawił pułapkę na nowy rząd. "Tyle wytrzymaliśmy, damy radę i teraz"
Wszystko stało się jasne po tym, jak prezydent Andrzej Duda w pierwszej kolejności powierzył misję stworzenia rządu Mateuszowi Morawieckiemu: ugrupowania aktualnej opozycji będą miały rekordowo mało czasu na zajęcie się projektem ustawy budżetowej.
Tymczasem, jak już pisaliśmy w naTemat.pl, jest ona absolutnie kluczowa – jeśli Sejm nie zdąży jej uchwalić w terminie, Andrzej Duda będzie miał pretekst do rozwiązania parlamentu i rozpisania przedterminowych wyborów. Ustawa musi trafić na biurko głowy państwa do końca stycznia.
Problem z ustawą budżetową. Co zrobi nowy rząd?
Ugrupowania opozycyjne są w pełni świadome tego, że czeka je wyścig z czasem. Prawnicy są co prawda podzieleni co do tego, czy nowy rząd w ogóle obowiązuje termin końca stycznia – wynika on bowiem z tego, że Prawo i Sprawiedliwość projekt swojej ustawy budżetowej złożyło 29 września. Nikt nie ma jednak ochoty wchodzić w tej sprawie w spór z prezydentem.
Najprawdopodobniej nowy minister finansów przedstawi więc w parlamencie lekko zmienioną wersję budżetu PiS – która będzie później nowelizowana.
– Musimy zdążyć. Tego czasu rzeczywiście będzie niewiele, ale trzeba założyć z góry, że będziemy nowelizować ustawę budżetową. To, co jest, przyjąć z poprawkami, z kluczowymi zmianami. Tak, żeby do końca stycznia budżet trafił na biurko pana prezydenta – powiedział Interii Janusz Cichoń, wiceprzewodniczący sejmowej komisji budżetowej i były wiceminister finansów.
W ustawie od razu znajdą się prawdopodobnie podwyżki dla nauczycieli o 30 proc. oraz dla pracowników budżetówki o 20 proc. – jak również inne sprawy pojawiające się w umowie koalicyjnej.
Politycy PO nie mają przy tym wątpliwości, że Andrzej Duda za pomocą ustawy budżetowej zastawił na aktualną opozycję pułapkę. – Pan prezydent powinien się świetnie na tym znać, bo kiedy pracował w Kancelarii Prezydenta, również przedstawiał swoje części budżetowe – zwraca uwagę Interii Krystyna Skowrońska, wiceprzewodnicząca sejmowej komisji budżetowej.
– Przypominam sobie, kiedy jako minister właśnie to robił. Doskonale więc wiedzą, jak to działa. A że chcą zrobić pod górkę? No nic, tyle wytrzymaliśmy, damy radę i teraz – dodaje.
Co znajdzie się w umowie koalicyjnej?
Podwyżki dla budżetówki, zmiany w szkołach i reforma mediów publicznych – takie zapisy miały się znaleźć w umowie koalicyjnej partii opozycji demokratycznej, do której dotarła "Gazeta Wyborcza".
Jak ustaliliśmy, jednym z największych wygranych rozmów koalicyjnych ma być Władysław Kosiniak-Kamysz, który obejmie aż dwa kluczowe stanowiska.
Umowa koalicyjna ma zawierać kwestie, co do których politycy wszystkich frakcji nie mają wątpliwości.
– I na to po dyskusji się umówiliśmy. To najlepsza formuła na starcie nowej większości – mówi anonimowo cytowany przez gazetę polityk opozycji. – Umowa jest ramowym zapisem naszych zobowiązań wobec wyborców. W trakcie kadencji będzie wypełniana treścią. Myślę tu o ustawach, decyzjach gabinetu Tuska czy kalendarzu rządzenia – dodał.
Gazeta podaje, że trzy partie, które chcą razem tworzyć rząd po wyborach, co umożliwia im większość sejmowa, są zgodne co kilku postulatów. Ma to być audyt finansów publicznych, zmiany w systemie edukacji, powołanie komisji śledczej dotyczącej nadużycia władzy przez PiS, ale też utrzymanie programów socjalnych.