"Gdybym miała taką matkę, tobym się zabiła". To jej słowa o posłance Filiks podpaliły Sejm i Polskę
Jej wypowiedzi w Sejmie wstrząsnęły Polską. Ale w Łodzi raczej nie wywołują wielkiego zdziwienia. Nawet w środowisku Zjednoczonej Prawicy.
– Muszę pani powiedzieć, że to jest jej normalne zachowanie. Awantura to jej drugie "ja" – zaskakuje jeden z prawicowych działaczy. Choć jednocześnie zastrzega, że za bardzo jej nie zna. Nie słyszał wypowiedzi w Sejmie. I w ogóle nie chce się wypowiadać.
Sekretarz PiS z województwa łódzkiego również nie chce komentować wypowiedzi posłanki. – Pani Agnieszka Wojciechowska van Heukelom nie jest członkiem partii politycznej, więc nie będę tego komentował. Ale słynie z tego, że dosadnie formułuje opinie – reaguje Sebastian Bulak.
Na czym polega ta dosadność?
W Łodzi szybko można się przekonać, jakie z tego powodu nowa posłanka PiS budzi emocje. Szczególnie środowisku prezydent Hanny Zdanowskiej ostro dała się we znaki.
– Dla nas jej zachowanie w Sejmie to żadne zaskoczenie. Wiedzieliśmy, czego spodziewać się po tej osobie. A teraz jakość prezentowaną u nas, na łódzkim ogródku, przeniosła na ogródek sejmowy. I mamy tego efekt – mówi Antonina Majchrzak, łódzka radna.
Przyznaje, że Agnieszka Wojciechowska van Heukelom może być dla PiS dobrym nabytkiem. – Jeżeli będą potrzebowali osoby, która jest bezwzględna w swoich wypowiedziach i działaniach – zastrzega.
Wtedy nowa posłanka może odegrać swoją rolę.
– Powiedziałabym, że jest to osoba bezwzględna, przepełniona wrogością i nienawiścią, jeśli chce zrealizować jakiś swój cel. Mówi negatywnie o innych ludziach, którzy nie pasują do jej wizji rzeczywistości albo wizji kogoś innego, która jest jej przedkładana. Dodatkowo jest to kobieta, a w PiS brakuje takich postaci, która nie ma jeszcze zapisanych kart w polityce ogólnopolskiej. Jest dość świeża i na pewno może stać się pewnego rodzaju nabojem w broni politycznej. Bardzo negatywnym, który często wprowadza zamęt. Tak jak teraz. Jej wypowiedź w Sejmie to prowokowanie i wkładanie kija w mrowisko – komentuje.
Tą wypowiedzią posłanka klubu PiS, która w Sejmie zasiada po raz pierwszy, mocno zwróciła na siebie uwagę. Jeśli na forum ogólnopolskim ktoś wcześniej jej nie znał, to teraz na pewno ją zauważył i zapamiętał.
– Przykro mi, że akurat państwa uwagę zwróciłam dopiero teraz. Działam od wielu lat, mam kilka odznaczeń państwowych, wygrałam różne plebiscyty, zdobyłam nagrody mieszkańców. I tak naprawdę przypisywanie mi teraz chęci zwrócenia na siebie uwagi jest mocno chybione. To dzięki temu, że wcześniej zwrócono na mnie uwagę, weszłam do Sejmu – reaguje w rozmowie z naTemat Agnieszka Wojciechowska van Heukelom.
Wie, z czego jest znana. Ma świadomość swojego wyrazistego języka.
– Cięty język nie jest wadą, wręcz zaletą. W polemikach bardzo trudno jest sobie ze mną poradzić. Ale ja nie używam niekulturalnego języka, w przeciwieństwo do pani poseł, którą krytykowałam. Nie bluźnię. Nie używam wulgaryzmów. Natomiast, owszem, słynę z ciętej riposty. Choć w tym przypadku trudno mówić o ripoście, bo z nikim nie dyskutowałam – mówi.
"Gdybym miała taką matkę, tobym się zabiła"
Przypomnijmy, 17 stycznia Agnieszka Maria Kłopotek (PSL) oznajmiła na sali plenarnej w Sejmie, że w trakcie wystąpienia ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza ze strony Agnieszki Wojciechowskiej van Heukelom miały paść szokujące słowa odnoszące się do Magdaleny FIliks, której syn popełnił samobójstwo: – Gdybym miała taką matkę, tobym się zabiła.
Gdy potem weszła na mównicę, marszałek Sejmu wyłączył jej mikrofon. Mówiła wtedy: – Zachowanie pani poseł, którą dotknęła ta tragedia, jest tak niestosowne. Dwa dni temu miałam okazję obserwować panią Filiks, która się zachowywała w sposób wulgarny, ordynarny, wskazujący na przyzwyczajenie do używek.
– Nie chcę deprecjonować bez powodu innej kobiety w polityce. Ale widzimy tu, że pani posłanka zachowuje się w sposób skandaliczny w stosunku do innych kobiet w polityce. To jest straszne. Abstrahując od tego, że każdy z nas ma jakąś agendę polityczną i możemy się ze sobą nie zgadzać, to te wypowiedzi są poza jakimkolwiek poziomem czegokolwiek. A argumenty ad personam druzgocące – ocenia Antonina Majchrzak.
W komentarzach internetowych burza.
W rozmowie z naTemat Agnieszka Wojciechowska van Heukelom tak to tłumaczy:
– To nie było zamierzone. Wywołano mnie do tablicy, ale uniemożliwiono mi wypowiedź, aby wyjaśnić tę sytuację. O co tak naprawdę ta burza? Że jedna pani podsłuchała i doniosła z mównicy, co druga pani mówi o trzeciej pani? Błagam, przecież nie będziemy się bawić w taką dziecinadę i przedszkole. To jest absurdalne. I ja mam się do tego odnosić jako poseł? Próbowałam to wyjaśnić z mównicy, a ponieważ mi to uniemożliwiono, złożyłam oświadczenie do protokołu i na tym koniec. Nie będę tego już komentowała.
Dodaje jednak i kilka razy powtarza to w rozmowie: – Ja naprawdę jestem człowiekiem empatycznym i w żaden sposób nigdy nie kpiłam z ludzkiej tragedii i nieszczęścia. Wręcz przeciwnie, zawsze niosłam pomoc. Imputowanie mi braku empatii jest absurdalne.
Ja odnosiłam się pod nosem do konkretnych zachowań pani poseł a nie do tragedii, która przeżyła. Czym innym jest moja empatia wobec nieszczęścia kobiety, którą mam w sobie, co udowodniłam to na przestrzeni lat, pomagając bezinteresownie obcym ludziom w nieszczęśliwych sytuacjach. I czym innym jest krytykowanie osoby publicznej, posła. Każdy z nas ma prawo do oceny nagannych zachowań. I moja wypowiedź ich dotyczyła.
– Mam nadzieję, że taka sytuacja jak ta się nie powtórzy – mówi.
Wojciechowska van Heukelom jako społeczniczka
W Łodzi znana jest jako działaczka społeczna, kojarzona z walką z dziką reprywatyzacją i sprawami praw krzywdzonych spółdzielców oraz lokatorów kamienic. Przez wiele lat prezeska Europejskiego Centrum Inicjatyw Obywatelskich (ECIO), która często mówiła o tym, że sprawy społeczne są dla niej priorytetem. Że od lat stara się być tam, gdzie Łodzianie jej potrzebują. Lub: – Jestem predysponowana do tego, by zająć się sprawami społecznymi.
"Posłanka Łodzian" – taki wielki napis wita wszystkich, którzy zajrzą na jej stronę internetową. "Bezpartyjna społeczniczka" – czytamy niżej, mniejszymi literami.
Sama pisze o sobie: "Od wielu lat działam na rzecz mieszkańców naszego miasta i regionu. Mam naturę społecznika – nie potrafię przejść obojętnie obok ludzi pokrzywdzonych. Moi wspaniali Rodzice nauczyli mnie najpierw myśleć o innych, a dopiero potem o sobie, walczyć w obronie słabszych i bezradnych. Tak samo wychowałam swoją dorosłą już Córkę. Praca na rzecz innych to moja pasja".
Działacz prawicy: – Jak ludzie się zgłaszają, to stara się pomagać. Nie można jej zarzucić, że nie angażuje się, jeśli chodzi o czyścicieli kamienic, czy problemy z wodomierzami na Widzewie. Potrafi zrobić awanturę, stara się pomóc. Na ile jest to skuteczne? Nie wiem, to bardzo subiektywne.
Robert Pawlak, łódzki radny: – Wielokrotnie tytułowała się społecznikiem. Owszem, działała. Natomiast wielokrotnie robiła na tym politykę i dzięki temu została posłem. Moim zdaniem wypływała, płynęła i dopłynęła do Sejmu na nieszczęściu ludzi, którzy często mieszkają w warunkach, w jakich nie powinni, i są wykorzystywani przez właścicieli kamienic.
– Ja bym ją nazwał znaną awanturniczką, a nie znaną społeczniczką – reaguje.
Jej zachowania zawsze były chamskie, aroganckie, niegrzeczne. Jest grupa osób, która idzie jak bulterier, który nakrzyczy, naubliża i nie przejmuje się tym, że zgnoi człowieka. Z jednej strony ona próbuje pokazać się jako osoba wrażliwa na ból człowieka, który cierpi, bo ma złe warunki mieszkaniowe. Z drugiej strony pokazała swoją wrażliwość słowami, które padły w Sejmie.
Po tych słowach, jak mówi, ogarnęła go bezradność i bezsilność na tego typu zachowania: – Ciężko to komentować. Bo normalny człowiek w żaden sposób nie wpadłby na to, żeby w ogóle, tym bardziej publicznie używać takich słów. Takie słowa z ust parlamentarzysty paść nie powinny. A późniejsze tłumaczenie było brnięciem dalej w ocenianie pani posłanki Filiks. Szczęście, że pan marszałek wyłączył mikrofon. Nikt nie ma prawa oceniać osoby, która straciła dziecko. To jest coś nieopisanego.
Uważa, że Agnieszka Wojciechowska van Heukelom może stać się nową bulterierką PiS.
Porównywana do Krystyny Pawłowicz
To ona w czasie protestów PiS przed siedzibą TVP w grudniu zaczęła wykrzykiwać, że "potrafi rozprawić się ze zdrajcami". To ona nazwała też Szymona Hołownię niedouczonym i niewykształconym marszałkiem Sejmu.
To również ona, tuż przed wyborami, oburzała się na billboardy WOŚP z hasłem "Pokonajmy zło. Wygramy" i wysłała do PKW zawiadomienie, by sprawdzić, czy są nielegalnym finansowaniem kampanii wyborczej opozycji.
A w 2020 roku to ona złożyła przeciwko posłance Joannie Scheuring-Wielgus ws. jej wtargnięcia do kościoła, zakłócania porządku i obrażała uczucia religijne zgromadzonych.
– Mamy do czynienia z osobą, która podaje się za aktywistkę, która w sposób apolityczny chce pomagać ludziom w słusznej sprawie, a tak naprawdę przez ostatnie lata realizowała agendę polityczną PiS. Przy czym przez cały okres swojej działalności aktywnie się tego wypierała. A sami zobaczyliśmy, że w 2023 roku została wynagrodzona przez PiS, jako pierwsza kobieta na liście, co skutkowało objęciem mandatu – komentuje Antonina Majchrzak.
Kiedyś nazwała ją agentką PiS.
Teraz porównuje ją do Krystyny Pawłowicz. Ale też przypomina jej Elżbietę Jaworowicz. Zresztą, jako społeczniczka, Agnieszka Wojciechowska van Heukelom sama gościła w jej programach w TVP. Podobnie jak w TVP Info. I w prawicowych portalach, gdzie mówiła np., że dzieci na mrozie zbierały na kampanie Tuska.
– Nie można jej zarzucić bierności, bo ona faktycznie przez te wszystkie lata była bardzo aktywna. Tylko aktywna w negatywny i nieznoszący kompromisu czy rozmowy sposób. Bardzo atakujący. I krzywdzące dla innych społeczników. Bo to jest takie koło życia takich osób. Kiedy nie ma kampanii wyborczej, nazywają się aktywistami. Potem startują w wyborach, są politykami. A gdy przegrywają, znów nazywają się aktywistami – mówi radna.
"Ludzie chwalą mnie za używanie pięknej polszczyzny"
Agnieszka Wojciechowska van Heukelom odpiera wszystkie zarzuty.
Chamskie zachowanie?
– Proszę sobie poczytać różne komentarze. Ludzie chwalą mnie za używanie bardzo pięknej polszczyzny. To, że ktoś może być sfrustrowany tym, że nie daje sobie rady w dyskusjach, to sprawa tych polityków – odpowiada.
Społecznik czy polityk?
– Jestem bardzo zaangażowana w sprawy społeczne. Nie rozumiem hipokryzji osób, które twierdzą, że społecznik nie może się zająć polityką. Polityka pojmowana według teorii Arystotelesa to rozsądna troska o wspólne dobro. To, że na całym świecie do polityki idą ludzie, którzy mają osiągnięcia na niwie społecznej, jest oczywiste. To, że u nas do polityki bierze się partyjnych aparatczyków, wyciąganych zza szafy, to druga sprawa. Jestem zwolennikiem pierwszej ścieżki.
Działalność społeczna?
– Rozumiem frustracje lokalnych polityków. Sam fakt, że mieszkańcy przychodzą od lat po pomoc do mnie, a nie do nich, jest dla mnie oczywisty. Tak zdarzało się na przestrzeni lat. Nie mogę odpowiadać za cudzie frustracje. Jestem społecznikiem z krwi i kości i byłam nim zawsze, od czasu szkoły i studiów. Ludzie, którzy mnie znają, mogą zaświadczyć. Moje dokonania, na niwie społecznej zostały wielokrotnie nagrodzone.
Jest bezpartyjna. W wyborach 2023 startowała z listy PiS. – Śmieszą mnie te wszystkie komentarze, jak piszą, że jestem typową pisówą. W jakim sensie? Przecież ja nie jestem członkiem żadnej partii. Jestem w klubie PiS. Jestem człowiekiem niezależnym – mówi.
Długa polityczna droga do Sejmu
Wcześniej nie zajmowała politycznych stanowisk, nie pełniła żadnego mandatu, choć z polityką związana jest od lat. – Ona tylko startowała w ostatnich wyborach z PiS. Kiedyś była związana z innymi partiami. Była chyba wszędzie i chyba nigdzie na długo nie mogła zagrzać miejsca. I teraz się doczekała – mówi jeden z lokalnych działaczy.
W jej biogramach przewija się PiS, Polska Jest Najważniejsza, Polska Razem, Kukiz'15, Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego.
Była rzeczniczką prasową wojewody łódzkiego. Asystentką prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego. Kierowała kampanią wyborczą Joanny Kluzik-Rostkowskiej (2007), była dyrektorką jej biura. Uczestniczyła w kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego w 2010 roku.
W międzyczasie przez kilka lat mieszkała w Holandii.
Pierwszy raz próbowała dostać się do Sejmu w 2011 roku. W 2014 kandydowała w wyborach na stanowisko prezydenta Łodzi. W 2015 – ponownie Sejm, z ramienia Kukiz'15. I 2018 – ponowna próba na prezydenta Łodzi.
– Zawsze interesowałam się polityką, bo człowiek, który interesuje się sprawami społecznymi, na ogół interesuje się polityką – odpowiada.
"Nazwisko po mężu jest typowo holenderskie"
Mówi jak pistolet. Szybko. Na wszystko ma natychmiastową odpowiedź.
– Nazwisko po mężu jest typowo holenderskie, tak samo się czyta, jak pisze. A ludzie nie sprawdzą, tylko wypisują, że to niemieckie nazwisko.
– Komentarze? Gdybym miała się nad nimi pochylać, to musiałabym osiwieć. Ponieważ jestem asertywna, to nie zamierzam tego robić. Trudno oczekiwać sympatii od moich oponentów politycznych.
– Awanturnica? Wychodzę, bronię mieszkańców, walczę w ich obronie z czyścicielami kamienic, trafiam z nim do sądu i zazwyczaj wygrywam. To proszę mi powiedzieć: awanturnica? Czy człowiek, który skutecznie pomaga biednym ludziom?
– Lokalne spory w Łodzi? Jestem oponentką działań Hanny Zdanowskiej, więc trudno, żeby lokalnie nie było dyskusji. A ja co do zasady krytykuję nieprawidłowości, staram się z nimi walczyć i pomagać ludziom.
To również ona w 2021 roku złożyła wniosek o referendum w sprawie odwołania prezydent Łodzi. Referendum jednak się nie odbyło, podobno zabrakło tysięcy podpisów.
Czytaj także: https://natemat.pl/536978,skandaliczne-zachowanie-w-sejmie-szokujace-slowa-poslanki-pis