Spięcie w "Dzień dobry TVN". Synowie Wałęsy gorzko o swojej relacji
Synowie Wałęsy w "Dzień dobry TVN". Między braćmi doszło do spięcia
Lech Wałęsa i jego żona Danuta mają ośmioro dzieci, które rozwinęły swoje życie w różnych kierunkach. Najstarsze ma obecnie 53 lata, a najmłodsze 38 lat. Ich imiona to: Bogdan, Sławomir, Przemysław, Jarosław, Magdalena, Anna, Maria Wiktoria i Brygida.
Spośród nich Jarosław Wałęsa, czwarte dziecko w rodzeństwie, zdobył największą rozpoznawalność, angażując się w działalność polityczną i często pojawiając się publicznie obok swojego znanego ojca. Z kolei najstarszy syn, Bogdan Wałęsa, mieszka w Trójmieście i jest ojcem Weroniki i Marcina. Obecnie rzadko pojawia się w mediach.
Podczas promocji książki "Lech Wałęsa '80", dwóch synów byłego prezydenta podzieliło się w programie "Dzień dobry TVN" wspomnieniami na temat codziennego życia w domu ich ojca-polityka. Goście śniadaniówki wyznali, że ich tata rzadko przebywał w domu.
– Jak już był, to był oczywiście wymagający, ostry wykonawca poleceń mamy (...) Ukarać, wychować. Jak był, bo generalnie go nie było. Mama zastępowała go, jak potrafiła – powiedział Bogdan. Wówczas atmosfera między braćmi zrobiła się gęsta.
– Zazdroszczę Bogdanowi, bo jest ode mnie starszy. W 1980 r. miał już 10 lat, więc on przez 10 lat miał ojca. Ja już jako 4-latek miałem lidera "Solidarności" – odpowiedział Jarosław.
Między synami Wałęsy doszło do spięcia. Bogdan zareagował stanowczo: "Nie zgadzam się, bo ojca po prostu nie było". – Urodziłem się w 1970 r. i on już wtedy zaczął swoją działalność. Wiecznie był zatrzymywany, aresztowany, albo gdzieś na jakimś pochodzie. Raz byłem z nim na modlitwie w Kościele Mariackim, to też oczywiście był aresztowany – dodał.
Jarosław starał się przekonać, że jego tata, mimo różnych okoliczności, starał się być dobrym ojcem.
– Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo nienormalna to była sytuacja dla małych dzieci. Nie mam innego wzorca ojca, to była dla mnie normalność. (...) Tych wspólnych momentów nie było wiele, można policzyć na palcach jednej ręki, ale jak już był z nami, to był wspaniały. Na tyle, na ile potrafił być czuły, to był. Kiedy mógł, to był, ale stanowczo za mało go było, żebyśmy mieli w pełni ojca i matkę – podkreślił.
Jarosław przyznał, że bycie synem Wałęsy, niesie ze sobą wiele wyzwań. – Ostatnie osiem lat, gdy pracowałem w służbach, w ABW, dostawałem straszne baty (...) Gdy poszedłem do swojego dyrektora, żeby dowiedzieć się, dlaczego coś się stało, zapewnić, że mogę coś poprawić, usłyszałem "nie muszę się panu tłumaczyć". To było cięcie przy samej ziemi – powiedział prezes Fundacji "Instytut Lecha Wałęsy".
W dalszej części spotkania Bogdan dał do zrozumienia, że w środku wciąż ma żal do taty. – Zapytałem go ostatnio: "ojciec, a gdzie ty byłeś, gdy ja ciebie potrzebowałem?". Mówi "nie umiecie być silni", "nie umiecie wygrywać", a kto miał nas tego nauczyć? – zapytał wymownie.
Wówczas Jarosław wkroczył do akcji, starając się ocieplić wizerunek ojca. – Ojciec dał wspaniałą lekcję nam wszystkim. Nie wiem, jak tobie, ale mnie nigdy nie powiedział "rób to", "rób tamto", "zajmuj się tym czy tamtym". On powiedział: "cokolwiek robisz, musisz wierzyć w siebie i w to, co robisz". Mówił jeszcze tak: "Wychodziłem z największej biedy. Miałem tylko dwie rzeczy: wiarę w Boga i wiarę w to, co robię". I to jest najlepsza lekcja, jaką mógł nam dać. Jeśli wierzysz w siebie, to nikt cię nie pokona – stwierdził.
Bogdan zaznaczył, że więź między rodzeństwem nie jest silna, oceniając gorzko: "Jest nas ośmioro, ale każdy jest jedynakiem". – Dopiero teraz próbujemy to naprawiać, budować, bo mamy poważne braki. Jesteśmy rodzeństwem, ale jesteśmy prawie obcymi sobie ludźmi – oznajmił.
Pod koniec gospodarze programu zapytali synów laureata pokojowej nagrody Nobla, czy są w stanie wybaczyć tacie, to, że na pierwszym miejscu stawiał działalność polityczną.
– Mój ojciec osiągnął niesamowitą rzecz. Mam bohatera narodowego za ojca i jestem mu wdzięczny za to, że żyję w wolnym kraju – podsumował Jarosław.
– To nie jest żal nie do wybaczenia. Wszystko rozumiem, bo mamy to, co mamy dzięki niemu – skwitował Bogdan.