Co dalej z teleturniejem "Jeden z dziesięciu"? Decyzja TVP nie spodoba się fanom
Przypomnijmy, że "Jeden z dziesięciu" jest oparty na brytyjskim formacie "Fifteen to one", który był uznawany za jeden z najtrudniejszych quizów w telewizji. Pierwszy polski odcinek miał premierę 3 czerwca 1994 roku i obecnie jest najdłużej emitowanym teleturniejem w polskiej telewizji. Formuła jest prosta: jeden prowadzący, dziesięciu uczestników. Pytanie – kilka sekund na odpowiedź. Pierwsza runda – dziesięć osób. Finał – tylko trzy. Liczy się rozległa wiedza z wielu dziedzin. I tylko to, nikt nie pyta uczestników o poruszające historie rodzinne. Przepisem na sukces okazała się prosta forma, erudycja... oraz prowadzący.
Co dalej z "Jeden z dziesięciu"?
I tak o to program "Jeden z dziesięciu" jest wciąż popularny. Jednak w ostatnim czasie na korytarzach Telewizji Polskiej może być niezły chaos. Mówi się, że po wyborach parlamentarnych wielu pracowników może obawiać się o swoje stanowiska.
Ponadto Plotek dowiedział się, że TVP może zmagać się z problemami dotyczącymi finansów. Z tego też powodu prezes Mateusz Matyszkowicz miał podjąć radykalne kroki.
"Z anteny znikną ulubieńcy widzów. Ze względu na oszczędności TVP nie wyemituje premierowych odcinków 'Jednego z dziesięciu' i 'Ojca Mateusza'. Na 28 listopada zaplanowano premierę 141. sezonu. Niestety, wskutek decyzji prezesa na widzów czekać będą powtórki 134. serii" – czytamy.
Kulisy nagrań programu "Jeden z dziesięciu". Jak zachowuje się Sznuk?
Dodajmy, że od samego początku prowadzącym "Jeden z dziesięciu" jest Tadeusz Sznuk. Zaskarbił sobie sympatię widzów szykiem i elegancją.
Pewnego razu o gospodarzu rozgadał się jeden z uczestników. Mowa o Wiktorze Strzelczyku, który w poście w mediach społecznościowych napisał, że kiedyś ze Sznukiem można było porozmawiać w przerwie nagraniowej.
Z jego relacji wynika, że teraz jest to niemożliwe. Chodzi o chorobę, którą miał przebyć gospodarz. "Tadeusz Sznuk od czasu pandemii trzyma dystans fizyczny do graczy. Niestety nie można już z kim gawędzić w przerwie między etapami (przed finałem jest 10 minut przerwy). Tak samo było po finale. Gdy podszedłem się pożegnać, momentalnie pani reżyser poprosiła o dystans. Ponoć w czasie odcinków pandemicznych jakiś zawodnik go niby zaraził COVID-em" – napisał Strzelczyk.