Zadłużenie szpitali jeszcze nigdy nie było tak wielkie. To efekt 8 lat rządów PiS

Beata Pieniążek-Osińska
17 listopada 2023, 11:33 • 1 minuta czytania
Te placówki raczej nigdy nie były w dobrej sytuacji finansowej, ale ich zadłużenie po ośmiu latach rządów PiS jest dwa razy większe niż w 2015 r. Nie było się czym chwalić, więc dane zostały opublikowane dopiero po wyborach.19,5 mld zł – tyle wyniosły długi szpitali na koniec 2022 r.
Zadłużenie szpitali sięgnęło rekordowej kwoty. Tak PiS rządził przez 8 lat. Slawomir Kowalski/Polska Press/East News

19,5 mld zł – tyle na koniec 2022 r. wynosiły długi publicznych szpitali, według danych opublikowanych przez MZ.

Zobowiązania wymagalne, czyli te, których termin spłaty już minął, wyniosły ponad 2 mld zł.


Z tabeli na stronie MZ wynika, że zadłużenie szpitali w ciągu 8 lat, gdy rządził PiS, niemal podwoiło się, bo w porównaniu do 2015 r. wzrosło z 10,8 mld zł do 19,5 mld zł na koniec 2022 r.

Nie bez znaczenia jest też to, iż dane o zadłużeniu szpitali pojawiły się dopiero po wyborach parlamentarnych. To nie pierwszy raz, gdy dane te ministerstwo zdrowia za rządu PiS ujawnia z opóźnieniem.

Skąd wzrost zadłużenia?

O fatalnej kondycji finansowej szpitali mówi się od dawna, ale szczególnie ostatnie lata zamiast poprawy obiecywanej przez rząd PiS, dla którego zdrowie miało być jednym z priorytetów, przyniosły "zapaść" w ochronie zdrowia, jak mówią o tym przedstawiciele branży.

Nie pojawiły się bowiem żadne propozycje dotyczące zmiany finansowania, która urealniłaby stawki za wykonywane świadczenia. Zniesienie limitów w niektórych zakresach także nie poprawiło sytuacji finansowej szpitali, bo wykonując jeszcze więcej źle wycenionych procedur, placówka traci na tym jeszcze bardziej. Nie sprawdziła się też reforma wprowadzająca sieć szpitali i finansowanie ryczałtowe.

Dodatkowo pandemia COVID-19 spowodowała wstrzymanie wykonywania świadczeń, a ich realizacja jest warunkiem finansowania przez NFZ. Szpitale do dziś borykają się ze skutkami wprowadzonych wówczas "zaliczek".

Dyrektorzy szpitali zwracają uwagę, że w ostatnich dwóch latach dostali też gigantyczne zadanie, jakim jest realizacja ustawowych podwyżek minimalnych wynagrodzeń dla pracowników ochrony zdrowia. Jednak bez zapewnienia pełnego finansowania tego zadania.

Pieniądze poszły tylko na podwyżki pensji minimalnych, ale w związku z nimi do dyrektorów szpitali ustawili się po podwyżki w kolejce także pozostali pracownicy, a koszty pracy poszybowały w górę.

Szpitalnych korytarzy nie ominęła też wysoka inflacja. Wzrosły ceny energii, ogrzewania, zaopatrzenia, wyrobów medycznych, środków higienicznych oraz wszelkich usług zlecanych na zewnątrz.

Wszystko to odbiło się na szpitalnych budżetach i nawet te placówki, które do tej pory związywały jakoś koniec z końcem, zaczęły szukać pożyczek.

Zdrowie w nowym rozdaniu

System ochrony zdrowia jest daleki od ideału i nowy rząd, który chcą tworzyć partie koalicyjne, będzie miał niełatwe zadanie, aby ten system naprawić.

W grę wchodzi nie tylko zmiana systemu finansowania świadczeń, odwrócenie piramidy świadczeń tak, aby przenieść ciężar opieki z najdroższych kosztowo szpitali na ambulatoryjną opiekę, ale także poprawa dostępu pacjentów do świadczeń, czyli zwyczajnie skrócenie kolejek. Te za rządów PiS - także wbrew obietnicom - nie zmalały.

Jednocześnie medycyna idzie ciągle do przodu i dostępne są coraz to nowsze i skuteczniejsze technologie, procedury i leki, których refundacji oczekują pacjenci.

Tymczasem do umowy koalicyjnej wpisano m.in. oddłużenie szpitali i zniesienie limitów. Jednak to rozwiązania, które tylko na chwilę poprawią sytuację, ale nie usuną przyczyny kryzysu w ochronie zdrowia.

Nie wiadomo nawet, kto będzie ministrem zdrowia w koalicyjnym rządzie i weźmie na barki te niełatwe zadania. Karuzela nazwisk wciąż się kręci.

Optymiści z branży mówią, że to świadczy o tym, iż przyszły rząd zdaje sobie sprawę z wyzwania i szuka odpowiedniej osoby, która temu podoła. Pesymiści zaś twierdzą, że nikt z koalicjantów nie chce wziąć odpowiedzialności za resortu zdrowia, bo za dużo tam problemów i niepopularnych decyzji do podjęcia.