Polskie bikini reality show Netfliksa ma drugi sezon! Szykujcie się na jeszcze więcej dram i emocji
- "Love Never Lies" to pierwsze polskie reality show Netfliksa, które miało premierę w 2023 roku
- Sześć par jest zamkniętych w luksusowej willi i analizowanych przez wykrywacz kłamstw Eye Detect (które wyczytuje kłamstwo z oczu)
- Para, która skłamie najmniej razy, wygra ponad 100 tysięcy złotych (ostateczna kwota zależy od liczby kłamstw wszystkich uczestników w całym programie)
- W drugim sezonie "Love Never Lies" występują: Amanda i Kornel, Karolina i Maks, Sandra i Bill, Paula i Kamil, Roksana i Marek oraz Paulina i Ania
- Prowadzącą ponownie jest Maja Bohosiewicz
- Premiera części pierwszej (sześć odcinków) ma miejsce 31 stycznia (6 odcinków), a drugiej (finał i reunion) – 7 lutego
"Love Never Lies" to już znany w Polsce format. Hitowy. Sześć par, wykrywacz kłamstw EyeDetect, intymne pytania, które są prawdą lub kłamstwem. Za prawdę do wspólnej puli dodawane są dwa tysiące, za kłamstwo tyle samo jest odejmowanych.
Stawka? Para, która kłamała najmniej, otrzyma całą kwotę. Co wcale nie oznaczy, że... dalej będzie parą, bo niektóre kłamstwa mocno zabolą. Nie mówiąc już o romansach, które w pierwszym sezonie też miały miejsce. A jak jest w drugim, którego pierwsza część zadebiutowała na Netfliksie 31 stycznia?
Uczestnicy drugiego sezonu "Love Never Lies" znowu są głównie młodzi
Prowadzącą ponownie jest Maja Bohosiewicz i poznajemy sześć nowych par. Amanda i Kornel (25 i 28 lat) są ze sobą dziewięć lat, dwa lata temu się zaręczyli i przez pracę Kornela żyją ze sobą na odległość; Karolina i Maks (23 i 22 lata) mają dwuletni staż i borykają się z trudami codzienności po wspólnym zamieszkaniu; a Sandra i Bill (21 i 20) nazywają swój dwuletni związek rollercoasterem. Dużo przeszli, ale, jak mówią, trzyma ich miłość do siebie.
Są też Paula i Kamil (24 i 28 lat), razem od pięciu lat, nazywają swój związek – żywiołowym. Ona chciałaby już wziąć ślub, on... tak średnio. Roksana i Marek (19 i 23 lata) są ze sobą z kolei dwa lata, ale ostatnio coś zaczęło się psuć.
Stawkę zamykają Paulina i Ania (28 i 35 lat), jedyna jednopłciowa para w programie. Ich związek trwa kilkanaście miesięcy, a dla Pauliny jest pierwszym poważnym. I nie tylko, to jej pierwsza relacja z kobietą. Ania chciałaby być z nią już na poważnie, ale jej partnerka zwleka z podjęciem decyzji.
Jak wypadają? Kilka osób to mocne, telewizyjne osobowości, reszta wypada dość blado. Znowu są w większości osoby młode, najstarsza ma 35 lat. Szkoda, że nie ma większej różnorodności wiekowej i stażowej, na co zresztą narzekano również podczas pierwszego sezonu.
Mam również wrażenie, że dobrano pary z jeszcze większymi problemami. Jedną uczestniczkę partner zdradził z sześcioma osobami, inna czuje się skrajnie nieszczęśliwa w związku. Jeden z mężczyzn ma podejrzenia wobec kolegi z pracy swojej dziewczyny, z kolei ta czuje się w związku jak sprzątaczka i opiekunka.
Większość z par budziła we mnie reakcję: "okej, ale czemu w ogóle jesteście jeszcze ze sobą razem, skoro jest aż tak źle"? Nie mówiąc już, dlaczego nie poszli w pierwszej kolejności do terapeuty par, co zresztą nasuwało mi się na myśl również podczas seansu koszmarnego nowego programu TVN z Ewą Chodakowską i Joanną Krupą.
W niektórych przypadkach nie pomógłby jednak najlepszy terapeuta, bo niektórzy z uczestników są w związkach jak żywe czerwone flagi. Namiętnie kłamią, namiętnie zdradzają, namiętnie ranią. Nóż się w kieszeni otwiera. Fakt, że ktoś jest w związku z takim "toksykiem" naprawdę boli.
Spośród sześciu par w "Love Never Lies" tylko dwie wydają się na początku naprawdę szczęśliwe. Ale oczywiście to się szybko zmieni, bo producenci serialu wcale nie mają zamiaru pomóc swoim bohaterom odzyskać zaufania czy przepracować problemy. Chcą przede wszystkim zrobić show, to w końcu telewizja (albo streaming, jak kto woli).
"Love Never Lies" to rozrywka? Raczej emocjonalna męka
"Ryk, wyk, szloch i emocjonalny łomot w pakiecie" – pisała o pierwszym sezonie Joanna Stawczyk z naTemat, a Helena Łygas oceniła: "Przy 'Love Never Lies' (...) "Love Island" jest jak lekki kuksaniec w porównaniu do srogiego wpier****" (...) Ten z założenia rozrywkowy program ma ciężar gatunkowy dramatu, który stopniowo zacznie zamieniać się w thriller psychologiczny".
Swój tekst Helena zatytułowała zresztą: "Po obejrzeniu tego show Netflixa wielu zada sobie pytanie: 'Po co w ogóle się z kimś wiązać?'". Po pierwszym sezonie miałam podobne odczucia. W "Love Never Lies" miłość była jedną wielką męczarnią, oceanem romantycznych red flagów i taką liczbą osobistych traum, że Freud miałby używanie.
W drugim sezonie jest pod tym względem... jeszcze gorzej. "Love Never Lies" rzuca na swoich uczestników tonę nowych trosk i roznieca świeże konflikty. Zadaje im się najbardziej intymne pytania i to takie, które czasami naprawdę są grubą przesadą.
Ale to nie wszystko. Tak jak w pierwszym sezonie do programu wpuszczani są również "atrakcyjni single", którzy mają kusić uczestników. Ci zamykani są w Willi Pokus, a ich drugie połówki wszystko oglądają na kamerach w... Willi Obaw.
Tym razem Netflix poszedł na grubo, bo zaprosił też ludzi z życia albo przeszłości bohaterów "Love Never Lies". Dziewczyna płacze, bo jej chłopak jest chorobliwie zazdrosny o znajomego z pracy? Super, to producenci zaproszą tego kolegę i wsadzą go z nią do Willi Pokus. To na pewno ostudzi napięcie w związku.
Efekt jest taki, że emocjonalny łomot, o którym pisała moja redakcyjna koleżanka, jest jeszcze większy. Oglądasz ludzi, którzy wywlekają swoje brudy, odkrywają swoje kłamstwa, patrzą, jak ich ukochana osoba całuje się z jakimś randomem. Dowiadują się o zdradach, kłamstwach, obawach. Płaczą, wpadają w panikę, mają załamania nerwowe, krzyczą. Absolutne emocjonalne zaoranie.
Dla mnie jako widzki już pierwszy sezon był zbyt dużym obciążeniem. Teraz jednak ledwo dotarłam do końca. Pewnie, chciałam wiedzieć, co dalej, bo każdy odcinek kończy się mocnym zwrotem akcji, a "Love Never Lies" jest idealnym guilty pleasure i (niestety) wciąga jak diabli. Ale szybko miałam już przesyt dramatami, tragediami, łzami. Ba, uznałam, że miłość to bagno, bo po programie Netfliksa... naprawdę trudno mieć inne zdanie.
Uczestnicy są prowokowani do ciężkich wyznań i toksycznych zachowań, czasem nawet do zemsty i zdrad. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Jeśli widzimy na kamerce, że nasz facet całuje się namiętnie z jakąś dziewczyną, to możliwe, że po atakach płaczu i nerwowych spazmach chętnie wpadniemy w ramiona przystojnego pocieszyciela. Ot, psychologia. Nie mówiąc już o tym, że każde kłamstwo budzi nową lawinę podejrzeń, bo co jeśli tłumaczenia partnera to też kłamstwo?
Drugi sezon "Love Never Lies" tylko dla fanów dram
Ludzie lubią dramy, więc nie dziwię się popularności programu. Zwłaszcza że to kolejne bikini reality show z ładnymi ludźmi, których możemy podglądać w najbardziej intymnych sytuacjach. Lubimy też patologie i ból, na tym opiera się "Love Never Lies".
Tylko czy granica nie została tu przekroczona? Czy ci ludzie nie są po prostu przejeżdżani walcem pod pozorem "sprawdzenia, czy ich miłość jest prawdziwa"? Naprawdę to już wiwisekcja.
Mam wrażenie, że twórcy wykorzystują tu naiwność młodych osób, które być może naprawdę sądzili, że naprawią w programie swoje związki (chociaż oczywiście raczej nie każdy się zgłosił jedynie w tym celu). Tymczasem serwują im bombę za bombą. Wszystko w białych rękawiczkach, bo przecież ta męczarnia jest po to, żeby poznać prawdę. Żeby odkryć prawdziwą miłość! Ma to zresztą akcentować śmiertelnie poważna mina Mai Bohosiewicz.
Ale czy większość tych "prawda" jest konieczna? Czy musimy wiedzieć wszystko, znać nawet najskrytsze myśli drugiej osoby? Niektóre rzeczy, których się dowiadujemy, naprawdę wydają się być poruszane jedynie dla dramy. Ciosów poniżej pasa jest w tym sezonie sporo. Dlatego lepiej nie wierzcie w szlachetne intencje twórców.
Tyle jeśli chodzi o emocjonalny aspekt. Realizacyjnie "Love Never Lies" jest znowu bardzo sprawne: szybki montaż, ładne zdjęcia, rajska sceneria, popowe kawałki. Niektóre wideo prezentujące pary czy "atrakcyjnych singli" są wręcz komiczne, ale w końcu to "bikini reality show": trzeba prężyć muskuły i hasać nad basenem.
Jeśli ktoś uwielbia dramy i każdą ogląda z popcornem w ręku, będzie zachwycony: w drugim sezonie "Love Never Lies" jest ich więcej. Ale jeśli jesteś wrażliwy, empatyczny i wierzysz w miłość, może zastanów się dwa razy, zanim włączysz hit Netfliksa? Ja czułam się, jakbym dostawała w głowę cegłą. Raz za razem. Ludzie, ile można?!
Ale cóż, fejm to fejm, jak nie wyjdzie w związku, zawsze można zostać influencerem (tak, jestem cyniczna).