Wraca sprawa nożownika z Poznania. Sąd podjął decyzję ws. jego dalszego aresztu

redakcja naTemat
17 listopada 2023, 15:47 • 1 minuta czytania
W drugiej połowie października 71-latek dźgnął nożem małe dziecko. Pięcioletni Maurycy nie przeżył mimo wysiłków lekarzy. Mężczyzna trafił do aresztu, a dokładnie na szpitalny oddział. W piątek sąd zdecydował, czy Zdzisław C. może odpowiadać z wolnej stopy. Tak się nie stanie.
Zabójstwo 5-latka w Poznaniu. Sąd podjął nową decyzję ws. Maurycego C. Fot. Lukasz Gdak/East News

Radio Poznań informuje w piątek, że Zbysław C. pozostanie w areszcie. "Sąd Okręgowy w Poznaniu utrzymał dziś decyzję niższej instalacji i odrzucił zażalenie obrońcy" – przekazała rozgłośnia.


Nożownik z Poznania nie wyjdzie z aresztu

Sąd uznał, jak czytamy na stronie Radia Poznań, że "podejrzany na wolności mógłby popełnić podobny czyn, grozi mu surowa kara, a po wyjściu z aresztu mógłby wpływać na zeznania świadków".

Zbysław C. trafił na oddział szpitalny aresztu. Sąd czeka teraz na opinię biegłych ws. tego, czy mężczyzna jest poczytalny. Nie zmienił też decyzji ws. przeniesienia go do zwykłej części aresztu.

Przypomnijmy, że świadkowie zdarzenia, z którymi rozmawiali dziennikarze Onetu, byli wstrząśnięci tym, co wydarzyło się tamtego dnia w Poznaniu.

Dramatyczne relacje świadków po ataku nożownika w Poznaniu

Jedna z kobiet, która mieszka w pobliżu, mówiła, że widziała w przeszłości sprawcę – około dwa lata temu. – Dzisiaj rano zauważyłam, jak stał w kurtce, jakby uciekł z domu, mówił coś do siebie – powiedziała.

Inny świadek opowiedział, że w pewnym momencie usłyszał płacz dzieci. – To był wysoki, starszy facet – stwierdził. – Był wysoki, chudy, w obdartej kurtce, miał na sobie sportowe zniszczone buty. Nic w jego oczach nie widziałam, ale nikt normalny by tego nie zrobił, nie zaatakowałby niewinnego dziecka – przekazał kolejny świadek.

Po tragedii głos zabrał też Grzegorz Konopczyński, który pomagał obezwładnić napastnika. Brygadzista w firmie Remondis Sanitech, jak podało wówczas również Radio Poznań, usłyszał wołanie przedszkolanek o pomoc. 

71-latek nie był wówczas jeszcze zatrzymany. Negocjowała z nim policjantka, która była po służbie, ale znalazła się w tej okolicy w chwili tragedii.

– Ja go od tyłu zaszedłem, po prostu go uderzyłem w łydkę, w tym momencie on stracił równowagę, się nachylił i w momencie, kiedy on się nachylał, uderzyłem go kolanem w żebro i w tym momencie on też nóż wypuścił. Jak nóż wypuścił, to go odtrąciłem i potem na nim pani policjantka przysiadła. Jeden z moich kolegów z brygady też podbiegł i trzymał nogi – opowiadał rozgłośni pan Grzegorz.

Jak dodał, trzymał kciuki za to dziecko. – Nie dawał żadnych znaków. Ratownicy ostatnie słowa, które powiedzieli to: nie czuć pulsu. Ja już wiedziałem, czym to grozi – mówił poruszony sytuacją mężczyzna.